„Do Rzeczy”: czyja Polska 2014?

„Do Rzeczy”: czyja Polska 2014?

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Do Rzeczy”: czyja Polska 2014?
„Do Rzeczy”: czyja Polska 2014?
To będzie rok zmian, przetasowań i manewrów. Od ich wyniku zależał będzie ostateczny kształt przesilenia politycznego, do którego dojdzie w roku 2015. Przyjrzyjmy się głównym aktorom tego spektaklu. W  noworocznym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” o tym, do kogo będzie należał rok 2014.

Ponadto w noworocznym „Do Rzeczy” Jadwiga Staniszkis o tym, jak PO szykuje się na ciężkie czasy, Bronisław Wildstein o tym, dlaczego tylko Prawo i Sprawiedliwość jest prawdziwą opozycją, Piotr Semka o wyzwaniach stojących przed Platformą Obywatelską, Piotr Gursztyn – o Schetyny życiu po linczu, Antoni Macierewicz o pułapkach śledztwa smoleńskiego, a Adam Hofman o kwitach służb na opozycję.

Realiści twierdzą, że to się nie może udać. Jednak sądzili też, i to już wielokrotnie, że Jarosław Kaczyński definitywnie się skończył, że jego wyborcy zniechęcają się albo wymierają jak dinozaury. Tymczasem politycznym pytaniem roku 2014 nie jest już to, czy PiS może jeszcze kiedykolwiek wygrać wybory, tylko czy wygra je tak wysoko, aby samodzielnie rządzić – pisze o prezesie Prawa i Sprawiedliwości Rafał A. Ziemkiewicz, który przyjrzał się temu, co nowy rok przyniesie liderom polskich partii politycznych, oraz postaciom, które mają-= największy wpływ na ton i temat polskiej debaty publicznej. W jego opinii nie lada wyzwanie czeka premiera Donalda Tuska. Aby trwać, musi Tusk dokonać ostatecznego przeorganizowania partii, na której czele stoi. A ściślej − musi dokończyć to, co w tej mierze zaczął w roku 2013. Partię w czasach prosperity jednoczoną profitami czerpanymi ze sprawowania władzy w kryzysie spoić może tylko świadomość, że bez wodza zginie. Na zasadzie: tylko Tusk może uratować nas wszystkich przed utratą stanowisk i „obrywów”, a w wielu wypadkach wręcz przed odpowiedzialnością karną – ocenia Ziemkiewicz. Co czeka politycznych liderów w przyszłym roku – w nowym „Do Rzeczy”.

Czy w nowym roku będziemy świadkami schyłku Platformy Obywatelskiej? To bardzo prawdopodobne. Ostatnia konwencja PO była nie tylko pokazem mściwości i małostkowości, które Tusk okazał w rozprawie z Grzegorzem Schetyną. Można było na niej również zaobserwować pewien trend w doborze współpracowników. Tusk jest świadomy powagi sytuacji i opiera się na ludziach całkowicie od niego zależnych, pozbawionych własnego zaplecza oraz dyspozycyjnych – ocenia w rozmowie z „Do Rzeczy” prof. Jadwiga Staniszkis. Jej zdaniem, to, czego jesteśmy ostatnio świadkiem to może nie jest jeszcze objaw paniki, ale znak, że premier Tusk szykuje się na ciężkie czasy. Nie chodzi jednak wyłącznie o zmiany na stanowiskach. Jeszcze niedawno można było mieć nadzieję, że rząd przygotuje jakąś koncepcję długofalowego rozwoju, którą będzie chciał wdrożyć wraz z przyjęciem nowego budżetu unijnego. Jednak w ostatnich miesiącach coraz wyraźniej widać, że nikt nie zaprząta sobie tym głowy. Rząd Tuska uprawia za to coraz bardziej jawny klientelizm – mówi prof. Staniszkis. Wywiad z Jadwigą Staniszkis w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”.

A Bronisław Wildstein zwraca uwagę, że mimo iż przyzwyczailiśmy się, że w sondażach wyborczych PiS wyprzedza PO, chociaż jeszcze rok temu ośrodki opiniotwórcze i media III RP twierdziły, iż jest to niemożliwe, to nie znaczy, że opozycja może już otrąbić sukces. W ostatnich miesiącach jej notowania są co najwyżej stabilne, jeśli nie zniżkowe. Teoretycznie, w dobrze funkcjonującej demokracji, kompromitacja czy choćby tylko porażki partii rządzącej przekładają się na poparcie dla opozycji. Powoduje to przemienność władzy i możliwości kontroli jej poczynań ze strony obywateli. III RP usiłuje wyeliminować tę naturalną dla demokracji praktykę, próbując wypchnąć poza margines życia publicznego realną opozycję – ostrzega Wildstein. W jego ocenie, ideałem tego systemu jest atrapa demokracji, w której partyjne różnice sprowadzają się wyłącznie do szyldów i postaci liderów. Wskazuje przy tym na rosnące notowania SLD. I na wyzwania, które w związku z tym stoją przed Prawem i Sprawiedliwością.

Z kolei Piotr Semka kreśli wyzwania, z którymi zmierzą się politycy Platformy Obywatelskiej. W 2013 r. Platforma musiała przełknąć to, że w sondażach wyprzedza ją PiS. W 2014 r. będzie musiała bardzo uważać, by w wyborach europejskich nie stać się partią numer trzy i nie znaleźć się nie tylko za ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego, ale także za SLD – zwraca uwagę publicysta „Do Rzeczy”. Pierwsza połowa roku minie pod znakiem kampanii wyborczej do Europarlamentu. PO będzie ją zapewne toczyć pod ulubionym hasłem Tuska: „Polska to my”. Nie zabraknie też straszenia: „Albo Platforma z Europą, albo chaos bez Europy”. Jednak oprócz grania roli jedynej partii, która może coś załatwić w Brukseli, w swoim politycznym arsenale Tusk ma już niewiele atutów na przyszły rok. Od wyniku eurowyborów zależy, jak potoczą się jesienne wybory samorządowe. Jeśli PO wygra wyścig do Brukseli, to w wyborach samorządowych też może być panem sytuacji. Jednak premier jest zbyt agresywny i despotyczny, aby wierzyć w jego deklaracje pełnej kontroli nad polską polityką – pisze Piotr Semka, zastanawiając się, kogo dosięgnie podejrzliwe oko premiera.

Na łamach „Do Rzeczy” również o największym politycznym przegranym 2013. Grzegorz Schetyna nie ma wyboru. Aby dalej istnieć w polityce, musi zniszczyć, a przynajmniej zdradzić Donalda Tuska. Nie wiadomo jeszcze, czy ma dość sił na zemstę. Nie wiadomo, czy jej chce – pisze w „Do Rzeczy” Piotr Gursztyn. I dodaje, że Donald Tusk nie dał Schetynie innego wyboru. To, co oglądaliśmy na Radzie Krajowej PO 14 grudnia, nie było spektaklem typowym dla euroatlantyckiej kultury politycznej. To widowisko łączące sceny intryg z pałacu orientalnego despoty, który każe zamordować ambitnego wezyra, z zachowaniami typowymi dla zjazdów partii bolszewickiej, gdzie klakierzy Stalina wyklinali skazanych na upadek konkurentów – ocenia publicysta „Do Rzeczy”. Jak wygląda życie PO po linczu na Schetynie – w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” także rozmowa z Antonim Macierewiczem o katastrofie smoleńskiej. Problem z waszą debatą polega na tym, że zamiast zajmować się faktami, koncentrujecie się na spekulacjach politycznych. Tymczasem analiza faktów wskazuje, że wówczas, 10 kwietnia 2010 r., w rosyjskim aparacie władzy istniała bardzo silna i wysoko postawiona grupa osób, urzędników i polityków, którzy uważali, że to śledztwo należy doprowadzić do końca w oparciu o hipotezę eksplozji. I byli przekonani, że trzeba to zbadać w sposób przejrzysty razem z Polakami, że kształtujące się państwo rosyjskie nie może być obciążone polską krwią, tak jak Sowiety były obciążone krwią przelaną w Katyniu – mówi szef zespołu badającego okoliczności katastrofy. I dodaje, że 10 kwietnia największa rosyjska agencja RIA Novosti wyprodukowała animację pokazującą wybuch w powietrzu. Animacja ta zrobiona w trzech wersjach językowych – po rosyjsku, niemiecku i angielsku – była emitowana w rosyjskiej telewizji. Po pokazaniu jej przez zespół parlamentarny m.in. w USA premier Putin rozwiązał Ria Novosti i powołał nową agencję z zupełnie innym składem personalnym – przypomina Macierewicz. Pełny wywiad – w nowym wydaniu „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” również rozmowa z Adamem Hofmanem, który twierdzi, że nie ma w Polsce drugiego tak mocno sprawdzonego polityka jak on. Sprawdzano wszystko. Nie tylko mnie, także moją rodzinę. CBA zajmowało się wszystkim i jedyną rzeczą, jaką znalazło, był podatek, który już zapłaciłem. Wszystko zapłaciłem, z odsetkami – mówi Hofman. - Teraz pewnie zajmą się moją rodziną. Dziećmi, żoną, braćmi. Może okaże się, że moi bracia coś zrobili. I dodaje, że jest problem z kontrolą nad służbami specjalnymi. Na razie będzie trwał festiwal, że co jakieś trzy tygodnie będą wyciągane kwity na jakiegoś posła opozycji. Bo utrzymanie „ładu społecznego” tego wymaga – ocenia. Po co te kwity i jak PO wykorzystuje służby – rozmowa z Adamem Hofmanem na łamach „Do Rzeczy”.

Cały artykuł dostępny jest w 1/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także