Teatr jednego aktora
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Teatr jednego aktora

Dodano:   /  Zmieniono: 
Teatr jednego aktora
Teatr jednego aktora 
W 2013 r. Platforma musiała przełknąć to, że w sondażach wyprzedza ją PiS. W 2014 r. będzie musiała bardzo uważać, by w wyborach europejskich nie stać się partią numer trzy i nie znaleźć się nie tylko za ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego, ale także za SLD

Pierwsza połowa roku minie pod znakiem kampanii wyborczej do europarlamentu. PO będzie ją zapewne toczyć pod ulubionym hasłem Tuska: „Polska to my”. Nie zabraknie też straszenia: „Albo Platforma z Europą, albo chaos bez Europy”. (…)

Nowy rok Donald Tusk teoretycznie powinien zaczynać z błogim poczuciem personalnej wygranej. Na platformerskim ringu premier nie ma już żadnego wyraźnego rywala. Czy jednak po zniknięciu Jarosława Gowina i marginalizacji Grzegorza Schetyny podejrzliwe oko premiera nie spocznie na kolejnych podejrzanych? Może na Cezarym Grabarczyku, który jako szef platformerskiej spółdzielni może być podejrzany o zbytnią samodzielność? A co z Radosławem Sikorskim? Skąd wzmianki o możliwości objęcia MSZ przez Jacka Protasiewicza?

Najbardziej zagrożony jest Rafał Grupiński, który jako jeden z ostatnich schetynowców w czołówce PO najszybciej może zapłacić odwołaniem z funkcji szefa klubu PO za swoją lojalność wobec „Shreka”. Trudniej będzie Tuskowi ukarać za hardość innego jawnego schetynowca – Andrzeja Halickiego, dopiero co wybranego na szefa mazowieckiej Platformy.

A co z samym Schetyną? Na razie Protasiewicz jako nieformalny herold Tuska wysyła jasny sygnał: jeśli Schetyna zaakceptuje obecne upokorzenia, to może doczeka się zsyłki do Brukseli. Równie dobrze może nie dostać niczego. Protasiewicz, znów w imieniu Tuska, może rozłożyć ręce i ogłosić, że Grzegorz nie znalazł uznania kolegów przy konstruowaniu list do Brukseli. Lider PO dobrze wie, że Schetyna ma niewielkie pole politycznego manewru. Ten wieloletni brutalny egzekutor partyjnej dyscypliny jest dziś śmieszny w roli rzecznika pluralizmu w partii. (…)

Tusk wymyślił nowy genialny pomysł na obsadzanie czołówki swojej partii i rządu. Wysuwa na czoło Platformy kobiety pozbawione politycznych ambicji i sprzedaje to jako politykę parytetów.Od absolutnie powolnej sobie Ewy Kopacz jako pierwszej wiceszefowej PO, poprzez niezbyt lubianą w partii Hannę Gronkiewicz-Waltz, do zapatrzonej w Tuska Elżbiety Bieńkowskiej jako superwicepremiera.

Platforma coraz bardziej staje się filią rządu. Symbolem tego odwrócenia hierarchii stało się przesunięcie Pawła Grasia z funkcji rzecznika rządu na stanowisko sekretarza generalnego. To sygnał, że to w okolicach gabinetu Tuska robi się kariery, a nie w partii. Partia ma słuchać premiera i służyć rządowi. A Tusk chce być liderem zarówno rządu, jak i Platformy jeszcze długie, długie lata.

Wielokrotne podkreślanie przez Tuska potrzeby silnego przywództwa zaczyna sprawiać wrażenie obsesji. Slogany o „żelaznej linie” między liderem a partią brzmią jak z posiedzeń stalinowskiego politbiura. Czy to już jakaś psychoza, czy jedynie brutalny pragmatyzm w kierowaniu partią? (…)

Cały artykuł dostępny jest w 1/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także