Wróblewski: Umiera wielki lewicowy projekt cywilizacji bez granic i państw bez narodów

Wróblewski: Umiera wielki lewicowy projekt cywilizacji bez granic i państw bez narodów

Dodano: 
Hiszpańska Ceuta
Hiszpańska Ceuta Źródło:PAP/EPA / REDUAN
W felietonie "Jak Cosmici doprowadzili do wojny z imigrantami" Tomasz Wróblewski zapowiada "wielką transformację zachodniego świata". "Na naszych oczach umiera wielki lewicowy projekt cywilizacji bez granic i państw bez narodów. Nie pierwszy to i nie ostatni bezmyślny koncept zrodzony w głowach progresywnych intelektualistów, a potem przenoszony z salonów do realu, na zgubę milionów" - pisze na stronie WEI.

"Karambol na lotniskach i demonstracje w miastach, po tym jak Trump zakazał wpuszczania do Ameryki obywateli siedmiu islamskich państw, to dopiero początek wielkiej transformacji zachodniego świata. (...) To nie będzie ani przyjemny ani bezbolesny proces, ale z Trumpem czy bez, nieunikniony" – prognozuje.

Wiceprezes Warsaw Enterprise Institute zauważa, że to przywódcy, którzy do tej pory z otwartymi ramionami przyjmowali imigrantów, a nie partie narodowe, skupiają się na ochronie granic, tak, aby uniemożliwić im dotarcie do swoich krajów.

"Trzeba było tysięcy gwałtów, spalonych samochodów, zrabowanych sklepów i setek ofiar zamachów terrorystycznych zanim przejrzeli na oczy. Pojęli prostą prawdę, że granice nie dzielą ludzi na narody, tylko są konsekwencją już istniejących odrębności narodowych i różnic kulturowych. Zacierając różnice między legalnymi a nielegalnymi obywatelami rozmontowują to co dotychczas definiowało poczucie przynależności, tożsamości narodowej i stanowiło o atrakcyjności państwa" – pisze Wróblewski.

"Płonące ulice Paryża, Londynu, Calais, Malmo, gangi latynowskie paraliżujące miasta od Kalifornii po Florydę, to wszystko instynktownie karze ludziom szukać oparcia w tym co znają najlepiej. Otaczać się swoimi, a jak trzeba to murami, zasiekami i prawami eliminującymi zagrożenie. W żadnym z państw, które wprowadziły, albo wprowadzają regulacje ograniczające dostęp nielegalnym imigrantom, skrajne partie narodowe nie mają jak na razie większości. Ba w większości z nich nie ma ich nawet w parlamencie. Radykalizacja nastrojów jest konsekwencją a nie przyczyną" – zauważa.

"Granice dla narodów są tym, czym płoty dla sąsiadów. W dojrzałych, spokojnych dzielnicach płoty karleją, czasem znikają, bo ludzie wiedzą jak zostały wytyczone i jak daleko mogą się posunąć. Stare teksańskie powiedzenie brzmi - rozbierając płot dzielący przyjaciół umacniasz przyjaźnie, budując mury między wrogami umacniasz pokój”. W żadnym wypadku nie zrobisz przyjaciół z wrogów, tylko dlatego, że rozbierzesz płot. A kiedy jest już za późno i w panice od nowa bierzemy się za stawianie murów, to budujemy je tylko wyższe i grubsze. Coś, co dziś obserwujemy w Ameryce i na płonących ulicach europejskich miast, coś czego zatrzymać się już nie da" – podsumowuje.

Cały artykuł znajduje się na www.wei.org.pl

Źródło: www.wei.org.pl
Czytaj także