Powrót kwestii kapłaństwa kobiet
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Powrót kwestii kapłaństwa kobiet

Dodano: 
Papież Franciszek i bp Kościoła Szwecji ks. Antje Jackelén
Papież Franciszek i bp Kościoła Szwecji ks. Antje Jackelén Źródło: PAP / ETTORE FERRARI
To, że Kościół czeka wiosna, że znajduje się on u progu nowego, nadzwyczajnego rozkwitu było, można sądzić, stałym elementem przesłania Jana Pawła II. Jednak ta przynajmniej przepowiednia najwyraźniej się nie sprawdziła. Według danych „Osservatore Romano” z początku lutego 2017 roku nie tylko, że ciągle spada ogólna liczba powołań, ale także rośnie grupa ludzi, którzy odchodzą z zakonów i ze stanu kapłańskiego. Statystyki są wręcz przerażające.

Jak podał arcybiskup Jose Rodriguez Carballo, sekretarz Kongregacji ds. Życia Konsekrowanego każdego roku ponad dwa tysiące osób porzuca stan duchowny. Komentując te informacje włoska „La Repubblica” przypomniała słowa papieża Franciszka, który w obliczu tak głębokiego kryzysu powiedział, że „jest zrozpaczony” i dodał w swoim stylu, że istnieje ryzyko, iż „coraz mniejsze zakony przywiązują się do pieniędzy, które są diabelskim nawozem”. Mówił także, że powodem tak licznych odejść jest panująca »kultura prowizorki«, relatywizm i »dyktatura pieniądza«. Franciszek porównał nawet narastający proces odchodzenia duchownych z Kościoła do „krwotoku”. Rzeczywiście, czytając dane podawane przez arcybiskupa Carballo trudno mieć inne skojarzenia. Tym bardziej że większość wystąpień dotyczy ludzi w wieku od 30 do 50 lat, co pociąga za sobą coraz szybsze starzenie się zakonników, sióstr zakonnych i księży. To zatem, że Kościół zmaga się z postępującą chorobą nie ulega wątpliwości. Jednak można się spierać o przyczyny.

Papież Franciszek wspomniał o „krwotoku” i sądzę, że to porównanie wyjątkowo trafne. Tyle że, niestety, użycie trafnej metafory nie wystarczy. Jeśli mowa o krwotoku to powstaje proste pytanie skąd on się wziął? Jaka rana go wywołała? Co sprawia, że ów upływ krwi zamiast maleć z roku na rok zdaje się mieć bardziej gwałtowny charakter?Nie wydaje się, żeby mogły to wytłumaczyć wspomniane przez Franciszka powody, czy to owa kultura prowizorki czy też dyktatura pieniądza. Ten drugi powód jest stary jak świat, dążenie do bogactwa i chciwość nie są obecnie większe niż w przeszłości. Podobnie „prowizoryczność” cywilizacji współczesnej jakoś nie przeszkadza rosnąć w siłę innym wspólnotom religijnym, czy to muzułmańskim w Europie czy zielonoświątkowym, jak to się dzieje w Ameryce Południowej. Gdzie zatem tkwi źródło owego „krwotoku”? Czym jest ta pierwotna rana, która jest tak otwarta, że Kościołowi nie udaje się wciąż zatamować krwi?

Łatwo sprawdzić, odwołując się do statystyk, że pierwszym i prawdziwym momentem załamania były lata 60., okres po Soborze Watykańskim II. Wydaje się, że doskonale to rozumiał poprzednik Franciszka, Benedykt XVI. Wiedział, że prawdziwym źródłem kryzysu katolicyzmu jest zerwanie ciągłości z Tradycją, oderwanie współczesnego Kościoła od dziedzictwa, które powinno być dla niego zawsze jedyną prawdziwą miarą. Benedykt XVI rozumiał dobrze, że wspólnota, która neguje, kwestionuje i podważa nieustannie to, co wcześniej ją uformowało, co było dla niej święte i nienaruszalne staje na skraju rozpadu. Widział choćby jak straszliwe szkody wyrządziła Kościołowi przeprowadzona przez Pawła VI reforma liturgiczna, która z dnia na dzień przekreśliła wydawało się nienaruszalne formy pobożności. Więcej: zachwiała ona tożsamością kapłanów.Zamiast być tymi, którzy oddzielają to co święte od świeckiego, którzy na ołtarzu składają bezkrwawą ofiarę stali się przede wszystkim liderami społecznymi i animatorami życia wspólnotowego. Dlatego Benedykt XVI w swoim programowym wystąpieniu mówił o potrzebie odczytania Soboru Watykańskiego II w świetle Tradycji, o przywróceniu ciągłości z pokoleniami minionymi, o potrzebie reformy „reformy”. Mógł to robić, bo wierzył, że źródłem kryzysu nie są same teksty Soboru, lecz ich błędna interpretacja, za co szczególnie obwiniał media. Tylko czy to słuszne? A może brutalna prawda jest bardziej bolesna? Może przyczyną krwotoku jest to, że wskutek Soboru po raz pierwszy sama władza papieska zaczęła być używana nie tak jak zawsze – do zachowania Tradycji, przestrzegania wierności, bronienia przed światem tego, co przekazane – ale do wprowadzania zmian? Urząd, który miał chronić i przechowywać, pilnując nienaruszalności i niezmienności depozytu, przeszedł mutację i stał się urzędem charyzmatycznym. Nagle okazało się, że władza może służyć do dokonywania nowych gestów i zaskakujących ruchów, formułowania oryginalnych nauk i forsowania własnych opinii z powołaniem się na rzekomo obudzonego Ducha.

Tu moim zdaniem tkwi istota problemu. Bowiem skutkiem tego nowego podejścia – tym co ostateczne nie jest głos Tradycji, ale opinia, czasem z ową Tradycją sprzeczna, urzędującego papieża, powołującego się na objawienie Ducha – musi być wprowadzenie relatywizmu w samo centrum życia kościelnego. O ile w przypadku wcześniejszych papieży zmiana dotyczyła spraw z punktu widzenia zwykłych katolików dość abstrakcyjnych – dialogu międzyreligijnego, ekumenizmu – o tyle Franciszek uznał, co wydaje się być całkiem logiczne, że może posunąć się dalej i że zmiany mogą obejmować też etyczną naukę Kościoła. Tak jak Paweł VI nie czuł się związany encykliką Piusa XII „Mediator Dei”, która uniemożliwiłaby reformę liturgii, a Jan Paweł II nie musiał słuchać Piusa XI i jego „Mortalium animos” organizując spotkanie w Asyżu, tak i Franciszek może podejmować nowe, niespodziewane inicjatywy i głosić nowe rozumienie starych zasad. Czasem może to prowadzić do przekreślenia nauk swoich poprzedników, co jednak jest zrozumiałe: Bóg rzeczywiście szykuje niespodzianki, a tym, który jest powołany do ich odczytania jest za każdym razem biskup Rzymu. Przeszłość już nie wiąże, to co minione nie ogranicza, stare rozstrzygnięcia nie muszą obowiązywać.

Doskonałym przykładem takiego nowego podejścia jest kwestia „kapłaństwa kobiet”. Rzecz wydawała się rozstrzygnięta nieodwołalnie, bo przecież Jan Paweł II w 1994 roku w liście apostolskim „Ordinatio Sacerdotalis” stwierdził, że Jezus wybrał na kapłanów wyłącznie mężczyzn, w całej historii Kościoła kobiety nigdy kapłankami nie były i Kościół nie może w żaden sposób udzielać kobietom kapłaństwa. „To rozstrzygnięcie ma być dla wszystkich wiernych Kościoła czymś ostatecznym”. To samo potwierdziła później Kongregacja Nauki Wiary, która ogłosiła, że nauka ta „musi być podtrzymywana zawsze, wszędzie i przez wszystkich wiernych”. Jednak jak pisze włoski komentator i publicysta, Sandro Magister, mimo tych wszystkich zakazów i jednoznacznych sformułowań, Franciszek, choć sam wcześniej potwierdził słowa Jana Pawła II, właśnie rozpoczął debatę na ten temat.

Magister przywołuje artykuł jezuity Giancarlo Paniego, który został zamieszczony w ostatnim wydaniu jezuickiego pisma „La Civilta Cattolica”, które to pismo nie tylko jest redagowane przez zaufanego Franciszka – jezuitę Antonio Spadaro – ale też uchodzi za niemal oficjalny organ Watykanu. Otóż jak wynika z artykułu ojca Pani to co Jan Paweł II uważał za rozstrzygnięte raz i na zawsze… wcale być takim nie musi. To, że coś nie miało nigdy miejsca w przeszłości, stwierdza autor tekstu, nie znaczy, że nie może pojawić się w przyszłości. To prawda, że wcześniej Kościół kobiet nigdy do kapłaństwa nie dopuszczał, jednak zmiany kulturowe doprowadziły do nowej definicji kobiety, z czego należałoby wyciągnąć wnioski. Jezuita dochodzi do konkluzji, że chociaż obecnie w kwestii kapłaństwa kobiet stanowisko Kościoła jest jasne, to „wielu katolików ma poważny problem, żeby zrozumieć racje tej decyzji, tak, że wydają się one nie tyle wyrażać autorytet, co oznaczać autorytaryzm.” Piękne określenie słów Jana Pawła II, nieprawdaż? Ale jezuita się nie waha: Bardzo trudno zrozumieć, pisze, jak pogodzić wykluczenie kobiet z kapłaństwa z głoszeniem przez Kościół ich równej godności. Sugestia jest zatem wyraźna: należałoby ponownie rozważyć kwestię i kobiety do kapłaństwa dopuścić.

Przypominam, co napisał Magister – są to tezy z artykułu pisma będącego oficjalnym niemal głosem papieża! Nie jest to tekst lewicowej ekstremistki, ale uznanego zakonnika, który ukazał się w piśmie jednego z najbliższych współpracowników Franciszka.

Czyż nie jest to najlepszy dowód na prawdziwość mojej tezy? W dzisiejszych czasach nic nie jest niezmienne i niewzruszone, raz na zawsze obowiązujące, bo Bóg pełen jest niespodzianek.

Czytaj także