Przeszłość ambasadora Przyłębskiego. Wpadka MSZ czy burza w szklance wody?
  • Wojciech WybranowskiAutor:Wojciech Wybranowski

Przeszłość ambasadora Przyłębskiego. Wpadka MSZ czy burza w szklance wody?

Dodano: 
Prof. Andrzej Przyłębski
Prof. Andrzej Przyłębski Źródło: Reporter / Maciej Łuczniewski
W teczce TW „Wolfganga” oprócz zobowiązania prof. Andrzeja Przyłębskiego do współpracy z SB nie ma dokumentów, które świadczyłyby, że rzeczywiście ją podjął.

Gdy prof. Andrzej Przyłębski, członek Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, był dopiero kandydatem na ambasadora RP w Berlinie, w „Do Rzeczy” jako pierwsi informowaliśmy o jego rejestracji jako tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa. Cezary Gmyz ujawnił w maju 2016 r., że prof. Przyłębski jako TW „Wolfgang” w latach 1979–1980 miał współpracować z komunistyczną bezpieką. Sam Przyłębski w rozmowie z naszym tygodnikiem zaprzeczał podjęciu współpracy z SB.

Kilkanaście dni temu jednak nazwisko Przyłębskiego jako tajnego współpracownika SB znalazło się w zbiorach internetowego „Inwentarza Archiwalnego IPN”, a RMF ujawniło część dokumentów z teczki TW „Wolfgang” – wśród nich zobowiązanie Przyłębskiego do współpracy z SB. Z dokumentów ma wynikać, że Przyłębski zgodził się na współpracę w zamian za zgodę na wyjazd zagraniczny. Sprawa wywołała polityczną burzę. Opozycja domaga się odwołania ambasadora.

– Zobowiązanie do współpracy Przyłębskiego nie jest standardowym drukiem podsuwanym przez SB. Ambasador Przyłębski był bardzo zaangażowany emocjonalnie i intelektualnie we współpracę z SB – oskarżał poseł Jan Grabiec, rzecznik klubu parlamentarnego PO, w programie TVN24. To nieprawdziwe zarzuty. „Do Rzeczy” zapoznało się z dokumentami z liczącej w sumie 40 stron teczki TW „Wolfgang”.

Tajemnice teczki

Najważniejszym dokumentem jest zobowiązanie do współpracy z SB, które prof. Andrzej Przyłębski podpisał w 1979 r. Zanim do tego doszło, Przyłębski najprawdopodobniej co najmniej trzy razy był wzywany na rozmowę. Po ujawnieniu sprawy teczki prof. Przyłębski przekonywał dziennikarzy, że jeśli nawet „coś podpisał”, to zrobił to w wyniku szantażu. – Niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie […]. Ale nawet jeśli je podpisałem, to było to wymuszone pod groźbą nie tylko odmowy paszportu, lecz także relegacji ze studiów za kolportaż pism antykomunistycznych – powiedział portalowi wPolityce.pl. Później odmówił rozmów z dziennikarzami.

Cały artykuł dostępny jest w 11/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także