Limuzyna, ochroniarz, szastanie pieniędzmi, nagabywanie studentek i proponowanie pracy każdemu, kto rozpozna kim jest. To nie historia z życia milionera. To noc w białostockim klubie spędzona w czasie służbowej delegacji przez rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza – tak w jednym ze styczniowych numerów poczynania bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza opisywał dziennik "Fakt.
Zdarzenie miało mieć miejsce 19 stycznia w Białymstoku. Wtedy to, ok. godz. 23.00 na studencką imprezę do klubu WOW przyjechał luksusowym BMW Bartłomiej Misiewicz. Rzecznik MON pojawił się tam w towarzystwie ochroniarza, którego przedstawiał jako funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej oraz mężczyzny, którego prezentował jako człowieka ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela.
Czytaj też:
Tak się bawi Misiewicz? "Fakt" o wyczynach rzecznika MON w nocnym klubie
Poseł Nowoczesnej Krzysztof Truskolaski, złożył wówczas w prokuraturze doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Misiewicza, polegającego na przekroczeniu uprawnień służbowych w związku z wykorzystaniem służbowego pojazdu do celów prywatnych. Według najnowszych doniesień "Faktu", Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe w Białymstoku poinformowała dziś o odmowie wszczęcia postępowania. W ocenie prokuratury, Misiewicz dysponując samochodem służbowym i kierowcą działał w ramach przysługujących mu uprawnień.