Nr 9: Wściekłość i ból

Nr 9: Wściekłość i ból

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Do Rzeczy”: wściekłość i ból
„Do Rzeczy”: wściekłość i ból
Historia Ukrainy jest tak bardzo zrośnięta z historią Rosji, że  kwestia rozerwania więzów jest trudna. Trudna dla Ukraińców, lecz także dla Rosjan. Zgadza się, że wspólnym elementem jest Ruś Kijowska. Tylko kto jest jej spadkobiercą? W najnowszym „Do Rzeczy” – wściekłość i ból, czyli jak pomóc Ukrainie i co grozi Polsce.

Ponadto w nowym „Do Rzeczy” o tym, jak premier gra pod publiczkę, o kulisach abdykacji Benedykta XVI, o co walczą kardynałowie w Kościele katolickim i czy kawałek złota Zbigniewa Bródki nie należy się przypadkiem Niemcom

Dziesiątki zabitych, setki, może tysiące rannych, zwłok jest tak dużo, że nie wszystkie udaje się uprzątnąć z ulic, szpitale zaś pękają w szwach. Główny plac miasta został spowity dymami, z okien buchają płomienie. Niestety, nie jest to wizja z książki science fiction, ale pokazywany przez wszystkie niemal telewizje obraz z Kijowa, miasta raptem odległego od Warszawy o 690 km – pisze we wstępniaku do najnowszego wydania „Do Rzeczy” redaktor naczelny Paweł Lisicki. I podkreśla, że wspierając prozachodnią i niepodległościową opcję na Ukrainie trzeba pamiętać, aby trzymać kciuki za to, by jej zwolennicy wygrali w sposób pokojowy. Czy to jeszcze możliwe?

Pretensje Rosji wobec Ukrainy sięgają jeszcze Rusi Kijowskiej, czyli tysiąca lat wstecz. Czy trwająca teraz walka o niepodległość, przede wszystkim właśnie od Rosji, może się więc w ogóle powieść? W rozmowie z „Do Rzeczy” prof. Bohdan Cywiński, historyk idei, podkreśla, że historia Ukrainy jest tak bardzo zrośnięta z historią Rosji, iż kwestia rozerwania więzów jest trudna. Dla Rosjan odrębność Ukrainy skraca ich własną historię o 400 lat. Wtedy początkiem Rosji byłaby nie Ruś Kijowska, ale uwolnienie Moskwy spod mongolskiego jarzma. Sprawa wyzwolenia się spod dominacji rosyjskiej jest więc skomplikowana. Szanse są ograniczone, ale w walkach wyzwoleńczych na początku zawsze są one minimalne, jednak w miarę walki rosną. Można więc zrównać Majdan z ziemią, ale to nie znaczy, że się zakończy walka Ukrainy o niepodległość. Ona trwa wiele pokoleń i będzie trwała dalej – mówi Cywiński. I dodaje, że po aktualnych wydarzeniach sytuacja psychiczna Ukrainy będzie silniejsza, a Rosji - słabsza.

Czy w sprawach Ukrainy polscy politycy mają coś do powiedzenia? Fakt, że na tematy ukraińskie publicznie zgodzili się ze sobą Donald Tusk i Jarosław Kaczyński, to coś ogromnie cennego – zarówno dla Polski, jak i dla Ukrainy. Okazało się, że są sprawy tak ważne, o których jeszcze umiemy mówić razem i prawie jednym głosem. Sytuacja na Ukrainie to największe wyzwanie, przed jakim stanęła Polska od 1989 r. U naszych granic zaczyna się wojna. Kompromis i porozumienie to mrzonki, o których będą jeszcze mówić politycy, odwykli od stawiania czoła realnym wyzwaniom i zaklinający rzeczywistość. Obowiązkiem rządu Rzeczypospolitej jest jednak przygotowanie kraju na realistyczny scenariusz wydarzeń – pisze z kolei Przemysław Żurawski vel Grajewski. Zwraca uwagę, że nie cały naród ukraiński jest w opozycji. Ale jest w niej przytłaczająca większość aktywnych politycznie obywateli. W tym sensie nie toczy się na Ukrainie wojna domowa – wojna pomiędzy dwiema grupami społeczeństwa, z których każda gotowa jest do ofiar w obronie swych przekonań. Skala sprzeciwu wobec władz jest na wschodzie Ukrainy mniejsza, ale bierność nie oznacza poparcia. Dlaczego „Putin musi przegrać” – w nowym „Do Rzeczy”.

O Ukrainie w „Do Rzeczy” pisze też ks. Tadeusz Isakowcz-Zaleski. Dziesięć lat temu znalazłem się na Majdanie w Kijowie. Trafiłem tam przypadkowo, jadąc z pomocą charytatywną dla sióstr franciszkanek z Lasek, opiekujących się niewidomymi dziećmi w Żytomierzu i Charkowie. To, co tam zobaczyłem, mnie urzekło – pisze. I przypomina piękne pieśni narodowe i rockowe piosenki, niebiesko-żółte flagi, pomarańczowe wstążki na samochodach i w klapach marynarek. Wkrótce jednak ten czar prysł jak bańka mydlana. Przypominam to doświadczenie, bo w wielu polskich środowiskach trwa fascynacja obecnymi wydarzeniami w Kijowie – pisze Isakowicz-Zaleski. I przypomina, że od 25 lat elity III RP nie chciały powiedzieć całej prawdy o ludobójstwie dokonanym na obywatelach II RP przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię, SS Galizien i inne ukraińskie organizacje kolaboranckie, będące na żołdzie Adolfa Hitlera. Prawdy tej nie powiedziano ani w latach 1989–1993, gdy rządziły ugrupowania postsolidarnościowe, ani po 1997 r., gdy do władzy doszły AWS i UW – podkreśla. Czy wspierając Ukraińców sprzedajemy własną historię – polemika w najnowszym „Do Rzeczy”.

Na łamach tygodnika również rozmowa z dr. Markiem Kochanem. Także o sprawach Ukrainy. W tej sprawie premier Tusk zachował się jak odpowiedzialny mąż stanu. Zadziałał szybko i zdecydowanie. Mogę go za to z czystym sumieniem pochwalić. Jako premier robi to, co do niego należy – ocenia specjalista ds. wizerunku i marketingu politycznego. Mniej jednoznacznie ocenia udział premiera w pogrzebie Julii Bonk. Można oczywiście krytykować to zachowanie jako przekroczenie granicy dobrego smaku i „nekrolans”. Jednak z drugiej strony – jeżeli popatrzymy na to z perspektywy skupiania uwagi publicznej na bohaterze, wywoływania emocji i podgrzewania konfliktu, mobilizowania zwolenników, a także angażowania wszystkich odbiorców we własny spektakl – było to skuteczne – mówi. O PR-wych sztuczkach premiera – w nowym „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” również wspomnienie wyjątkowego wydarzenia sprzed roku. Kiedy papież Benedykt XVI ogłosił swoją rezygnację, teorii spiskowych na temat jej przyczyn nie brakowało. Jednak wobec miałkości dowodów, karkołomnych wniosków i nie najlepszej reputacji autorów miały krótki żywot. Teraz jednak jest inaczej, bo za spekulacjami i domysłami stoi autorytet znanego watykanisty, poważnego pisarza i eseisty Antonia Socciego. Socci już we wrześniu 2011 r., powołując się na anonimowe źródło za Spiżową Bramą zapowiedział, że Benedykt XVI złoży dymisję. Został wtedy natychmiast wyśmiany przez kolegów watykanistów. Dzisiaj przypomina, że 27 października 2011 r. w Asyżu Benedykt XVI na zaproszenie patriarchy Konstantynopola do Jerozolimy w 2014 r. odpowiedział: „Tam pojedzie mój następca”. A przecież nie był śmiertelnie chory i nie mógł zakładać, że trzy lata później już go na tym świecie nie będzie. Stąd wniosek, że Benedykt XVI decyzję o abdykacji podjął wcześniej. O kulisach decyzji o abdykacji Benedykta XVI - w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach „Do Rzeczy” również o wojnie kardynałów. Takiego widowiska dziennikarze dawno nie mieli. Kardynałowie chwycili za pióra, a czasem podstawiane im przez dziennikarzy dyktafony, i rozpoczęli walkę o doktrynę. Padają w niej ostre słowa: jedni kardynałowie określają drugich mianem inkwizytorów (choć nie ma powodu, by szlachetna praca świętej inkwizycji miała być traktowana jako wyzwisko) albo odwrotnie – oskarżają siebie nawzajem o uleganie współczesności czy duchowi demokratyzmu w Kościele. Walka ta, o czym warto pamiętać, niczego w istocie nie zmieni, bo i zmienić nie może, ale za to po raz kolejny posłuży liberalnym mediom i ich wiernym czytelnikom do postawienia tezy, że już za chwilę Kościół katolicki będzie taką samą instytucją jak wszystkie inne w liberalnym społeczeństwie – pisze Tomasz P. Terlikowski. Sygnał do rozpoczęcia tej bitwy zwolenników ortodoksji katolickiej i ich przeciwników dała niestety sama Stolica Apostolska. Więcej o niuansach i kulisach kościelnego sporu – w najnowszym „Do Rzeczy”.

Na łamach tygodnika również rozmowa ze Zbigniewem Bródką, złotym medalistą olimpijskim w łyżwiarstwie szybkim. Który po raz kolejny mówi – z nieurywaną goryczą – o warunkach, w jakich wykuwa swoje złoto. Dziwię się, że 40-milionowego kraju nie stać na taki wysiłek w sytuacji, gdy nowe stadiony piłkarskie buduje się na potęgę. Równowaga jest zachwiana. Proszę mnie dobrze zrozumieć: stadiony piłkarskie też są potrzebne, ale ich jest już dużo, a hali nie ma żadnej. Wystarczyłaby nam jedna – mówi. I podkreśla, że ta grupa świetnych łyżwiarzy, która teraz jest w kadrze, została stworzona w ciągu wielu lat pracy i przy wielu wyrzeczeniach, a przecież nie chodzi o to, żeby ciągle walczyć z jakimiś przeciwnościami. Czy kawałek jego złota należy się Niemcom, u których na co dzień trenuje?

Całość recenzji dostępna jest w 9/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także