Wywiad z wyklętym. Żołnierz "Łupaszki" opowiada o piekle, jakie zgotowało mu UB

Wywiad z wyklętym. Żołnierz "Łupaszki" opowiada o piekle, jakie zgotowało mu UB

Dodano: 
Żołnierz "Łupaszki" Józef Wiesław Szymański
Żołnierz "Łupaszki" Józef Wiesław SzymańskiŹródło:Dominik Różański
Mój kat otwiera szafę i mówi do mnie z uśmiechem: "Wybierz sobie". A tam wiszą bykowce, pałki drewniane, gumowe... – mówi w rozmowie z miesięcznikiem "Historia Do Rzeczy" Józef Wiesław Szymański, żołnierz "Łupaszki".

Piotr Włoczyk: Ile pan miał lat w dniu ogłoszenia wyroku?

Józef Wiesław Szymański: Miałem 17 lat i pięć miesięcy, kiedy usłyszałem, że resztę życia spędzę w więzieniu. To było 21 sierpnia 1948 r. w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Szczecinie. Gdyby złapali mnie pół roku później, po skończeniu 18. roku życia, to najprawdopodobniej dostałbym KS (karę śmierci). W śledztwie funkcjonariusze cały czas straszyli mnie, że dostanę „czapę”.

Co się w takim momencie czuje?

Wie pan, że nie potrafię sobie przypomnieć? Chyba bardziej niż tym swoim dożywociem byłem wstrząśnięty wyrokami śmierci, które w tym samym procesie usłyszało sześciu moich przyjaciół z Bojowego Oddziału Armii (BOA). Tylko jeden z nich został potem ułaskawiony. Sądzili nas wtedy wszystkich razem – 23 osoby. To był propagandowy proces pokazowy pełen kłamstw. Jeżeli ktoś miał zbrodnie na sumieniu, to sędziowie, którzy dokonali zbrodni sądowej, skazując moich przyjaciół, niewiele ode mnie starszych, na karę śmierci. Ich szczątki IPN znalazł dopiero w 2009 r. na cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Zostali zamordowani 4 grudnia 1948 r. metodą katyńską – strzałem w tył czaszki. Poza mną jeszcze jeden kolega dostał dożywocie, reszta usłyszała kary od roku do 15 lat więzienia. Najstarszy z nas miał 29 lat, ja byłem najmłodszy.

Za co was konkretnie sądzili?

Za to wszystko, co należało do obowiązków każdej polskiej organizacji niepodległościowej: wykonywanie wyroków na szczególnie niebezpiecznych komunistach, rozbijanie posterunków milicyjnych, napady na banki, żeby zdobyć pieniądze na działalność...

W ilu egzekucjach brał pan udział?

W dwóch. Moją najtrudniejszą akcją w BOA była egzekucja pewnego wyjątkowo bezwzględnego ubeka i jego żony. To komunistyczne małżeństwo bardzo mocno dało się we znaki mieszkańcom Koszalina.

Z czego wynikała trudność w tym przypadku?

Tym razem nie wszystko poszło według planu. To było w marcu 1948 r., tuż przed naszym aresztowaniem. Miejscem egzekucji była restauracja przy ul. Morskiej w Koszalinie. Ten ubek mieszkał w tym samym budynku, w którym była restauracja. Stał przy kontuarze ze swoją żoną, w środku było tylko kilka osób. Najwyraźniej czuł się bardzo pewnie, ponieważ początkowo myślał, że to jakieś żarty. Nas było trzech. Do ubeckiego małżeństwa podeszli moi starsi o rok, dwa lata koledzy: Zenon Łozicki i Edward Kosieradzki.Obaj zostali niespełna rok później zabici przez UB strzałami w tył głowy. Ja podczas tamtej egzekucji obstawiłem drzwi wejściowe i pilnowałem, żeby nikt nie wychodził z tego lokalu. Koledzy odczytali wyrok śmierci.

Cały wywiad dostępny jest w 4/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Rozmawiał: Piotr Włoczyk