Unia jak Rzym. Nieodrobiona lekcja starożytności

Unia jak Rzym. Nieodrobiona lekcja starożytności

Dodano: 
"Dzieje imperium: zniszczenie", Thomas Cole, 1836 r.
"Dzieje imperium: zniszczenie", Thomas Cole, 1836 r. Źródło: Nowojorskie Towarzystwo Historyczne
Co się dzieje, gdy państwo przeliczy się z liczbą imigrantów możliwych do asymilacji? – pyta na łamach tygodnika "Do Rzeczy" Tomasz Wróblewski.

Po 800 latach bezwzględnego panowania nad światem, w sierpniu 410 r., do stolicy cesarstwa wtargnęły hordy Gotów. Trzy dni i trzy noce płonęły rzymskie ogrody, pałace i bazyliki. Wojownicy Alaryka gwałcili, mordowali, uprowadzali szlachetnie urodzone kobiety, a z nimi kradli ich skarby i najcenniejsze księgi. 30 tys. Terwingów i Greutungów rzuciło ówczesną stolicę świata na kolana. Nie żeby przejąć rządy, ustanowić własne cesarstwo czy choćby zamieszkać w Rzymie. Wszystko, czego chcieli, to stanowiska: etaty w cesarskiej armii i państwowe dotacje – zapomogi dla barbarzyńców.

Europa 1600 lat później znowu staje bezradna wobec socjalnych najeźdźców demolujących miasta, napadających na kobiety, zmieniających spokojne Calais czy Malmö w pola bitwy, a bogate paryskie czy wiedeńskie skwery w koczowiska. Czy w kronikach dokumentujących upadek imperium znajdziemy ratunek dla naszej cywilizacji?

Obcy w imperium

Dzięki Ammianusowi Marcellinusowi, Tacytowi czy Lucjuszowi Kasjuszowi możemy precyzyjnie odtworzyć dzieje tego pierwszego kryzysu imigracyjnego. Możemy prześledzić błędy, jakie popełniali ówcześni przywódcy i ich wodzowie. Jak to się stało, że w ciągu niespełna stu lat pozwolili uchodźcom zrujnować najpotężniejsze państwo w historii naszej planety?

Imperium Rzymskie rozciągało się na powierzchni 6 mln km kw. (UE to zaledwie 4,42 mln km kw.). Cesarstwo opasane było przemyślnymi, utwardzonymi traktami, z których większość pokrywa się z dzisiejszymi autostradami, było naszpikowane strażnicami i zajazdami przypominającymi dzisiejsze centra handlowo-usługowe. Obok znajdowały się biura urzędników, między straganami kręcili się informatorzy odgrywający role lokalnych oddziałów informacji rządowej. Od tamtych czasów wiele się zmieniło, ale szkielet, lokalizacje samych instytucji oraz ich funkcje pozostają zaskakująco podobne.

Cały artykuł dostępny jest w 15/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także