Raport (nie) dla idiotów
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Raport (nie) dla idiotów

Dodano: 
Prasa Ringier Axel Springer
Prasa Ringier Axel Springer Źródło: PAP / Grzegorz Jakubowski
Czas jednak czegoś uczy. Dawno temu, kiedy jeszcze byłem młody i naiwny, chłonąłem z wypiekami na twarzy każde doniesienie z wolnego świata Zachodu. Na poważnie traktowałem to, co mówi się tam o wolności słowa, przyjmowałem, że to, co napiszą „Der Spiegel”, „El País” lub choćby „The New York Times”, jest prawdą.

Cóż, teraz się z tego całkiem wyleczyłem. To zresztą dość smutne doświadczenie, każe mi bowiem zrewidować wiarygodność owych ocen nie tylko w odniesieniu do Polski – to mogę zrobić łatwo – lecz także wobec innych państw.

Jednak skoro koszula bliższa ciału, jak to mówią, zajmę się Polską. Najpierw organizacja Reporterzy bez Granic, a obecnie inna ceniona instytucja pozarządowa, amerykańska Freedom House, ogłosiły mianowicie, że w Polsce z wolnością słowa jest źle, bardzo źle. Ta ostatnia wydała raport, z którego wynika, że Polska w rankingu wolności mediów na świecie spadła o kilkanaście pozycji. Więcej: po raz
pierwszy od 1990 r. nie zakwalifikowała się do kategorii państw, w których istnieje pełna wolność mediów. Żeby było zabawniej, znaleźliśmy się tym samym daleko, daleko za taką choćby Francją, która całkiem niedawno zakazała w Internecie organizacjom pro-life krytyki dokonujących aborcji kobiet. Jeszcze kilka „ustaleń” z tego raportu: dowodem na ograniczenie wolności w Polsce ma być wypowiedzenie przez urzędy prenumerat prasy sprzyjającej opozycji, przeniesienie budżetów reklamowych przez spółki Skarbu Państwa do mediów prorządowych oraz „ograniczenia wolności wypowiedzi na temat polskiej historii oraz tożsamości”. Doprawdy, kiedy czytałem ten raport, przypomniało mi się hasło reklamowe dużej sieci supermarketowej, tylko że tym razem bym je odwrócił: jest to typowy raport dla idiotów.

Ciekawe, że jego autorzy nie zastanowili się nad prostą rzeczą: jeśli prawdą jest twierdzenie, że obecnie urzędy nie prenumerują opozycyjnej prasy, to znaczy, że wcześniej ją prenumerowały. Pomijam już pytanie: Czy tak się rzeczy mają? Skupiam się na logice autorów raportu: ich zdaniem kiedy rządziła obecna opozycja i prenumerowała obecnie opozycyjną wobec rządu prasę, wtedy był to przejaw wolności. Kiedy poprzedni rząd prenumerował poprzednią rządową prasę, było cacy, ale gdy teraz obecny rząd robi to samo, jest to „be”. Podobnie jest z budżetami reklamowymi: gdy płynęły do ówczesnej prasy prorządowej, było to demokratyczne; gdy teraz zmieniły kierunek, jest to autorytarne.

Jeszcze większym absurdem jest twierdzenie, że w Polsce ogranicza się wypowiedzi na temat historii. Raport: „Rząd PiS starał się osłabiać głosy przeciwstawiające się preferowanej narracji historycznej, która w dużym stopniu pomija udział Polaków w zbrodniach okresu II wojny światowej”. A, to was boli – pomyślałem sobie. Wreszcie od pewnego czasu w mediach publicznych – i chwała im za to! – skończyło się ujadanie na polską historię, wreszcie propagandyści, którzy chcą z Polaków zrobić współsprawców zbrodni, muszą sobie szukać miejsca na prywatnych portalach i w prywatnych mediach i to jest… ograniczenie wolności! Prostowanie bzdur, polemika z kłamstwami, odrzucenie fałszów, których stałym dostarczycielem jest choćby Jan Tomasz Gross, mają być znakiem cenzury. Niedługo okaże się, że zaprzeczanie „polskim zbrodniom podczas II wojny światowej” będzie tożsame z „kłamstwem oświęcimskim”.

Dla tych ludzi wolnością jest powtarzanie przygotowanych z góry, poprawnościowych sloganów. Być wolnym to płynąć w głównym nurcie. Doprawdy, współcześni liberałowie w pełni przejęli orwellowską nowomowę, w której stare słowa zmieniają całkowicie znaczenie i używane są nie do opisu świata, ale kreacji własnej utopii. Dlatego nie przeszkadza mi spadek Polski w ich rankingu. Niech spadnie jeszcze dalej – to tylko dowód uprzedzeń i ślepoty autorów. A wolność nigdy nie miała się lepiej.

Artykuł został opublikowany w 20/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także