Siemoniak się o mnie martwi

Siemoniak się o mnie martwi

Dodano: 
Tomasz Siemoniak (PO)
Tomasz Siemoniak (PO) Źródło: radiowa Jedynka (zrzut)
– Konsekwentnie od samego początku, od roku, odkąd ten program 500+ zaczął obowiązywać, mówimy o tym, że uważamy, że rodziny z jednym dzieckiem są poszkodowane – żalił się dziś w radiowej Jedynce wiceszef platformianego „gabinetu cieni”.

Będąc ojcem rodziny z jednym dzieckiem za czasów szczęśliwie minionych rządów p. Siemoniaka z kolegami, jak i za czasów rządu obecnego, zaraz zacząłem się zastanawiać, w jaki to też sposób nas ten program 500+ poszkodował.

Chyba dość poważnie, skoro sama wierchuszka największej partii opozycyjnej tak się przejęła naszym losem. Którym więc konkretnie rodzinom ubyło? Rodzinom z jednym dzieckiem i dochodem do 2400 zł miesięcznie, które uzyskały 500+? A takich rodzin po 8 latach PO było całkiem sporo. Czy rodzinom z jednym dzieckiem i dochodem powyżej 2400 zł miesięcznie, które „wyszły na zero”? Może to o to chodzi? Że „inni dostali”, a „ja nie”? Tylko, że wcale nie czuję się poszkodowany z powodu zatrzymania świetnie działającego mechanizmu chwilówka – „windykacja” sekukuryku – sąd elektroniczny – komornik, pozwalającego wyprowadzać kapitał do jakiegoś Luksemburga, w dużej części kosztem biedy uderzającej właśnie w dzieci. Wydaje mi się nawet, że pozostawienie kasy w kraju i przekierowanie jej na rynek wewnętrzny ma jakiś udział w poprawie wskaźników gospodarczych. Nie widzę też żadnej szkody w tym, że moje dziecko ma szansę żyć wśród pokolenia, które może się wychować w godniejszych warunkach materialnych, niż zapewniane przez Platformę. Nie tylko materialnych. Propozycją z czasów pana Siemoniaka i kolegów było, przypomnijmy, ratowanie dzieci poprzez pozbawianie ich domu rodzinnego i normalnego dzieciństwa.

Szkoda, przy okazji, że w kwestii instytucjonalnej przemocy wobec rodzin nie nastąpiła, póki co, zmiana na miarę 500+, podobnie radykalna i podobnie prosta. Owszem, mamy zakaz państwowego uprowadzania dzieci pod pretekstem wyłącznie biedy.

Przypomnijmy sobie jednak choćby przypadek pewnej krakowskiej rodziny, nagłośniony kilka lat temu przez czcigodnego mojego obecnego kolegę redakcyjnego, Wojciecha Wybranowskiego. Wątek biedy, o ile pamiętam, w ogóle się tam nie pojawił. Tragedię – bo trudno nazywać uprowadzenie chłopców z użyciem przemocy fizycznej przez policję inaczej – spowodował donos psychologa niezadowolonego z tego, że rodzina zrezygnowała z jego usług. Otóż taki mechanizm nie został zlikwidowany i w konkretnych przypadkach, to akurat wiem, działa do tej pory. Oczywiście istnieją zabezpieczenia. Biegli mogą być rozsądni, sędzia może być sprawiedliwy itd. Ostatecznie można interweniować u ministra sprawiedliwości. Tylko, że rodzina, która ma być, jak słusznie mówiła premier Szydło, podmiotem, a nie przedmiotem – tu: przedmiotem wiwisekcji prowadzonej często przez osoby przekonane o swojej wyższości a w istocie zaślepione antyrodzinną ideologią; do tego stopnia, że jedność małżeńską potrafią uznać za okoliczność obciążającą – i tak będzie miała niezasłużone nieprzyjemności.

Po co więc liczyć na szczęście czy oferować interwencję, zamiast zlikwidować sam system instytucjonalnej przemocy, rozliczając przy okazji winnych, gdyż sprawiedliwość jest ostoją Rzeczypospolitej?

Różnica jest taka, że ów system nie jest dziełem obecnej władzy, ale właśnie rządów m.in. Platformy. Jeśli jej polityk dziś załamuje ręce nad poszkodowanymi rodzinami (chyba że chodzi o rodziny z jego partii i ex-koalicjanta...) strojąc się w piórka obrońcy to, cytując klasyka, traci okazję do siedzenia cicho. Dziękuję, postoję.

Krzysztof Jasiński

*Felieton zawiera wyłącznie prywatne opinie autora

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także