nr 18: tata Kazika

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stanisław Staszewski najpierw sam był przedmiotem inwigilacji Urzędu Bezpieczeństwa, potem tajnym informatorem bezpieki ps. Nowy. W najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy” rozmowa z Kazikiem Staszewskim, który właśnie wydaje książkę poświęconą swojemu ojcu. Ponadto w nowym „Do Rzeczy”: co było w teczkach Stanisława Staszewskiego, czy Polską rządzi partia strachu wobec Rosji, „Alfabet postępowca” według Tomasza Terlikowskiego oraz tajemnice starych taśm filmowych odkryte podczas prac nad filmem o Powstaniu Warszawskim.

foto: Darek Golik/Forum

Współpraca trwała od czerwca 1953 r. do grudnia 1954 r. Głównym materiałem są donosy plus skargi oficera prowadzącego, że ojciec nie przyszedł na umówione spotkanie. Był donosicielem takim, jakim był człowiekiem – niepoukładanym. Nie przychodził na spotkania. Nie było nawiązania współpracy ani jej rozwiązania – przynajmniej nie ma takich dokumentów – mówi w rozmowie z Cezarym Gmyzem i Jakubem Kowalskim Kazik Staszewski. I dodaje, że nie tylko jego ojciec miał epizod o takim charakterze. Trudno mi wchodzić w motywację człowieka, który przeżył Mauthausen – ucina. Ale zaraz dodaje, że według jego oceny, ojciec donosił z czystego przekonania. Jego donosy to głównie charakterystyki ludzi. Także – krewnych. Jednak ciekawa rzecz: w rodzinie pamięta się, że mój dziadek Kazimierz uczulał towarzystwo, żeby nie rozmawiano na tematy polityczne, gdy Staszek jest w pobliżu. Może sam coś wyczuwał albo ojciec mu powiedział – mówi lider KULT-u. Podkreśla, że on sam w młodości żył w opozycji do ojca. Do takiego stopnia, że programowo nie interesowała mnie jego muzyka. Skasowałem nawet kasetę z oryginalnymi nagraniami, nagrywając na niej swoje kawałki – wspomina. Wywiad z Kazikiem – w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach tygodnika także o tym, co dokumenty IPN mówią o Stanisławie Staszewskim. Liczą ponad 100 stron.
Najstarsze nie pochodzą z akt bezpieki, lecz z archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, odziedziczonego przez IPN. Dotyczą one pobytu Staszewskiego w obozie koncentracyjnym Ebensee. Była to filia najstraszniejszego w III Rzeszy obozu Mauthausen-Gusen, położonego na terenie Austrii. Staszewski trafił tam jeszcze podczas powstania warszawskiego. Miał 19 lat. Kolejne dokumenty dotyczące ojca Kazika zostały sporządzone już przez komunistyczną bezpiekę. Są to zapisy na kartach ewidencyjnych, przechowywanych w biurze „C” MSW. Tym kryptonimem było oznaczone archiwum bezpieki. Na pierwszej karcie nieoznaczonej żadnym symbolem odnotowano zarejestrowanie Staszewskiego w kategorii „informator” pod kryptonimem Nowy. Pierwszy wpis pochodzi z lipca 1949 r. Z drugiej karty ewidencyjnej oznaczonej symbolem E-14 wynika, że jeszcze w 1951 r. Stanisław Staszewski nie był informatorem bezpieki. Wręcz przeciwnie – był przez UB rozpracowywany. Jak wyglądała współpraca Staszewskiego z bezpieką i co znalazł syn w teczce ojca – w najnowszym „Do Rzeczy”.

Na kilka tygodni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego na łamach „Do Rzeczy” także o tym, że o losie Polski i wyniku najbliższych wyborów nie zadecydują PO czy PiS, ale zupełnie inne ugrupowanie: partia strachu przed Rosją. Czy partią strachu przed Rosją jest Platforma Obywatelska – pyta Piotr Gociek. I odpowiada – Jeśli patrzeć tylko na ostatnie oświadczenia Donalda Tuska i jego partyjnych kolegów, to wydawać się może, że nie. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. W kampanii wyborczej roku 2007, która dała Donaldowi Tuskowi władzę, kwestia polityki zagranicznej była obecna w niewielkim stopniu. Dopiero po wygranych wyborach roku 2007 wypłynęła kwestia rosyjska. Była ona częścią problemu obiecanego przez Platformę „płynięcia głównym nurtem” polityki europejskiej. (…) Katastrofa smoleńska otworzyła nowy rozdział w stosunkach polsko-rosyjskich nie tylko dlatego, że pozwoliła władzy na zatykanie przeciwnikom ust kiczem pojednania. I nie tylko dlatego, że Donald Tusk, oddając w ręce Władimira Putina całość kontroli nad śledztwem, stał się de facto zakładnikiem strony rosyjskiej. Wtedy także – już w trakcie przedwczesnej kampanii prezydenckiej – na losy Polski znów zaczęła wpływać partia strachu przed Rosją – pisze Gociek w „Do Rzeczy”.

„Do Rzeczy” publikuje też „Alfabet postępowców” Tomasza Terlikowskiego. A w nim m.in. aborcja jako akt polityczny, którego celem jest transformacja kury domowej, kobiety konserwatywnej i poddanej patriarchalnej biologii w świadomą swoich praw feministkę. Odpowiednio większa liczba aborcji pozwala stać się celebrytką, która buduje karierę, szczycąc się zabitymi przez siebie dziećmi – pisze Terlikowski. Agnostycyzm to postawa nowoczesnego Polaka, który przekonuje, że wprawdzie nie wie, czy Bóg istnieje czy nie, ale żyć będzie tak, jakby nie istniał. Banan z kolei to owoc polityczny, który istnieje, by być rekwizytem na lekcjach edukacji seksualnej. Dzięki niemu dzieci mogą się nauczyć, jak skutecznie naciągać prezerwatywy – komentuje Terlikowski. Nie stroni też w „Alfabecie…” od nazwisk. A wśród nich m.in. Monika Płatek - żywy dowód na to, że na lewicy można nie mieć pojęcia, o czym się mówi, ale wciąż uchodzić za autorytet; Magdalena Środa - osoba, której poglądy mogą uchodzić za wzorzec feminizmu i postępowości oraz Jacek Żakowski - chodzący wzór lewicowej wrażliwości z Sèvres. „Alfabet postępowca” – w nowym „Do Rzeczy”.

Na łamach tygodnika także o kulisach powstawania filmu o Powstaniu Warszawskim. Ten obraz swoistą prapremierę w odcinkach miał w sierpniu 1944 r., gdy w kinie Palladium odbywały się pokazy Powstańczej Kroniki Filmowej „Warszawa walczy”. Na ten pomysł wpadło Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej – Armii Krajowej, które zatrudniło reżyserów, operatorów, montażystów, fotografów, historyków, a nawet filologa, aby uwiecznić przebieg wojny o stolicę. Losy powstańczych kronik zasługiwałyby na osobny film. Komplet 122 kręgów został ukryty jeszcze przed upadkiem powstania w piwnicy domu przy ulicy Wilanowskiej. Rolki schowano w gazogeneratorach samochodowych, które szczelnie owinięto osmołowaną papą, a później umieszczono w metalowych pojemnikach i zakopano. Skarb wydobyto w 1946 r. Do czasów współczesnych udało się ocalić ledwie niewielką część sześć godzin. To właśnie te taśmy – wyeksploatowane i zniszczone przez wywoływanie w powstańczych warunkach – co roku w rocznicę 1 sierpnia pokazywały wszystkie telewizje. Dlatego twórcy filmu zdecydowali się na pokolorowanie taśm. Zabieg miał zmniejszyć dystans historyczny, by wydarzeniom z tamtego sierpnia nadać nowy wymiar. Prace zajęły rok. Jak wyglądały i jak powstawał obraz Powstania – w nowym numerze „Do Rzeczy”.

Nowy numer „Do Rzeczy” w sprzedaży od poniedziałku, 28 kwietnia 2014. E-wydanie jest dostępne już od niedzieli wieczorem u dystrybutorów prasy elektronicznej.

Cały wywiad opublikowany jest w 18/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także