Niemiecka lekcja unijnej solidarności energetycznej
  • Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Niemiecka lekcja unijnej solidarności energetycznej

Dodano:   /  Zmieniono: 

Donald Tusk proponuje, by rodzina Angeli Merkel regulowała część należności jego rodziny za gaz i w dodatku zagwarantowała, że będzie on płynął do jego domu nieprzerwanie. I żeby tak samo postąpili wszyscy Niemcy oraz obywatele pozostałych krajów Unii Europejskiej w stosunku do wszystkich Polaków. 

W gruncie rzeczy do tak dziwacznie brzmiącego oczekiwania można sprowadzić kluczową część nowego pomysłu Tuska. Wynika zeń, że państwa UE, w ramach tzw. unii energetycznej, powinny wspólnie kupować energię, a więc na przykład gaz oraz ropę, i po jednej cenie dostarczać ją odbiorcom w UE. 

Pomysł tyleż spektakularny, co abstrakcyjny. W UE to bowiem nie państwa, lecz firmy „kupują energię”. I jeśli nawet znajdują się one pod wpływem władz państwowych, a znajdują się, to jak ma wyglądać takie „wspólne kupowanie energii”? Albo kto miałby chcieć zmusić je do sprzedawania energii na giełdzie „po uśrednionej cenie”? Czy też chcieć zmusić je do stworzenia unijnego konsorcjum? 

Na tym – myślę – roztrząsanie tego postulatu Tuska można byłoby zakończyć. Tym bardziej że solidną lekcję unijnej solidarności energetycznej już od Niemców dostaliśmy. Jej pomnikiem jest zbudowany przez nich – ręka w rękę z Putinem – gazociąg północny, okrążający nie tylko unijną Polskę, ale też unijne państwa nadbałtyckie. 

Wszelako załóżmy, że tym razem, wskutek ogromnej dozy politycznej dobrej woli, dałoby się także w tej dziedzinie unicestwić w UE resztki wolnego rynku i kupować energię „wspólnie” oraz „po jednej cenie”, a potem „w jednej cenie” sprzedawać ją unijnym odbiorcom. Jeśli tak, to ta „jedna cena” – np. rosyjskiego gazu – dla Polaków byłaby zapewne korzystna, bo niższa od płaconej przez nas obecnie (rosyjski gaz kupujemy wyjątkowo drogo), ale już dla obywateli wielu innych państw UE, w tym Niemców, którzy za ten sam surowiec płacą mniej od nas, mogłaby oznaczać podwyżkę jego ceny. Czy Donald Tusk byłby łaskaw wyjaśnić, dlaczego – jego zdaniem – mieliby oni chcieć płacić za gaz więcej, żebyśmy my mogli płacić mniej? Ba, dlaczego firmy z tych państw miałyby się pogodzić z utratą tej przewagi konkurencyjnej (tańsza energia) nad firmami polskimi? Jednak dość tych żartów z premiera tysiąclecia. 

A przecież wystarczyłoby, żeby Tusk znalazł w swym napiętym kalendarzu trochę czasu na pracę. I przyspieszył ślimaczące się tworzenie prawa o gazie łupkowym, postawił niezbędne interkonektory oraz ponaglił budowniczych gazoportu. Wtedy my wszyscy już dziś bylibyśmy albo zupełnie, albo w znacznym stopniu niezależni od gazowych terrorystów z Kremla, a on sam nie musiałby siebie wystawiać na unijne pośmiewisko.

 

Czytaj także