Od wczoraj w Turcji trwają uroczystości związane z rocznicą udaremnionego puczu wojskowego, który w efekcie umocnił władzę prezydenta Erdogana. Chociaż tureckie władze wskazują jako głównego organizatora zamachu stanu właśnie islamskiego kaznodzieję Fethullah Gulen, wiele mówi się też o możliwości przeprowadzenia puczu przez samego prezydenta Erdogana. Zamach stanu miałby posłużyć politykowi do przeprowadzenia czystek w armii i instytucjach państwowych – po zamachu do więzień trafiło 50 tysięcy osób (w tym co najmniej 130 dziennikarzy), a 150 tysięcy zawieszono lub zwolniono z pracy.
Przemawiają przed parlamentem Turcji, prezydent podkreślił, że adekwatną karą dla osób winnych za organizację puczu powinna być egzekucja. – Jeśli parlament zagłosuje za przywróceniem kary śmierci, co myślę że nastąpi, i da mi ustawę w tej sprawie, bez wahania ją podpiszę – zapewnił prezydent.
Erdogan stwierdził też, że nie interesuje go co powiedzą na temat przywrócenia kary śmierci kraje europejskie. Przypomnijmy bowiem, że właśnie zakaz stosowania tej kary jest jednym z podstawowych warunków jakie Unia Europejska stawia przed Ankarą, w kontekście przystąpienia Turcji do Wspólnoty.
Czytaj też:
Stoltenberg: Osłabianie demokracji w kraju NATO jest "nie do przyjęcia"Czytaj też:
Katar i Turcja uczą nas demokracji