Krwawy poniedziałek w Częstochowie
  • Marcin KościelniakAutor:Marcin Kościelniak

Krwawy poniedziałek w Częstochowie

Dodano: 
Żołnierze niemieccy na ziemi częstochowskiej w czasie kampanii wrześniowej
Żołnierze niemieccy na ziemi częstochowskiej w czasie kampanii wrześniowejŹródło:Wikimedia Commons / Bundesarchiv
Dzień po zajęciu Częstochowy niemieccy okupanci dopuścili się przerażającej masakry popełnionej na cywilnych mieszkańcach miasta. Jest to najtragiczniejsze wydarzenie w dziejach Częstochowy.

Między lutym, a kwietniem 1941 roku stadthauptmann Richard Wendler zlecił urzędnikowi częstochowskiego zarządu miejskiego - Bolesławowi Kurkowskiemu - ekshumacje ciał ofiar niemieckiej zbrodni. Wydobyto wówczas łącznie 227 ciał, co i tak nie zamyka bilansu tej masakry. Rzeczą nie do pomyślenia wydaje się być to, że przyczyną tej krwawej rzezi było nieporozumienie w szeregach wojsk niemieckich.

Nieporozumienie

3 września 1939 roku wojska niemieckie wkroczyły do Częstochowy. Dzień później na dziedzińcu szkoły rzemieślniczo-przemysłowej, gdzie zakwaterowani byli żołnierze Wehrmachtu oraz w pobliżu niemieckiego konwoju ludności cywilnej, nieopodal ul. Strażackiej, rozpętały się strzelaniny. Wśród Niemców wybuchła panika, której efektem była śmierć kilkunastu oficerów. Najprawdopodobniej zginęli oni od kul swoich rodaków. Ponadto w wyniku całego zamieszania zastrzelono przetrzymywanych na Starym Mieście cywilów, aresztowanych tuż po wkroczeniu Niemców.

Winą za te zajścia obarczono polskich dywersantów. Była to błędna ocena, gdyż przyczyną otwarcia ognia był chaos decyzyjny, a także brak doświadczenia i nerwowość panująca w szeregach żołnierzy Wehrmachtu. Poza tym niemieckie meldunki z tamtego okresu mówiły o niezwykle spokojnym zachowaniu mieszkańców miasta. Należy też wspomnieć o tym, ze w pierwszych dniach września toczyły się walki obronne i w związku z tym na ziemiach polskich nie było zorganizowanych form ruchu oporu.

Piekło zaczęło się w poniedziałek

Niemniej niemieccy dowódcy nie zamierzali pozostawić tych wydarzeń bez, ich zdaniem, należytych konsekwencji. Żołnierze 42 pułku piechoty rozpoczęli akcje masowych aresztowań cywilów – siłą wyciąganych ze swoich domostw. Następnie uwięzieni częstochowianie zostali umieszczeni w trzech punktach miasta: na placu Magistrackim, Nowym Rynku oraz placu przed katedrą. Tam zostali zmuszeni do wielogodzinnego leżenia twarzą do ziemi. Tych, którzy się poruszyli, natychmiast rozstrzeliwano. Ponadto odłączono mężczyzn od kobiet i dzieci, po czym poddano ich gruntownej rewizji. W wypadku znalezienia niebezpiecznych przedmiotów, takich jak chociażby żyletki, czy tez noże, ludzie byli niezwłocznie mordowani.

Kulminacją częstochowskiej tragedii stało się rozpoczęcie masowych egzekucji aresztowanych. Miały one miejsce na wspomnianym już placu Magistrackim, Nowym Rynku, ale także tuż przed kościołem św. Zygmunta, fabryką Bassa oraz na placu katedralnym. Ludzie byli mordowani najczęściej poprzez strzał w tył głowy. Inną kwestią są praktyki ośmieszania i poniżania uwięzionych cywilów. Byli oni bici, kopani i poddawani agresji słownej. W tym dniu Niemcy dopuścili się także profanacji kościołów katedralnego i św. Zygmunta.

Wewnątrz katedry rozegrała się jeszcze jedna potworna tragedia. Żołnierze niemieccy otworzyli tam ogień do zgrupowanych wewnątrz częstochowian, zabijając wszystkich na miejscu. Tragedię powstrzymał proboszcz parafii katedralnej ksiądz Bolesław Wróblewski, który wybłagał u Niemców darowanie życia uwięzionym mieszkańcom Częstochowy. Po interwencji kapłana ocaleni zostali popędzeni w kierunku dworca kolejowego w dzielnicy Stradom. W czasie tego przejścia, w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach, hitlerowcy pozwolili odejść wszystkim na wolność. Jednak już po zakończeniu masakry, okupanci aresztowali w charakterze zakładników kilkadziesiąt osób zaliczonych przez nich do miejskich elit i inteligencji.

Zło nie zniknęło

Pewnym jest to, że niemiecka zbrodnia nie była wyłącznie efektem pomyłki. Jej wymiar miał w założeniu okupantów skutecznie zastraszyć mieszkańców miasta oraz w pełni ukazać stosunek Niemców do narodu polskiego. W dzień po „krwawym poniedziałku” okupanci rozstrzelali członków dwóch częstochowskich rodzin – Bąków i Wiewiórów.

Bulwersująca jest również sprawa stosunku niemieckiego zarządu miasta do władz Klasztoru Jasnogórskiego. Po tym jak świat obiegła fałszywa informacja o zbombardowaniu Jasnej Góry, zagrożono ówczesnemu przeorowi Klasztoru powieszeniem wszystkich paulinów, a przeor został zmuszony do oficjalnego zdementowania pogłosek mimo tego, że nieprawdziwa informacja nie pochodziła od nikogo związanego z zakonem.

Tablica upamiętniająca ofiary "krwawego poniedziałku" w Częstochowie

Szybko również wprowadzono godzinę policyjną i oplakatowano miasto propagandowymi posterami. 10 września Niemcy dokonali aresztowania setek mieszkańców, w tym Żydów, którzy zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych. Prześladowania dotknęły również księży diecezjalnych. Zakazano wydawania czasopism religijnych, seminarium duchowne zostało pozbawione dostępu do budynku, a także zlikwidowano wszystkie stowarzyszenia katolickie. Śmierć z ręki hitlerowców poniosło wielu księży, w tym znany astronom – ksiądz Bonawentura Metler. W obozie koncentracyjnym w Dachau zamęczeni zostali księża Maksymilian Binskiewicz i Ludwik Gietyngier. Obaj zostali beatyfikowani przez Jana Pawła II.

Dziś tamte tragiczne wydarzenia upamiętnia tablica umiejscowiona na placu św. Jana Pawła II (plac katedralny) na której widnieje napis przypominający szacunkową liczbę ofiar tej rzezi (około 300 osób) oraz przypomina o powinności modlitwy nie tylko za ofiary, lecz również za... katów.

Galeria:
Wojna z Niemcami w polskiej prasie