Wildstein: Religia jako rozrywka

Wildstein: Religia jako rozrywka

Dodano:   /  Zmieniono: 

Bronisław Wildstein

W przededniu wyboru Benedykta XVI TVN24 dopytywał Adama Szostkiewicza, kto zostanie nowym papieżem. Dziennikarz „Polityki” (wcześniej „Tygodnika Powszechnego”) oświadczył, że tego nie wie, ale wie, kto na pewno nie zostanie wybrany. Tym kimś miał być, według niego, Joseph Ratzinger. Po wyborze Ratzingera ta sama telewizja poprosiła o komentarz na ten temat tego samego specjalistę. Tłumacząc, dlaczego Ratzinger został papieżem, Szostkiewicz nie wspomniał jednak o swojej pomyłce, nikt go zresztą o nią nie dopytywał. Ta historyjka przypomniała mi się po ogłoszeniu nowego papieża kard. Jorgego Bergoglia. Czy fakt, że nie znalazł się on w żadnych papieskich rankingach, nie wspomniało o nim żadne z medialnych źródeł w Watykanie i nie odpowiadał parametrom, jakie „specjaliści” przypisywali przyszłemu papieżowi, wywołał jakąkolwiek głębszą refleksję w mediach? Skądże! Medialny obraz przygotowania konklawe i samego wyboru papieża więcej mówił o mediach niż o przedmiocie ich zainteresowania. Czy na pewno zresztą zainteresowania?

W relacjach tych Kościół i katolicyzm uformowane zostały przez kategorie dostępne dziennikarzom i specyficzne dla współczesnych mediów, w których dominuje tzw. infotainment. Pojęcie to powstało z połączenia dwóch słów: „informacja” oraz „rozrywka” i wskazuje dominację tej drugiej we współczesnych mediach, a więc redukcję tematów poważnych czy w ogóle pierwotnej dla dziennikarstwa funkcji pokazywania oraz objaśniania świata. Rozrywka to ucieczka przed ciężarem i powagą świata. To powrót do dzieciństwa, gdy przeżywanie rzeczywistości można było obrócić w zabawę. Nie stać nas na nieustanne mierzenie się z ciężarem istnienia i każda kultura zawiera w sobie element karnawału, czyli oczyszczającego, ekstatycznego chaosu. Jednak współczesna pogoń za rozrywką ma w sobie coś maniakalnego i pociąga za sobą infantylną ucieczkę przed światem. Jest próbą zakwestionowania

powagi w ogóle. Rozrywka staje się przykazaniem i obsesją nowoczesności.

Czy kultura, która ruguje powagę, może zmierzyć się z religią? Retoryczne pytanie. Wystarczyło

spojrzeć na „papieskie” rankingi, przecieki i pseudorewelacje płynące jakoby zza Spiżowej Bramy. Zamiast namysłu nad Kościołem i miejscem w nim papieża czytaliśmy o liberalnych kandydatach, którzy po pokonaniu konserwatystów otworzą Kościół na postęp. Zamiast próby zrozumienia religii przycina się ją do najbardziej prostackich schematów, w których ujmowana jest polityka. W ogromnej większości komentarzy czy opinii, a nawet relacji udających czystą informację dominowała teza, że Kościół czeka na papieża, który dostosuje go do nowego czasu. Mało komu świtało w głowie, że Kościół jest od tego, aby czas (wszystko jedno jaki) dostosować do siebie, a więc Ewangelii. Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi”. Czy jednak producenci i konsumenci rozrywki są w stanie zrozumieć św. Pawła?

Czytaj także