Co z tą Katalonią?

Co z tą Katalonią?

Dodano: 
Protest przed referendum ws. niepodległości Katalonii
Protest przed referendum ws. niepodległości Katalonii Źródło: PAP / Alberto Estevez
„Co myślicie o wydarzeniach w Katalonii? Pomóżcie, bo mam z tym problem” – prosi na facebooku Paweł Kukiz. Na tle bezkrytycznego powielania wiadomości niesprawdzonych czy wyrwanych z kontekstu trzeba docenić chęć zachowania jakiegokolwiek obiektywizmu.

Pamiętamy przecież, jak „społeczność międzynarodowa” bezkrytycznie przyjmowała wersję totalnej opozycji o tej czy innej ulicznej demonstracji, która w oczach świata urastała do rozmiarów „Majdanu w Warszawie”.

Najpierw zastanówmy się nad dwiema kwestiami, do których odnosi się sam Kukiz – "referendum to sprawa święta” i „nie mam wątpliwości co do tego, że zachowanie policji było bandyckie”.

Czy rzeczywiście dowolne wydarzenie można nazwać referendum i żądać poszanowania dla tej inicjatywy? Co z informacjami o możliwości głosowania na własnych kartkach przyniesionych z domu? O urnach, które już przed rozpoczęciem głosowania nie były puste, o głosowaniu osób nieletnich? Co z miejscowościami liczącymi po 400 (czterystu) mieszkańców, w których głosowało 1000 (tysiąc, to nie literówka) osób, z czego oczywiście 90% za niepodległością? Owszem, mogli dojechać z innych okolic. I jeździli: jedną i tę samą osobę udało się sfotografować przy głosowaniu w czterech różnych komisjach.

Wieść o dwóch milionach i 90% głosujących poszła w świat jako „fakt prasowy”. W Katalonii uprawnionych do głosowania jest ok. 5,5 mln osób i w trakcie legalnych wyborów frekwencja jest wysoka (75% w 2015 r.), stąd bojkot „referendum” sam w sobie jest wymowny. Dlaczego rzekome 2 miliony ma narzucać 3,5 milionom secesję, czynić ich cudzoziemcami we własnym kraju?

Brutalność policji?

Władze Katalonii doliczyły się 800 rannych. Swego czasu władze Warszawy doliczyły się ćwierci miliona uczestników pewnej demonstracji. Czy wśród tych ośmiu setek jest owa pani, która twierdziła, że złamano jej pięć palców, po czym okazało się, że ma jedynie zapalenie stawu… w jednym z nich? Portal dolcacatalunya.com publikuje również ciekawe nagranie:

Zobacz nagranie z portalu dolcacatalunya.com

Jak widać, Wojciech Diduszko ma godnych następców.

Z tego samego portalu dowiadujemy się, że „dokumentacja przemocy hiszpańskiej policji” przedstawia różne wydarzenia, np. demonstrację, która miała miejsce kilka lat temu w... Chile.

Odrębność Katalonii

Ten argument przewija się dość często. Czy można wykazać, że Katalonia jest czymś odrębnym od całej reszty Hiszpanii (a więc nie chodzi o odrębność taką, jak np. Aragonii od Kastylii czy Ekstremadury od Andaluzji)? Kiedy Katalonia była odrębnym podmiotem? W czasach rzymskich? Wizygockich? Korony Aragonii? Wojny o niepodległość (Hiszpanii, przeciw Napoleonowi)? Chyba, że chodzi o tworzenie mitu odrębności na bazie podległej Frankom Marchii Hiszpańskiej i późniejszego Hrabstwa Barcelony – ale to przecież historia Rekonkwisty, a więc procesu, który dotyczy par excellence całej Hiszpanii. Język? Galisyjski jest w podobnym stopniu różny od języka kastylijskiego, jak język kataloński.

Hiszpania jako taka jest krajem bardzo różnorodnym i różnorodność ta wynika z wielu przyczyn. Historycznych, o czym nieco wyżej wspomniano ale też np. z powodu warunków naturalnych. Na fali niszczenia wszystkiego, co „frankistowskie” (próby zablokowania nielegalnego referendum katalońscy separatyści również określali tym przymiotnikiem) zakwestionowano jedność Hiszpanii jako państwa i narodu, przesadnie podkreślając regionalizmy. Cały kraj podzielono na „autonomie” tworząc nawet groteskową „autonomię Murcji”, której ludność nie ma praktycznie żadnego poczucia odrębności od reszty kraju. To wówczas, dokładnie w 1990 r., powstał plan przeprowadzenia kolejnej próby katalońskiej secesji. Kolejnej, gdyż próby takie podejmowano już w 1873, 1931 i 1934 r., zawsze w trudnych dla Hiszpanii czasach. Zawsze z mizernym skutkiem.

„Espanya ens roba”

Hasło „Hiszpania nas okrada” to kolejny argument separatystów. Istotnie Katalonia ma nieco wyższe PKB per capita od średniej krajowej. W każdym kraju są regiony nieco bogatsze i nieco uboższe. Skąd się wzięło katalońskie bogactwo? To tutaj zaczął rozwijać się hiszpański przemysł. Władze kraju, nie chcąc, by Hiszpania stała się rynkiem zbytu towarów zagranicznych, przede wszystkim brytyjskich, chroniły rynek wewnętrzny wysokimi cłami. Dzięki temu kataloński przemysł miał całą Hiszpanię „dla siebie”, rozwijał się niejako kosztem ubożenia i drenażu demograficznego innych regionów. Pierwsza próba secesji w 1874 miała miejsce w czasie, gdy Katalonia odniosła już te korzyści. W epoce gen. Franco (1939-1975), a także w czasach transformacji (po 1975 r.), region uznawano za „okno na Europę” i tutaj realizowano wielkie inwestycje infrastrukturalne. W ostatnich latach, gdy tendencje separatystyczne przybrały na sile, niektóre firmy zaczęły przenosić swoje centrale do Madrytu.

Druga Jugosławia?

Przykład Katalonii pokazuje, że kreowanie odrębności pozornie wyłącznie lingwistycznych czy etnograficznych zawsze może mieć wymiar polityczny i to bardzo groźny. Separatystyczną propagandę, wspieraną przez realną, nie twitterową, przemoc wobec osób identyfikujących się z własnym państwem, tolerowano bardzo długo. Między innymi dlatego reakcja, uzasadniona jednak i na tle hiszpańskiej historii wcale nie wyjątkowa, musiała mieć odpowiednią skalę. Tłumienie patriotyzmu, poczucia jedności narodowej jako wstydliwych przeżytków „frankizmu”i wspieranie tendencji odśrodkowych w specyficznych hiszpańskich warunkach sprawia, że secesja, lub nawet próba secesji jednego regionu może uruchomić reakcję łańcuchową. Jaką? „Pamiętajcie, powstrzymujemy się od przemocy. Przynajmniej na razie. Jeszcze będziemy mieli czas ich pozabijać” – mówił dziś anonimowo jeden z organizatorów separatystycznego „strajku generalnego”. Separatyści już udowodnili, że potrafią zaatakować całą grupą nawet siedmioletnie dziecko niosące hiszpańską flagę – a autonomijna policja, że potrafi nie wyciągnąć wobec sprawców najmniejszych konsekwencji. Jednym z czynników, które czynią taki scenariusz prawdopodobnym, jest bezrefleksyjne powielanie, również u nas, separatystycznej narracji, co legitymizuje secesjonizm na arenie międzynarodowej.

Przestroga dla Polski

Cała legenda katalońskiej odrębności liczy sobie ledwie 150 lat. Na tle kilkuwiekowego rzeczywistego oderwania Śląska od Polski to dość mierna legitymacja „niepodległości” (i jednocześnie jedna z różnic, które faktycznie występują między przypadkiem śląskim a katalońskim). A jednak działa. Nie bez przyczyny kreatorzy śląskiego separatyzmu obserwują wydarzenia za Pirenejami z życzliwym zainteresowaniem. Czy rzeczywiście nie ma podobieństw? Nie kreuje się „języka” z gwary, nie rości sobie RAŚ prawa do mówienia w imieniu Ślązaków, z których wielu wcale tego nie chce? Nie tworzy się narracji o rzekomych krzywdach doznanych przez Śląsk od Polski – niczym „Espanya ens roba”? Kraje się różnią, ale procedura może być powtarzalna.

facebook

A tak traktują separatyści flagę państwową:

twitter

Autor: Krzysztof Jasiński
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także