Requiem dla Klubu Ronina
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Requiem dla Klubu Ronina

Dodano: 
Przegląd Tygodnia w klubie Ronina
Przegląd Tygodnia w klubie RoninaŹródło:Margotte.Blogpress.pl - Praca własna
Rzadko zajmuję się sprawami w jakiś sposób mnie dotyczącymi. Tym razem zrobię wyjątek, bo – po pierwsze – rzecz jest publiczna i dlatego czuję się wywołany do odpowiedzi, a po drugie – sytuacja jest symptomatyczna dla dość jednak smutnych czasów obecnych i nietrudno moje doświadczenie uogólnić.

Najpierw jednak wprowadzenie historyczne. Klub Ronina powstał na początku 2007 roku. Pomysłodawcami i twórcami byli między innymi Józef Orzeł i Rafał Ziemkiewicz. Nazwa wzięła się od japońskiego słowa oznaczającego samuraja bez przydziału, bez pana. I taka była idea klubu: środowisko, które łączyły idee konserwatywne lub narodowe, otwarte na dyskusję z różnymi osobami, nieprzywiązane do żadnej partii, tylko do swoich poglądów. Co bardzo ważne – impulsem było poczucie, że dobiegające wówczas swojego końca rządy PiS gonią w piętkę i przyszła pora, aby zacząć się spotykać pod szyldem wolnej myśli i swobodnej dyskusji oraz pod sztandarem wspólnych poglądów, a nie konkretnego ugrupowania.

Goście bywali różni. Od generała Dukaczewskiego, przez Radka Sikorskiego, Zbigniewa Ziobrę, Pawła Kowala po Jacka Kowalskiego, który zagrał w klubie specjalny koncert, przeplatany szlachecką gawędą. Z czasem utarł się stały harmonogram: główne spotkanie było poprzedzone godzinnym przeglądem tygodnia, przez długi czas w stałym składzie – Stanisław Janecki, Rafał Ziemkiewicz i ja.

W 2015 roku postanowiłem zakończyć moją obecność w KR. Już wcześniej z niepokojem obserwowałem jego ewolucję, której kierunek nadawał Józef Orzeł.

W 2011 roku zaczęto regularnie rejestrować spotkania i upowszechniać nagrania w sieci. To bardzo skutecznie zakończyło formułę off-the-record. Potem zrezygnowano z weryfikacji publiczności, co wiązało się z fatalną decyzją o przeniesieniu spotkań z klubowego, kawiarnianego wnętrza do zimnej sali w Domu Dziennikarza. To były zmiany głównie organizacyjne, lecz przecież nie bez wpływu na atmosferę i kształt spotkań.

KR skręcał także politycznie. Coraz mniej było spotkań z ludźmi spoza coraz ortodoksyjniej postrzeganego kręgu sympatyków PiS. Skład publiczności też ulegał zmianie. Wyraźnie wzrosła średnia wieku, zaostrzyły się reakcje na wszelkie opinie krytyczne wobec PiS, wówczas jeszcze w opozycji. Z czasem jakakolwiek krytyka Prawa i Sprawiedliwości poczęła wywoływać gniewne pomruki, pokrzykiwania czy buczenia. Rzecz w „starym” KR nie do pomyślenia. Wszystko to działało oczywiście na zasadzie sprzężenia zwrotnego: zmiana profilu publiczności wpływała na tematy i dobór gości, to zaś wpływało na skład i reakcje publiczności. Nie działo by się tak jednak bez sterowania w określonym kierunku przez Józefa Orła.

Z czasem przy Klubie zaczęły wyrastać inicjatywy w zasadzie społeczne i pozapartyjne, a generalnie pożyteczne, takie jak Reduta Dobrego Imienia czy Ruch Kontroli Wyborów, ale też bez wątpliwości sprzyjające PiS. W pierwotnych zamierzeniach klub nie miał być nigdy miejscem powoływania instytucji tego typu.

Bywałem w Klubie coraz rzadziej, ale wciąż bywałem. Skończyłem bywać, gdy Józef Orzeł przed wyborami 2015 roku postanowił całkiem wprost promować kandydatów PiS, łącząc ich w pary w przeglądzie tygodnia z publicystami – co było pomysłem całkowicie już sprzecznym z ideą klubu. Sam uniknąłem jedynie przypadkiem wsadzenia na taką minę.

Po 2015 roku KR przestał zachowywać jakiekolwiek pozory. Stał się praktycznie przybudówką do partii rządzącej. Pokazuje to i dobór gości, i przeglądy tygodnia (teraz wygłaszane jednoosobowo ex cathedra przez publicystów, starannie dobieranych z grona tych, którzy z zasady nie kwestionują mądrości partii rządzącej).

Od 2015 roku na temat KR nie zabierałem głosu. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy kilka tygodni temu Józef Orzeł wygłosił tyradę na temat tych, którzy postanowili pozostać wierni idei ronina, czyli samuraja bez pana – posługując się moim przykładem (przy okazji uciekając się do żenujących, sztubackich żartów z nazwiska).

„Jeżeli on sobie wymyślił” – perorował Orzeł z godną podziwu subtelnością – „że można siedzieć przez lata na barykadzie, to nie można. Coś bowiem wtedy delikatnie z kroku boli, jak się siedzi za długo. Na barykadzie można siedzieć parę minut. Tak się nie da”.

Na jednym z kolejnych spotkań Orzeł poszedł dalej. Przedstawił najnowszą historię Polski jako walkę obozu zwolenników podległości z obozem niepodległościowym, twierdząc, że „symetryści” uważają oba podejścia za równe sobie i równie uprawnione.

„Jeszcze trochę, a będzie sytuacja tak jak między nurtem niepodległości a nurtem targowickim i Łukasz powie, że to jest to samo. Albo że oba realizują z równą szczerością, uczciwością i zasadnością interes narodowy. Tak nie jest. Czyli stanie pomiędzy nimi naprawdę jest staniem po stronie tego nurtu zależnościowego, żeby nie powiedzieć Targowicy. I dlatego od początku była różnica poglądów także na to, jak prowadzić Klub Ronina pomiędzy mną a Łukaszem Warzechą, bo Łukasz chciał, żebyśmy tak samo zapraszali ludzi z drugiej strony jak z tej pierwszej. Muszę powiedzieć, że wykazałem się niezwykłą zdolnością przewidywania i tych przyszłych targowiczan w pewnym momencie przestaliśmy zapraszać. […] od długiego czasu nie zapraszamy już ludzi z drugiej strony, bo po prostu nie ma po co”.

Józef Orzeł jest wystarczająco inteligentny, żeby rozumieć, że w tych dwóch przypadkach uciekł się do potężnych manipulacji, grając pod oczekiwania publiczności, która dawno już nie ma nic wspólnego z wczesnym KR. Jego słowa odczytuję też jako próbę racjonalizacji własnej postawy, będącej w istocie zdradą fundacyjnej idei klubu.

Po pierwsze – nie jest prawdą, że różnica w poglądach co do sposobu prowadzenia klubu istniała od początku. Prawdą jest, że po pewnym czasie to Orzeł zaczął odchodzić od założeń KR. Jednym z nich była otwartość na dyskusję w ramach szeroko pojętego konserwatywno-liberalnego światopoglądu, obejmującego ogromny zakres politycznych sympatii i postaw. Dlatego w klubie mogli gościć i Zbigniew Ziobro, i Ryszard Legutko, i Robert Gwiazdowski, i Andrzej Nowak, i Paweł Kowal.

Problem w tym, że dla Orła z czasem pojęcie „drugiej strony” zaczęło się absurdalnie rozszerzać, a pojęcie „naszej strony” absurdalnie zawężać, aby dziś obejmować już właściwie wyłącznie pisowską ortodoksję. „Nasza strona” z punktu widzenia prezesa KR to dzisiaj już tylko ci, którzy biją bezkrytycznie brawo partii rządzącej. „Druga strona” to wszyscy pozostali. Z tego punktu widzenia istotnie muszę znajdować się po „drugiej stronie”, podobnie jak ogromna część członków klubu z jego pierwszego okresu.

Po drugie – Orzeł, jak sądzę, celowo i ze złą wolą wypacza podejście, które dość nieszczęśliwie bywa nazywane symetryzmem. Twierdzi mianowicie – bo tak jest mu wygodnie i tego oczekuje dzisiejsza publiczność KR – że symetryzm polega na jednakowym traktowaniu obu stron sporu o Polskę. To oczywiście absurd – taka postawa wymagałaby jakiejś nieprawdopodobnej ekwilibrystyki światopoglądowej. To, co bywa nazywane symetryzmem, nie oznacza wyrzekania się swoich poglądów, ale przykładania do wszystkich aktorów politycznego spektaklu identycznych miar – miar opartych na swoich stałych poglądach. Jeżeli korupcję polityczną uznajemy za złą z zasady, to jest ona tak samo zła w przypadku PO, jak i PiS. Jeżeli za złe uznajemy szycie instytucji pod jedną partię, to jest ono tak samo złe niezależnie od tego, czy krawcem jest SLD czy PiS, czy ktokolwiek inny. I tak dalej.

Tu właśnie leży podstawowa różnica pomiędzy wiernością poglądom a wiernością partii. Jeśli ktoś przeszedł tu na jakąś „drugą stronę”, to nie ja i inni, należący do tej samej grupy „rozkraczonych”, ale Orzeł, który wybrał tę drugą postawę.

Klub Ronina z forum wymiany poglądów stał się geriatrycznym stowarzyszeniem fanów jednego ugrupowania. Swoboda myśli została ograniczona do rozważań, czy Jarosław Kaczyński jest ogromnie genialny czy tylko bardzo genialny. Jeżeli trafi się jakiś straceniec, który próbuje ten konsens naruszyć – jak jakiś czas temu Bartłomiej Radziejewski, redaktor naczelny „Nowej Konfederacji” – zostaje wybuczany i wygwizdany.

Orzeł uznał, że żadna dyskusja potrzebna już nie jest. Rządy PiS są „końcem historii” i nie ma sensu zastanawianie się na przykład nad fundamentalnym pytaniem, czy rewolucyjno-jakobiński sposób zmieniania państwa jest skuteczny i jakie może mieć skutki w dłuższym okresie. Po co? Wiadomo, że co robi PiS, jest wspaniałe.

Po trzecie – w KR nie ma już pracy intelektualnej. Jest wyzywanie od „targowiczan” i przyjęcie a priori, że „druga strona” (pojmowana, jako się rzekło, jak najszerzej) nie może mieć racji ani ciekawych argumentów, przeto nie warto z nią rozmawiać. Zresztą deklaracja Orła o braku jakiegokolwiek zainteresowania dyskusją z kimkolwiek z owej „drugiej strony” jest chyba najbardziej porażającą wypowiedzią prezesa KR.

W dawnym KR jestem w stanie doskonale wyobrazić sobie stymulującą, ciekawą i intelektualnie prowokującą debatę pomiędzy z jednej strony zwolennikiem tezy, że w naszym narodowym interesie leży powrót w niemiecką orbitę wpływów oraz z drugiej – zwolennikiem tezy, że przeciwnie – musimy budować własny obóz geopolityczny w kontrze do niemieckiego. W dzisiejszym KR byłoby to całkowicie niemożliwe – przecież pierwszy z dyskutantów należy do „targowicy” z definicji. Z nim się nie rozmawia.

Mówiąc wprost – Józef Orzeł zabił Klub Ronina. Sprowadzając go do obecnej roli i formy, zaprzeczył jego fundamentalnej idei. Zrobił z niego klub klakierów PiS.

Niedawno podczas pewnej uroczystości Orzeł podszedł do mnie i oznajmił, że gotowy jest zorganizować debatę (jak rozumiem, z moim udziałem), jeśli roninowie sobie tego zażyczą.

Otóż, po pierwsze, Klub Ronina nie jest już Klubem Ronina, zatem nie ma w nim roninów. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że członkowie tego zgromadzenia nie będą sobie „życzyć” takiej debaty. Przecież „targowiczan” się nie zaprasza.

Po drugie – branie udziału w jakiejkolwiek dyskusji w takim miejscu nie ma faktycznie najmniejszego sensu. Na zakończenie przeglądu tygodnia, w trakcie którego Orzeł wygłosił swój manifest o Targowicy, w kadrze pojawił się jegomość, który, rozpoczynając swoją wypowiedź (skądinąd dość bełkotliwą), stwierdził: „To będzie podsumowanie tego, co powiedziałeś o Warzesze, Ziemkiewiczu i innych, którzy przechodzą wybitne przeszkolenie w działalności antypolskiej”.

Kiście się we własnym sosie i maszerujcie w równym szeregu. Ale proszę, zmieńcie nazwę, bo z roninami nie macie już zgoła nic wspólnego.

Poglądy wyrażone w niniejszym artykule są osobistymi poglądami autora i nie odzwierciedlają stanowiska redakcji.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także