Strażnicy interesu narodu. Nie swojego narodu
  • Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Strażnicy interesu narodu. Nie swojego narodu

Dodano:   /  Zmieniono: 

Czyich interesów powinni bronić polscy posłowie do Parlamentu Europejskiego? Własnego narodu czy paneuropejskiej frakcji politycznej, do której należą? Odpowiedź wydaje się oczywista. A jednak, jak się okazuje, nie dla wszystkich.

Podczas niedawnego głosowania w sprawie Energetycznej Mapy Drogowej, wytyczającej kierunek polityki Unii Europejskiej w tej dziedzinie na najbliższe dziesięciolecia, pięcioro polskich deputowanych do PE zachowało się wbrew interesom Polski. Lidia Geringer, Bogusław Liberadzki, Wojciech Olejniczak i Janusz Zemke z SLD oraz Marek Siwiec z Europy Plus nie poparli poprawki sprzeciwiającej się tzw. backloadingowi, czyli wycofaniu z rynku części uprawnień do emisji CO . Polski rząd szacuje, że koszt ewentualnego wejścia w życie takiego rozwiązania wyniósłby dla naszego budżetu 4 mld zł. A na polski budżet – jak wiadomo – składają się polscy podatnicy. Czyli my.

Niekorzystne dla Polski stanowisko przyjęto 292 głosami, przy 289 przeciw i 32 wstrzymujących się. Do sukcesu zabrakło ledwie trzech głosów i to mogły być głosy polskich deputowanych. Niestety, pięcioro wspomnianych europosłów z lewicy (Adam Gierek i Joanna Senyszyn z SLD zagłosowali zgodnie z naszym interesem) postanowiło podporządkować się swojej frakcji socjalistów oraz demokratów w PE i poparło stanowisko kosztowne dla Polaków.

Wojciech Olejniczak tłumaczył później w „Rzeczpospolitej”, że głosowanie miało charakter „nielegislacyjny i niczego nie przesądza”, a gdy w grę będą wchodzić konkretne przepisy i realna groźba strat dla polskich podatników, oni ich nie poprą.

Dobre i to, wszelako warto wiedzieć, że podczas tego samego głosowania nasi lewicowi europosłowie opowiedzieli się także za bardzo kosztowną dla Polski poprawką zawierającą apel do Komisji Europejskiej o wyznaczenie wiążących celów redukcji CO2 po 2020 r. Na szczęście ten pomysł udało się utrącić nawet bez głosów polskich posłów z lewicy.

Konrad Szymański, eurodeputowany z PiS, mocno zaangażowany w budowanie w tej kwestii w PE konsensusu między politykami różnych opcji, przyznaje, że „takiego zlekceważenia polskich interesów w Unii przez polskich polityków jeszcze nie widział”.

A przecież, jak by nie kombinować, wniosek w tej sprawie jest prosty niczym konstrukcja maszyny do liczenia głosów: w europarlamencie (i nie tylko tam) zawsze strzeże się interesu narodowego. Tyle tylko, że nie zawsze jest to interes własnego narodu.

Czasami bowiem, czyli w przerwach między strzeżeniem interesu swojego narodu, strzeże się interesu innego narodu: świadomie, z niewiedzy, z głupoty lub przez pomyłkę. Tak jak w przypadku rzeczonego głosowania, gdy polscy europosłowie stanęli po stronie zbieżnego z postulatami ich frakcji w PE interesu wielu narodów, choćby spoza UE; na przykład Rosjan, Chińczyków i Amerykanów.

Czytaj także