Czesi ratują agentów. Przykład, z którego nie skorzystał polski wywiad

Czesi ratują agentów. Przykład, z którego nie skorzystał polski wywiad

Dodano: 
František Moravec
František Moravec Źródło: Wikimedia Commons
Czesi pozyskali kreta z Abwehrze, a tuż przed wkroczeniem Niemców zniszczyli akta agentury w Pradze i uciekli do Londynu.

To, jak zachowali się polscy oficerowie wywiadu po klęsce wrześniowej, opisałem w szczegółach w swojej nowej książce „Operacja »Reichswehra«”. Ich postawa była skandaliczna. Ewakuując się z ojczyzny, pozostawili w niej nietknięte akta prowadzonych w okresie międzywojennym spraw wywiadowczych, w szczególności na kierunku niemieckim. Niemcy znaleźli w Forcie Legionów, gdzie mieściło się Centralne Archiwum Wojskowe, poukładane w sposób pedantyczny teczki źródeł osobowych, czyli agentów, którzy z narażeniem życia dostarczali informacji polskiemu wywiadowi wojskowemu.

Podobnie było wcześniej w ambasadzie polskiej w Berlinie. Większość tzw. podręcznego archiwum pozostała na swoim miejscu. Miała czekać na powrót personelu? Służby niemieckie weszły do budynku 2 września 1939 r. i ku swojemu zdziwieniu odnalazły wiele istotnych informacji dotyczących agentów wywiadu aktywnych na ich terenie. Oprócz słów potępienia wypada dać sobie odpowiedź na pytanie, czy można było inaczej. Biorąc za przykład wywiad Czechosłowacji, odpowiedź na to pytanie jest twierdząca.

Haniebny układ monachijski, a więc porozumienie Rzeszy niemieckiej, Włoch, Anglii i Francji w sprawie połączenia z Niemcami terenów tzw. Sudetów Niemieckich był praktycznie początkiem szybkiego procesu likwidacji niezawisłej Republiki Czechosłowackiej. Układ podpisany 30 września, ale z datą 29 września 1938 r., pozbawiał Czechosłowację nie tylko terenów, które ze względu na ukształtowanie geograficzne oraz zbudowaną sieć umocnień były trzonem obrony przed ewentualną agresją ze strony Niemiec, ale także 40 proc. jej potencjału ekonomicznego. Dodatkowym problemem było uświadomienie sobie przez Czechów, że nie tylko zostali sami, ale przede wszystkim, że najważniejszy sojusznik ich zdradził. Mowa oczywiście o Francji.

Czytaj też:
Tajna wojna II RP

Wielka Brytania, nie chcąc wojny z Niemcami, też podpisała ten traktat. Była jednak pewna różnica między Wielką Brytanią a Francją. Niewielka, ale jednak. Wielka Brytania nie była związana z Czechami formalnym sojuszem wojskowo-politycznym. Mocarstwa zachodnie znalazły sobie wygodne i bardzo przewrotne wytłumaczenie swojej niegodnej postawy. Ogłosiły, że nie chciały osłabiać Niemiec, które miały być ważną zaporą przed marszem Armii Czerwonej do serca Europy. Fortyfikacje od roku 1935 budowane z wielkim poświęceniem przez Czechosłowację, a oddane w ręce Niemiec, miały dodatkowo wzmocnić tę zaporę. Francja i Anglia za wszelką cenę szukały w Monachium tzw. pokojowego rozwiązania sporu, a Niemcy prawnego usankcjonowania agresji skierowanej przeciwko Czechosłowacji. Każde z tych państw znalazło to, czego szukało. Kosztem było rozpoczęcie procesu demontażu niezawisłości Czechosłowacji.

Jak trwoga, to do... Polaka

W tym miejscu wypada wspomnieć, że zarówno Czesi, jak i Słowacy, zdając sobie w pełni sprawę z wielkiego zagrożenia, jakim była dla nich III Rzesza, zwrócili się nie tylko kanałami wojskowymi, ale także dyplomatycznymi do władz Polski z odważnymi propozycjami. I tak czeski attaché wojskowy w Rumunii, ppłk Otokar Buda, na przełomie marca i kwietnia 1938 r. nawiązał kontakt z polskim kolegą ppłk. Tadeuszem Zakrzewskim. Propozycja czeska była niezwykle odważna. Proponowano zjednoczenie Czech z Polską. Zjednoczenie miało doprowadzić do powstania nie tylko wspólnej armii, ale także wspólnego parlamentu. Zdając sobie sprawę, że na drodze do ewentualnej unii stanie na pewno czeski prezydent Beneš, czescy wojskowi, według słów ppłk. Budy, planowali dokonanie przewrotu celem przejęcia pełni władzy. W trakcie rozmowy czeski attaché wojskowy wręczył ppłk. Tadeuszowi Zakrzewskiemu szyfr, który miał zostać użyty przez czeski Sztab Generalny w depeszy do Rydza-Śmigłego po dokonanym przewrocie.

Stanowisko naszego Naczelnego Wodza było negatywne. Kazał przerwać dalsze rozmowy tego typu. Jak twierdził, nie chciał mieszać się do zbliżającego się starcia zbrojnego między Czechami a III Rzeszą (ostatecznie się wmieszał, wysyłając polskie wojska na teren Zaolzia, by podjęły walkę przeciwko... armii czeskiej). Tak samo zareagował Rydz-Śmigły na list przedstawicieli Słowackiego Stronnictwa Ludowego, Karola Sidora i ks. Józefa Tiso, który 28 września 1938 r. dotarł do rąk polskiego posła w Pradze Kazimierza Papéego. Autorzy listu proponowali unię z Polską. Pisał o tym szerzej Papée w swoich „Kartkach z pamiętnika”, które ukazały się 25 marca 1962 r. w Londynie na łamach „Wiadomości”.

„A-54” z Abwehry

W niewielkim stopniu, bo był realistą, ale także fiasko podejmowanych prób rozmów z Polską przyczyniło się do tego, że kierujący wywiadem Czechosłowacji płk František Moravec dokonał szybkiej analizy przewidywanego biegu wydarzeń. Do tego procesu najistotniejszą pomoc wniósł jeden z jego najlepszych agentów pracujący na kierunku niemieckim, noszący kryptonim A-54 (w czeskim wywiadzie wszyscy najwybitniejsi agenci przed numerem oznaczani byli literą A) Paul Thümmel.

Niemiec ten, urodzony 15 stycznia 1902 r., z zawodu piekarz, był od 1927 r. bardzo aktywny w tworzeniu bazy NSDAP w Neuhausen. Miał niski numer legitymacji partii narodowo-socjalistycznej, 61574, a także odznaczony był Złotą Odznaką Partyjną NSDAP. Należał do najbardziej zaufanych członków partii. Od roku 1933 pracował w Abwehrze. Działalność rozpoczął od Abwehrstelle IV z siedzibą w Dreźnie. Borykał się z problemami finansowymi. Mając dostęp do wielkiej liczby ściśle tajnych dokumentów, postanowił to zdyskontować.

Galeria:
Największe miasta II RP

W marcu 1937 r. napisał list do szefa wywiadu Czechosłowacji. Wysłał go z rejonu Sudetów po czeskiej stronie granicy. Po dłuższych negocjacjach listownych doszło do spotkania. Pierwszy kontakt nawiązano około godz. 23.30 na rynku małego miasteczka Krasice położonego w Sudetach tuż przy granicy z Niemcami. Thümmel, zgodnie z umową, poszedł w pobliże kościoła i rozpoczął regulowanie swojego zegarka. To był znak rozpoznawczy. Po chwili zbliżył się do niego najpierw czeski oficer o nazwisku Strankmueller, a chwilę po nim płk Moravec. Szefa wywiadu przedstawiono jako lidera grupy. Thümmel ściskając dłoń Moravca, powiedział krótko: „Dobry wieczór. Na imię mam Karl. Bardzo mi się spieszy. Muszę być z powrotem na terenie Niemiec przed godziną 6.30”. Stamtąd, już razem, pojechali do miejscowości Chomutov, gdzie stała do dyspozycji odpowiednio przygotowana willa. Ilość i jakość informacji, jakie przyniósł ze sobą, a które szczelnie wypełniały dwie walizki, przerosła najbardziej optymistyczne oczekiwania.

W rozmowie z płk. Moravcem „Karl” był szczery: „Chcę zarobić, ale także chcę żyć tak długo, jak to jest możliwe!”. Odmówił przyjmowania zleceń czeskiego wywiadu. Zapewnił, że dostarczać będzie wszystko to, do czego ma dostęp. Był bardzo ostrożny. Nie chciał podawać swoich danych osobowych. „Niech to, co dzisiaj dostarczyłem i co dostarczę w przyszłości, będzie moją wizytówką”. „W jaki sposób będziemy się z sobą komunikować?” – zapytał Moravec. „Karl” stanowczo odmówił używania do łączności aparatu radiowego. Odrzucił ideę fotografowania dokumentów. „Celem podania terminów naszych spotkań będę wysyłał listy. Oczywiście z terytorium Czechosłowacji” – odparł „Karl”. Tuż przed godz. 6 „Karl” otrzymał pierwszą wypłatę. Była to suma 100 tys. marek. Ruszył ze swoimi dwiema walizkami pospiesznie w kierunku granicy.

Od tej pory praktycznie nic, co dotyczyło strategicznych planów niemieckich wobec Czechosłowacji, nie stanowiło dla jej decydentów tajemnicy. To takiej jakości agentów jak „A-54” płk Moravec postanowił bronić do upadłego, bez oglądania się na polecenia swoich nowych przełożonych, którzy już „grali zgodnie z nutami dostarczonymi przez przywódców III Rzeszy”.

Przed świtem 15 marca

Przygotowując ewakuację, płk Moravec teoretycznie miał trzy opcje doboru kierunku geograficznego. Mógł przerzucić najistotniejsze dokumenty, najważniejszych agentów oraz wybraną grupę podległych mu oficerów do Francji, Anglii lub Rosji i stamtąd prowadzić dalszą działalność. Rosję od razu odrzucił w swoich rachubach. Francja po Monachium w jego oczach jawiła się jako sojusznik-zdrajca. Pozostała Wielka Brytania. Na jego szczęście miał bardzo dobre kontakty z oficerem łącznikowym wywiadu brytyjskiego, który stacjonował w ambasadzie angielskiej w Pradze. Był nim mjr Harold Gibson. Dla przyjaciół znany jako „Gibby”. Rozpoczął z nim wstępne rozmowy sondażowe.

Artykuł został opublikowany w 3/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.