Ks. Isakowicz-Zaleski: Andrzej Duda dał się Poroszence "wpuścić w maliny”

Ks. Isakowicz-Zaleski: Andrzej Duda dał się Poroszence "wpuścić w maliny”

Dodano: 
Prezydent RP Andrzej Duda  i prezydent Ukrainy Petro Poroszenko w Charkowie
Prezydent RP Andrzej Duda i prezydent Ukrainy Petro Poroszenko w Charkowie Źródło: PAP / Jakub Kamiński
Prezydent RP po raz trzeci ominął masowe „doły śmierci” na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Po raz trzeci nie powiedział prawdy o ukraińskim ludobójstwie. W zamian za to uzyskał tylko puste frazesy i obiecanki-cacanki – ocenia ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Duchowny dodaje, że rodziny ofiar UPA i SS Galizien cierpią nadal, tak samo jak w czasach PRL i ZSRR cierpiały Rodziny Katyńskie.

W mijającym tygodniu prezydent Andrzej Duda udał się z wizytą na Ukrainę, gdzie w Charkowie spotkał się z prezydentem tego kraju Petrem Poroszenkę. O tym co z tej wizyty wynika, a właściwie o tym, że nie wynika z niej nic, pisze w swoim felietonie ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. "Wiele osób, od lat zajmujących się sprawami Europy Wschodniej, zwracało uwagę, że wobec nieprzyjaznych działań ukraińskich władz, a zwłaszcza niektórych podwładnych prezydenta-oligarchy Petro Poroszenki i premiera Wołodomyra Hrojsmana, nie powinno dość do kolejnej wizyty polskiego prezydenta na Ukrainie" – zauważa duchowny. Jak dodaje, niestety Andrzej Duda nie posłuchał dobrych rad i postanowił pojechać na Ukrainę, uznając - wskazuje duchowny - że "dobre układy z oligarchami, którzy niepodzielnie trzęsą młodym państwem nad Dnieprem i Dniestrem, są ważniejsze niż np. troska o pamięć i prawdę o barbarzyńskiej zagładzie około 150 tysięcy Polaków i obywateli polskich innych narodowości".

"Takie klituś-bajduś, którego nikt z polskich polityków z pewnością nie użyłby wobec Holokaustu"

Ks. Isakowicz-Zaleski przypomina, że trzecia wizyta Andrzeja Dudy na Ukrainie to także ominięcie przez prezydenta po raz trzeci masowych dołów śmierci na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, w których wciąż bez żadnego pochówku leżą kości ofiar ukraińskich nacjonalistów.

Duchowny zauważa również, że w czasie swoich publicznych wystąpień, zarówno w czasie tej wizyty, jak i poprzednich, głowa państwa ani razu nie zdobyła się na powiedzenie prawdy o ukraińskim ludobójstwie Polaków, jak i ich oprawach. Zamiast tego - pisze ks. Isakowicz-Zaleski - prezydent używał jedynie pokrętnych sformułowań typu "straszne czasy i straszne wydarzenia". "Takie klituś-bajduś, którego nikt z polskich polityków z pewnością nie użyłby wobec innych ludobójstw np. Zbrodni Katyńskiej czy Holokaustu Żydów" – dodaje. W ocenie księdza, Andrzej Duda pozostaje pojętym uczniem swojego doradcy prof. Andrzeja Zybertowicza, który nawołuje do milczenia o zbrodniach banderowców.

"Puste frazesy i obiecanki-cacanki"

"Dla Polski korzyści z tej wizyty nie ma chyba żadnych. Puste frazesy i obiecanki-cacanki. Komiczne zdanie, użyte przez jednego komentatorów - "Ustalono, że potrzebne są kolejne ustalenia" - ukazuje najlepiej porażkę działań prezydenta RP na Ukrainie. Zresztą już po raz kolejny. Podobnym fiaskiem zakończyły się też poprzednie wizyty wicepremiera Piotra Glińskiego i ministra Witolda Waszczykowskiego" – ocenia. Ks. Isakowicz-Zaleski zauważa, że korzyści z tej wizyty osiągnęła jednak druga strona. Jak wskazuje, Petro Poroszenko uzyskał bezkrytyczne wsparcie, w tym też finansowe, ze strony Polski. "Jest dla niego nadzwyczaj potrzebne, bo ryją pod nim jak tylko mogą inni oligarchowie, w tym także "polski sojusznik", Michael Saakaszwili. Równocześnie Poroszenko wpuścił swego gościa "w maliny", wmawiając mu, że poprzez powoływanie kolejnych komisji da się rozwiązać piętrzące problemy. Takie komisje to klasyczne przelewania z pustego w próżne i gra na zwłokę" – przekonuje.

Duchowny kończy swój felieton gorzką konstatacją: "A rodziny ofiar UPA i SS Galizien cierpią nadal. Tak jak w czasach PRL i ZSRR cierpiały Rodziny Katyńskie".

Źródło: RMF 24
Czytaj także