W sprawie rzekomej „lojalki” Jarosława Kaczyńskiego przeciwko kłamliwym sugestiom Ewy Kopacz

W sprawie rzekomej „lojalki” Jarosława Kaczyńskiego przeciwko kłamliwym sugestiom Ewy Kopacz

Dodano:   /  Zmieniono: 
Głodne kurczaki nasze, bo Kaczyński zabrał im paszę
Głodne kurczaki nasze, bo Kaczyński zabrał im paszę
Sławomir Cenckiewicz Adam Chmielecki

W obliczu skandalicznych sugestii premier Ewy Kopacz na temat rzekomej „lojalki” Jarosława Kaczyńskiego złożonej w pierwszych dniach stanu wojennego (powielanych później m. in. przez Rafała Grupińskiego), jako współautorzy biografii o Lechu Kaczyńskim („Lech Kaczyński. Biografia polityczna 1949-2005”, Poznań 2013), w której opisaliśmy również wiele aspektów z życia Jarosława Kaczyńskiego, czujemy się w obowiązku przypomnieć bezsporne fakty, które zawarliśmy w swojej książce.  

Jarosław Kaczyński szczęśliwie uniknął internowania po wprowadzeniu stanu wojennego. W odróżnieniu od Lecha, który został internowany w Strzebielinku i ucieszył się, że jego brat pozostaje na wolności („mnie wzmacniała świadomość, że Jarek nie siedzi”), Jarosław był tym mocno „zaszokowany”, zwłaszcza że na wieść o wprowadzeniu stanu wojennego kontynuował działalność polityczną. 

Prawdopodobnie bezpieka prowadziła wówczas jakąś dezintegracyjną grę operacyjną, której celem mogło być skłócenie obu braci (jednym z zabiegów stosowanych wówczas przez SB było wykazywanie J. Kaczyńskiemu, że jego działalność w „Solidarności” nie miała większego znaczenia w przeciwieństwie do poważnej roli, jaką w NSZZ odgrywał Lech. Por. IPN BU 0204/1599, t. 1, Notatka kpt. M. Szpitalniaka z rozmowy z J. Kaczyńskim przeprowadzonej w ramach operacji „Klon” w dniu 15 XII 1981 r., Warszawa, 21 XII 1981, k. 20). Kontrolowano grypsy i informacje przekazywane do Strzebielinka, celowo wytwarzano atmosferę podejrzeń wobec Jarosława („skoro nie został internowany i nie ukrywał się, to zapewne podjął współpracę z SB”). 

Prowadzono obserwację i wykorzystywano aktywność kontrolowanego przez bezpiekę Jarosława Kaczyńskiego w rozpracowaniu pozostającego na wolności części środowiska „Głosu”. Wiadomo, że jeszcze 13 grudnia Jarosław Kaczyński dotarł do Huty Warszawa, gdzie proklamowano strajk okupacyjny, brał też udział w pierwszych spotkaniach konspiracyjnych środowiska „Głosu”, pisywał do niego i pomagał w ukrywaniu kolegów (por. O dwóch takich..., s. 137–138; Musimy upomnieć się o wolność, z J. Kaczyńskim rozmawia J. Lichocka, „Gazeta Polska” 12 XII 2012. Jednym z ukrywających się dzięki pomocy Jadwigi Kaczyńskiej był w tym czasie L. Dorn. Zob. Ludwik Dorn. Rozrachunki..., s. 55). 

Bezpieka deptała mu jednak po piętach. Interesował się nim wówczas zarówno Wydział III-1 KS MO, jak i Wydział IX Departamentu III MSW (por. IPN BU 0204/1599, t. 1, k. 15 [karta sprawdzeniowa przesłana przez zastępcę naczelnika Wydziału IX Departamentu III MSW do naczelnika Wydziału III i VI Biura „C” MSW]; ibidem, Notatka kpt. W. Kuptela z Wydziału IX Departamentu III nt. J. Kaczyńskiego, Warszawa 15 XII 1981, k. 13–14. W dokumencie SB wpisano błędną datę).

16 grudnia 1981 r. funkcjonariusze MSW po raz pierwszy oficjalnie zapukali do mieszkania Kaczyńskich przy ulicy Pochyłej 8/2, ale nie zastali Jarosława. Udało się to wczesnym rankiem 17 grudnia. O godzinie siódmej przewieziono go do MSW na rozmowę w ramach ogólnopolskiej operacji „Klon”. Były to rozmowy ostrzegawcze z działaczami, których pierwotnie nie wciągnięto na listę internowanych. Notatka z rozmowy sporządzona przez funkcjonariusza SB pozostaje ważnym świadectwem postawy Jarosława Kaczyńskiego: 

„Jakkolwiek ponownie siedzieć nie chce, często odmawiał udzielenia odpowiedzi na pytania. Stanowiska w tym względzie zmienić nie chciał, godząc się na internowanie. Dodał przy tym, że nie zgodzi się też na żadną z nami współpracę i raczej wybrałby samobójstwo jako alternatywę. Ponieważ określił się jako praktykujący katolik, zareplikowałem, że samobójstwa trudno jest dokonać, a przede wszystkim byłoby ono sprzeczne z zasadami wiary chrześcijańskiej. Uwagę moją zbył milczeniem”. 

Po tym, jak Jarosław Kaczyński kategorycznie odmówił złożenia pisemnej deklaracji lojalności (por. IPN BU 0204/1599, t. 1, k. 20, oświadczenie J. Kaczyńskiego o odmowie podpisania „lojalki” z 17 XII 1981 r.], Jarosław Kaczyński został zwolniony, ale poddano go kontroli operacyjnej w ramach kwestionariusza ewidencyjnego „Jar”, jak również innych spraw wymierzonych m.in. w środowisko „Głosu” i warszawskie podziemie [por. notatki dot. kontroli operacyjnej J. Kaczyńskiego na przełomie 1981 i 1982 r. w ramach KE krypt. „Jar”: IPN BU 0204/1599, t.1, k. 21–24, 33–34, 41–42, 45, 50–51, SO krypt. „Liga”: IPN BU 0204/1616, k. 225, 306 i 348i KE „Obrońca” [J. Olszewski]: IPN BU 0222/1460, t. 1, Wykaz ważniejszych kontaktów figuranta..., k. 85].

Niezależnie od tych faktów, oświadczenie J. Kaczyńskiego o odmowie podpisania „lojalki” z 17 XII 1981 r. było później wykorzystywane do wytworzenia – prawdopodobnie przez UOP – fałszywej „lojalki”, którą opublikował tygodnik „Nie” (28 V 1993 r. i 3 VI 1993 r.). Jak utrzymywał dziennikarz tygodnika „Nie” Marek Barański, ten sfabrykowany dokument (sfalsyfikowana kserokopia) otrzymał on od anonimowego oficera UOP. Taka linia obrony nie ustrzegła M. Barańskiego przed wyrokiem sądu, który w kwietniu 1998 r. skazał go na karę 10 tys. zł grzywny za wydrukowanie dokumentu bez sprawdzenia jego wiarygodności. J. Kaczyński utrzymywał, że redakcja „Nie” działała świadomie i w porozumieniu z UOP (zob. Wyrok w sprawie M. Barańskiego, Warszawa 20 IV 1998, sygn. akt IIIK 285/94, w zbiorach S. Cenckiewicza. W 2008 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie sfałszowania „lojalki” J. Kaczyńskiego. Jednak w wydanym postanowieniu prokuratura uznała za bezsporny fakt podrobienia dokumentu „w całości, nie później” niż w czerwcu 1993 r. Zob. Znów w sądzie, „Gazeta Wyborcza” 19 XI 1998; JO, Fałszywa lojalka, „Nasz Dziennik”, 14 IV 1998. W rzeczywistości J. Kaczyński napisał odmowę podpisania „lojalki” SB. Kaczyński od 1979 r. był rozpracowywany przez służby MSW w ramach indywidualnych spraw operacyjnego sprawdzenia o kryptonimach „Pomoc” i „Prawnik”, w sprawie obiektowej krypt. „Klan”/„Związek” (założonej na NSZZ „Solidarność” w Gdańsku) oraz w ramach kwestionariusza ewidencyjnego krypt. „Jar”. Zob. S. Cenckiewicz, Cień Orwella nad Wisłą, czyli salon nie pyta, dlaczego 31 lat temu nie internowano również Donalda Tuska, „W Sieci” 31 XII 2012–6 I 2013,s. 71–74. 

Podczas procesu, który Barańskiemu wytoczył Jarosław Kaczyński, ówczesny szef UOP Andrzej Kapkowski zeznał, że w UOP na początku lat 90. sfałszowano więcej niż jeden

dokument dotyczący Jarosława Kaczyńskiego. Całą sprawę po latach niezwykle krytycznie ocenił Lech Kaczyński, zwracając uwagę na szeroki kontekst polityczny działań UOP w latach 90.:

„Była prowadzona akcja szeptanki przeciwko mojemu bratu, przeciwko mnie, wielu innym. Jestem przekonany, że ta akcja była robiona w ramach operacji nie tylko pułkownika Lesiaka, ale całego UOP. Bo to bajka, że tylko pułkownik Lesiak w tym brał udział. W tym brał udział kontrwywiad, kierowany wtedy przez pułkownika Miodowicza. Jestem osobiście przekonany, że ta szeptanka, to rozpowszechnianie rożnego rodzaju bzdur miało ścisły związek z ową operacją, którą całkowicie wadliwie nazywa się inwigilacją prawicy. Bo w istocie była to akcja prześladowań prawicy, prześladowań tych polityków, którzy się przeciwstawili haniebnemu, kompromitującemu państwo układowi, potężnym wpływom takich ludzi jak np. pan Mieczysław Wachowski. [...] Pułkownik Miodowicz był szefem kontrwywiadu w okresie, gdy pan Jan Rokita był najbardziej wpływową osobą w rządzie. Jest rzeczą absolutnie niepodobną, żeby o tej operacji nie wiedział. I sam fakt, że wiedział i nie ujawnił tego opinii publicznej, nie zachował się w sposób odważny, jak np. Jarosław Kaczyński, ujawniając instrukcję 0015[/92] — on może mówić, że się na zamkniętych posiedzeniach przeciwstawiał — to jest zbrodnia przeciwko demokracji. [...] Ja nie mówiłem, że on [J. Rokita] tę sprawę inspirował czy kierował. Na to istotnie nie ma dowodów. Natomiast doświadczenie życiowe i ocena dowodów wskazują, że musiał o tym wiedzieć. To jest zupełnie dostateczne oskarżenie. Bo człowiek, który wie o ingerencji na olbrzymią skalę służb specjalnych w życie polityczne, wie o niszczeniu jednych, a wynoszeniu innych, musi o tym publicznie powiedzieć. Jeżeli tego nie zrobił, nie ma dla niego miejsca w demokratycznym państwie” (por. Rozmowa D. Wysockiej-Schnepf dla TVP 1, cyt. za: Kontrwywiad robił przeciw nam akcję szeptanki, „Gazeta Wyborcza” 26 X 2006).

Nic dodać, nic ująć. 

WYROK SĄDU w formacie pdf

Czytaj także