Walka z hejtem czy cenzura? List polskich dziennikarzy ws. wolności słowa w Niemczech

Walka z hejtem czy cenzura? List polskich dziennikarzy ws. wolności słowa w Niemczech

Dodano: 
Media społecznościowe
Media społecznościowe Źródło: fot. shutterstock
25 polskich dziennikarz, w tym red. nacz. tygodnika "Do Rzeczy" Paweł Lisicki, podpisało się pod listem, w którym wyrażają swoje obawy dotyczące wolności słowa w Niemczech. Z czego wynika to zaniepokojenie? Z wchodzącej właśnie w życie ustawy, która teoretycznie ma pomóc walczyć z tzw. mową nienawiści w internecie, ale w praktyce szybko może okazać się narzędziem urzędniczej cenzury.

Od początku 2018 roku w Niemczech obowiązuje nowe prawo, które ma rzekomo przyczynić się do walki z mową nienawiści – czytamy w liście polskich dziennikarzy. Jak dokładnie działają nowe przepisy?

W założeniu niemieckich władz, ustawa ma pomóc walczyć z szerzącą się w internecie tzw. mową nienawiści. Chodzi o możliwość szybkiego zgłaszania uznanych za niewłaściwe wpisów w serwisach społecznościowych – na Twitterze, Facebooku czy Youtubie. Po zgłoszeniu wpisu, jeśli zostanie on uznany za "mowę nienawiści" to administrator ma 24 godziny na jego usunięcie, albo jeśli wpis budzi wątpliwości (w kwestii tego, czy jest niezgodny z prawem) siedem dni.

Naruszenie tego prawa (nie usunięcie wpisu czy nie zajęcie się zgłoszoną sprawą) może narazić administratora strony na poważne kary finansowe.

Kto decyduje o wolności słowa?

W praktyce ustawa oznacza, że osoba, która odpowiada za stronę na której zgłoszono wpis, będzie musiała podjąć decyzję, czy zgłoszenie jest słuszne, ale jeśli popełni błąd, musi liczyć się z konsekwencjami finansowymi. Może to oznaczać, że wiele wpisów, będzie kasowane ze strachu przed karą finansową, chociaż administrator nie będzie umiał jednoznacznie stwierdzić, czy dany wpis faktycznie jest "mową nienawiści".

Ponadto, uczestnicy internetowych dyskusji, w obawie przez konsekwencjami prawnymi, mogą też nie chcieć zabierać głosu np. na Twitterze czy Facebooku. Za skrajne, "nienawistne" wpisy mogą bowiem zostać uznanie nie tylko wypowiedzi osób używających wulgarnego czy agresywnego języka, ale także w przypadku osób o zdecydowanych poglądach, wypowiedzi które ktoś może uznać za tzw. mowę nienawiści.

Jak tłumaczą podpisani pod listem polscy dziennikarze, dodatkowo o tym, co jest, a co nie jest przejawem mowy nienawiści oraz o tym, czy dany wpis usunięto odpowiednio szybko, decyduje kilkudziesięcioosobowa grupa urzędników niemieckiego ministerstwa sprawiedliwości. Ponadto, na stronach internetowych niemieckiego ministerstwa sprawiedliwości, umieszczono formularz pozwalający na szybkie zgłoszenie przez użytkowników treści uznawanych na niepoprawne.

"To drastyczna forma naruszenia wolności słowa i ekspresji, niespotykana dotąd w cywilizowanych państwach. Trudno nie dostrzec, że taka forma działania – grupa podległych rządowi urzędników, którzy decydują o tym, które treści są słuszne i mają prawo nakładać wysokie kary – przypomina klasyczną instytucję cenzury represyjnej. Może ona mieć też tzw. efekt mrożący dla przebiegu debaty publicznej: wiedząc o karach, uczestnicy dyskusji będą świadomie rezygnować z wyrażania swoich myśli" – tłumaczą autorzy listu.

"Barbarzyńskie hordy muzułmanów" na Twitterze

Jednym z symboli cenzury jaką może oznaczać nowe prawo, jest m.in. sprawa Beatrix von Storch, która po tym jak napisała o "barbarzyńskich hordach muzułmanów" na Twitterze, została przez serwis zablokowana. Kolońska policja złożyła bowiem doniesienie na polityk antyimigranckiej partii AfD.

Beatrix von Storch zareagowała na tweet kolońskiej policji, która m.in. po arabsku opublikowała na swoim koncie wpis z życzeniami noworocznymi. "Co do diabła dzieje się w tym kraju? Dlaczego na oficjalnym koncie policji w Nadrenii Północnej-Westfalii zamieszczono tweet w języku arabskim. Uważacie, że w ten sposób uda wam się oswoić barbarzyńskie hordy muzułmanów dokonujących grupowych gwałtów?" – odpisała polityk, a jej kontro zostało zablokowane własnie za "promowanie nienawiści".

PONIŻEJ CAŁOŚĆ LISTU POLSKI DZIENNIKARZY W SPRAWIE WOLNOŚCI SŁOWA W NIEMCZECH

Od początku 2018 roku w Niemczech obowiązuje nowe prawo, które ma rzekomo przyczynić się do walki z mową nienawiści. Zgodnie z nim, administratorzy znaczących portali społecznościowych będą musieli płacić horrendalnie wysokie kary, do 50 mln euro, za brak szybkiej reakcji na wpisy uznane za hejterskie. O tym, co jest, a co nie jest przejawem mowy nienawiści oraz o tym, czy dany wpis usunięto odpowiednio szybko, decyduje kilkudziesięcioosobowa grupa urzędników niemieckiego ministerstwa sprawiedliwości. Dodatkowo niemieckie ministerstwo sprawiedliwości umieściło na swoich stronach internetowych formularz, pozwalający na szybkie zgłoszenie przez użytkowników treści uznawanych na niepoprawne.

Stanowczo protestujemy przeciwko takim rozwiązaniom. To drastyczna forma naruszenia wolności słowa i ekspresji, niespotykana dotąd w cywilizowanych państwach. Trudno nie dostrzec, że taka forma działania – grupa podległych rządowi urzędników, którzy decydują o tym, które treści są słuszne i mają prawo nakładać wysokie kary – przypomina klasyczną instytucję cenzury represyjnej. Może ona mieć też tzw. efekt mrożący dla przebiegu debaty publicznej: wiedząc o karach, uczestnicy dyskusji będą świadomie rezygnować z wyrażania swoich myśli.

Z najwyższym niepokojem obserwujemy proces niszczenia wolności debaty publicznej w Niemczech i przyjmowanie rozwiązań typowych dla państw autorytarnych i nieliberalnych. Wolność słowa jest fundamentem i zasadą współczesnej demokracji. Jednocześnie wyrażamy solidarność z niemieckimi kolegami, dziennikarzami i blogerami, którym państwo niemieckie postanowiło odebrać prawo do swobody wyrażania myśli. Z najwyższym zdumieniem też przyjmujemy do wiadomości osobliwy fakt, że tak drastyczne i niebywałe ograniczenie wolności słowa nie spotkało się dotąd z właściwą i proporcjonalną reakcją różnych europejskich instytucji. Dlatego zachęcamy dziennikarzy i blogerów państw w całej Unii Europejskiej do wyrażenia stanowczego sprzeciwu wobec nowego niemieckiego prawa – jeśli takie rozwiązania nie spotkają się z należytym oporem świata dziennikarskiego, można się obawiać, że również inne rządy będą próbować, idąc za przykładem Niemiec, niszczyć wolność słowa.

Warszawa, 10 stycznia 2018 r.

Podpisy pod listem:

Krzysztof Skowroński, prezes SDP

Jolanta Hajdasz

Witold Gadowski

Paweł Lisicki

Tomasz Sakiewicz

Michał Karnowski

Bronisław Wildstein

Dorota Kania

Piotr Semka

Jadwiga Chmielowska

Jan Pospieszalski

Aleksandra Rybińska

Michał Rachoń

Stefan Truszczyński

Wiktor Świetlik

Rafał Ziemkiewicz

Piotr Gabryel

Mariusz Pilis

Andrzej Potocki

Andrzej Bogatko

Piotr Gociek

Łukasz Warzecha

Aleksander Wierzejski

Łukasz Jankowski

Antoni Opaliński

Źródło: DoRzeczy.pl / SDP
Czytaj także