Jak informowaliśmy w ostatnim czasie, okno biura posłanki Nowoczesnej Kornelii Wróblewskiej w Zamościu zostało wysmarowane kałem. Można podejrzewać, że była to reakcja na sprzeciw posłanki wobec projektu liberalizującego prawo aborcyjne "Ratujmy kobiety". Do incydentu Wróblewska odniosła się w rozmowie z Tygodnikiem Solidarność. W ocenie posłanki, atak na biuro miał prawdopodobnie podłoże polityczne i był związany z jej ostatnią działalnością w Sejmie.
Czytaj też:
Wulgarny atak na biuro posłanki Nowoczesnej. Wcześniej sprzeciwiła się aborcji
Wróblewska przyznała, że po ubiegłotygodniowym głosowaniu spotkała się z nieprzychylnymi komentarzami ze strony swoich wyborców. – Oskarżali mnie, że jestem przeciwko kobietom. Mówili, że każe im rodzić niepełnosprawne dzieci. Jednak chyba żadna z tych osób nie przeczytała dokładnie projektów tych ustaw – stwierdziła. Posłanka tłumaczyła, że nie zgadzała się z dwoma punktami projektu feministek. – Pierwszy z nich to aborcja na żądanie do 12 tygodnia ciąży, czyli aborcja trzymiesięcznego dziecka. Dla mnie to jest już dziecko. Drugi dotyczył tego, że 15-letnie dziewczynki mogłyby dokonywać aborcji bez wiedzy opiekuna prawnego – wskazała.
Czytaj też:
Posłanka Nowoczesnej: Nigdy nie uznam, że 3-miesięczny płód nie jest dzieckiem