Dżentelmen zaangażowany
  • Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

Dżentelmen zaangażowany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jakub Karpiński zawsze potrafił zachować zdrowy rozsądek i dystansdo rzeczywistości, który pozwalał uniknąć mu obiegowych głupstwinfekujących tak wiele, nawet wybitnych, umysłów.

Dziesięć lat temu zmarł Jakub Karpiński. Był postacią wyjątkową, ale jego życie wyznaczyła najnowsza historia Polski. Mógł być jednym z najbardziej znaczących współczesnych polskich humanistów, a pozostaje stosunkowo mało znany.

Uczeń i asystent klasyka polskiej XX-wiecznej socjologii Stanisława Ossowskiego, który widział w nim swojego następcę, w 1968 r. został aresztowany i usunięty

z uczelni. Pracę doktorską pisał w więzieniu.

To on na wiecu na Uniwersytecie Warszawskim w marcu rzucił hasło: „Prasa kłamie” i manifestacyjnie podarł gazetę. O jego charakterze świadczy zachowanie w czasie procesu „taterników”. Była to grupa przemycająca do Polski wydawnictwa paryskiej „Kultury”. Pomimo presji, szantażu i intrygi ubeków, którzy imitowali sprawę o szpiegostwo – za co groziła kara śmierci – w przeciwieństwie do prawie wszystkich odmówił zeznań, a na procesie wygłosił bezkompromisowe oskarżenie komunistycznego systemu. Nie wpłynęło to z pewnością na złagodzenie wyroku.

Jakub Karpiński zawsze potrafił zachować zdrowy rozsądek i dystans do rzeczywistości, który pozwalał uniknąć mu obiegowych głupstw infekujących tak wiele, nawet wybitnych, umysłów. Dostrzegał złożoność świata i wiedział, że tym bardziej trzymać się trzeba fundamentalnych zasad, które wyznaczają moralny porządek. To one prowadziły go do buntu przeciw komunizmowi.

Karpiński był niezależny, zdystansowany i ironiczny. Jego ironia miała sokratejski (a nie dominujący dziś, nihilistyczny) charakter. Wynikała ze świadomości ograniczeń indywidualnego poznania i służyła do szukania prawdy na targowisku krzykliwych opinii. Jakub wcielał ideał dżentelmena, czyli przeświadczenie, że kultura przerasta nas, a więc należy kultywować jej formy, maksymalną dyskrecją otaczając życie prywatne.

Ironia i wstrzemięźliwość charakterystyczne są także dla jego pisarstwa. Oto dwie próbki z jego ostatniej książki „Trzecia niepodległość” z 2001 r. „Sprawdzanie, kto był agentem policji politycznej, nazywano polowaniem na czarownice. Różnice były jednak istotne: nie przechowały się archiwa diabła z raportami czarownic, a czarownice, jak się zdaje, w sumie wyrządziły mniej szkód niż agenci, rzadko zajmowały urzędy publiczne i palono je na stosie. Byłym tajnym współpracownikom stos nie groził”. „»Gazeta Wyborcza« była pismem o nastawieniu wychowawczym, w którym dbano o tolerancję, zwalczano nienawiść i ksenofobię, obawę przed obcymi. Tolerancja, propagowana przez pismo, nie dotyczyła jednak wszystkich i wszystkiego. Gdy dziennikarze tego pisma oskarżali kogoś o nienawiść, nie zachęcali do tolerancji. Pismo potępiało postępki, które redakcja uznawała za niewłaściwe, i osoby, które – jak uważano – nie zasługiwały na aprobatę. Ksenofobię zwalczano, ale osoby potępiane były dla »Gazety« obce i jej publicyści pisali, że się takich osób obawiają. Zasadność obaw przed obcymi zależy od doświadczeń z tymi obcymi. Komunizm był dla większości mieszkańców Polski obcy i obawy przed nim były zasadne”.

Dystans Karpińskiego nie kwestionował jego głębokiego zaangażowania w sprawy Polski, za które płacił wysoką cenę. Nie tylko więzienia i szykan, ale też zablokowania naturalnej dla niego uniwersyteckiej kariery. Po upadku komunizmu jego powrót na uczelnię nie okazał się wcale łatwy, tak jak dziś nie okazuje się łatwe należyte uczczenie jego pamięci. Próba budowy jego niewielkiego pomnika spotkała się z oporem wpływowych socjologów warszawskich.

Czytaj także