"Poczucie obowiązku rodzi się we mnie, gdy "rusza się" wojsko. A ja z wojskiem jestem związana osobiście. I nie, nie chodzi tylko o to, że jestem "córką Jaruzelskiego". Jestem córką żołnierza" – argumentuje Jaruzelska.
Zaznacza, że wojsko traktuje jak rodzinę: "Gdy po objęciu władzy przez PiS zaczęły się dymisje, a w życie weszła ustawa dezubekizacyjna, razem z Andrzejem Rozenkiem byłam dwukrotnie na spotkaniach z wojskowymi i ich rodzinami. Widziałam upokorzonych ludzi. Każdy żołnierz, który złożył przysięgę czy to w PRL-u, czy w dzisiejszej Rzeczpospolitej, składał ją na wierność Polsce. Żołnierze jeżdżą na misje, ryzykują, giną, a potem państwo się od nich odwraca, pozbawia emerytur. Kto następny?".
Córka Wojciecha Jaruzelskiego wskazuje, że w pewnym sensie jest narodowcem. "Jestem bardziej Polką, a nie kosmopolitką. Rozumiem trochę, skąd taka reakcja na powszechne stawianie wyłącznie na Europę przez ostatnie dwie dekady. Rozumiem skąd wzięło się poszukiwanie tożsamości, patriotyczno-religijnej wspólnotowości, przechodzącej w narodową, a potem niestety – w nacjonalistyczną" – mówi portalowi Gazeta.pl.
Choć jak twierdzi nie przejmuje się hejtem, to Jaruzelska potwierdza, że zjawisko to wobec jej osoby narasta: "Kiedyś pisali wręcz pieszczotliwie, coś w rodzaju "nasram ci do czerwonej mordy", a teraz: "trzeba jej je***ć kamieniem. Jak starego się nie dało zabić, to ją się da".