Szalony atak Hitlera. To miała być ostatnia szansa dla III Rzeszy

Szalony atak Hitlera. To miała być ostatnia szansa dla III Rzeszy

Dodano: 
Amerykańscy żołnierze w czasie ofensywy w Ardenach
Amerykańscy żołnierze w czasie ofensywy w Ardenach Źródło: Wikipedia
To był już trzeci atak przez Ardeny. Po raz kolejny udało się zaskoczyć aliantów, ponieważ panowało wśród nich przekonanie, że Niemcy nie są w stanie użyć większych sił pancernych bez wcześniejszego zdradzenia swoich intencji - mówi w rozmowie z Historią Do Rzeczy Anthony Beevor, słynny brytyjski historyk wojskowości, autor książki „Ardeny 1944. Ostatnia szansa Hitlera”.

PIOTR WŁOCZYK: Czy Hitler miał jakiekolwiek realne podstawy, by sądzić, że ofensywa w Ardenach może zmienić bieg wojny?

ANTHONY BEEVOR: Absolutnie nie. Nie było najmniejszych szans, żeby ta bitwa mogła poważnie wpłynąć na sytuację III Rzeszy. Nawet jeżeli przyjmiemy, że Niemcom jakimś cudem udałoby się przebić do Antwerpii – tak jak planowali – to stworzony przez wojska hitlerowskie korytarz byłby na tyle wąski, że Brytyjczycy i Kanadyjczycy stacjonujący na północy bardzo łatwo mogliby go przeciąć. Plany Hitlera były zupełnie nierealne, ponieważ Niemcy nie dysponowali już wówczas wystarczającymi siłami, aby poważnie zagrozić aliantom. Od samego początku był to szalony projekt.

Przytoczył pan w swojej książce słowa gen. Walthera Modela, który powiedział o tej operacji, że była to najgorzej przygotowana niemiecka ofensywa podczas II wojny światowej. Czy Model nie przesadził z tą oceną?

Nie, to była realistyczna ocena stanu niemieckich przygotowań. Gerd von Rundstedt również tak to postrzegał, a Heinz Guderian był wręcz przerażony wizją tej ofensywy.

Zgłaszali Hitlerowi swoje zastrzeżenia w tej sprawie?

Generałowie próbowali przemówić Hitlerowi do rozumu, ale on był głuchy na ich opinie. Kilkakrotnie starali się przedstawić mu alternatywny plan operacji zakrojonej na mniejszą skalę. Chodziło o odcięcie Amerykanów w zakolu rzeki Mozy. Niemieccy generałowie w żadnym wypadku nie zamierzali jednak przekraczać Mozy ani tym bardziej nie chcieli przedzierać się w kierunku Antwerpii. Wiedzieli, że to czyste szaleństwo.

Hitler bardzo chciał jednak dojść od Antwerpii. Sam wybrał nawet konkretne drogi, którymi miały się poruszać jego oddziały. Nie wiedział oczywiście, jak te drogi wyglądały w rzeczywistości. Często były to wąskie dróżki, bezużyteczne dla ciężkiego sprzętu. Hitler żył już wtedy w świecie fantazji.

Dlaczego tak bardzo zależało mu na przedarciu się właśnie do Antwerpii?

W grudniu 1944 r. ten port był głównym centrum zaopatrzeniowym dla alianckich armii. Była to świeża sprawa – dopiero pod koniec listopada port w Antwerpii został otwarty dla alianckich statków. Wcześniej alianci polegali na tzw. Red Ball Express – ciężarówkach, które przywoziły zaopatrzenie z portów zachodniej Francji. Tak skomplikowana operacja logistyczna wyhamowała jednak impet ofensywy sprzymierzonych. Otwarcie portu w Antwerpii diametralnie zmieniło sytuację na froncie. Zlikwidowanie tej drogi zaopatrzenia nie było jednak najważniejsze dla Hitlera.

Jego głównym celem było – poprzez zajęcie Antwerpii – odcięcie sił brytyjskich i kanadyjskich, które znajdowały się w północnej Belgii i południowej Holandii. Miał on nadzieję, że uda się dzięki temu zmusić Brytyjczyków do ewakuacji. To miała być druga Dunkierka. Oczekiwał również, że uda się w ten sposób zniechęcić Kanadyjczyków do dalszego udziału w wojnie. Kanadyjskie prawo zakładało bowiem, że jedynie ochotnicy mogli jechać do Europy. Hitlerowi wydawało się, że dobrze wyczuwa nastroje narodów, z którymi walczył.

Lekceważył swoich przeciwników?

Nie doceniał determinacji aliantów, tak samo jak nie doceniał siły ich sojuszu z ZSRS. Zdaniem Hitlera był to na tyle nienaturalny sojusz, że musiał się on – wcześniej aniżeli później – rozpaść. Pamiętajmy przy tym, że Hitler miał obsesję na punkcie wojny siedmioletniej – Fryderyka II uratowała wówczas śmierć carycy. Wierzył, że dojdzie do powtórki tego tzw. cudu domu brandenburskiego. Ale to były oczywiście fantazje.

Który to już raz w XX w. Niemcy zaatakowali przez Ardeny?

To był już trzeci atak przez Ardeny. Wcześniejsze próby miały miejsce w latach 1914 i 1940. Po raz kolejny udało się zaskoczyć aliantów, ponieważ panowało wśród nich przekonanie, że Niemcy nie są w stanie użyć większych sił pancernych bez wcześniejszego zdradzenia swoich intencji. Alianci popełnili w tym przypadku klasyczny błąd przydarzający się wszystkim służbom wywiadowczym – ślepo trzymali się swoich założeń i opierali na nich wszystkie swoje rachuby. Wszystkie dane wywiadowcze, które nie pasowały do tego obrazu, były ignorowane.

Swoją rolę odegrało też to, że alianci nie rozumieli konsekwencji zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 r. Wydawało im się, że podjęta przez niemieckich oficerów próba zabójstwa przywódcy III Rzeszy oznaczała, iż niemiecka armia ulegała rozkładowi. Przyjęto założenie, że Wehrmacht jest w proszku. Tymczasem po tym nieudanym zamachu Hitler objął armię żelaznym uściskiem. Jego kontrola nad sprawami wojskowymi była odtąd totalna. Alianci w grudniu 1944 r. przyjmowali, że niemiecka machina wojenna będzie się zachowywała logicznie – skoro jest wycieńczona, to nie będzie prowadziła działań ofensywnych. Jednak jest wielka różnica między generałem a dyktatorem stojącym na czele armii.

Alianci naprawdę myśleli, że feldmarszałek Gerd von Rundstedt był faktycznym dowódcą niemieckich wojska na zachodzie. Jednak, jak mówił sam von Rundstedt, w tamtym okresie miał wpływ co najwyżej na dobór wartowników stojących przed jego kwaterą główną.

Co było w tym przypadku największym błędem alianckich służb wywiadowczych?

Bardzo ważną bronią aliantów była Ultra. Jak wiadomo, niemiecka komunikacja radiowa była przez nich przechwytywana i odkodowywana. Brytyjskie i amerykańskie służby wywiadowcze powinny były się poważnie zastanowić nad tym, dlaczego nagle przestano odbierać sygnały radiowe dotyczące 5. i 6. niemieckiej armii pancernej. Powinno wzbudzić to duże zainteresowanie, tymczasem nic takiego się nie stało. Efekt był taki, że skoro Ultra wprost nie wskazywała planowanych ruchów niemieckich oddziałów, to alianci poniekąd „zapominali” o ich istnieniu. W ten sposób niemieckie przygotowania zostały przeoczone.

Równolegle jednak Hitler starał się zadbać o to, żeby jak najmniejszy krąg ludzi wiedział o planach ofensywy w Ardenach. Wtajemniczeni generałowie zdawali sobie sprawę, że jeżeli przeciek zostanie doprowadzony do nich, to oni sami zostaną zabici, a ich rodziny trafią do obozów koncentracyjnych.

W brytyjskich archiwach natrafiłem na zdumiewającą rzecz odnośnie do tej kwestii. Okazuje się bowiem, że rozkaz Hitlera zakazujący rozmów na ten temat nie był w pełni przestrzegany. Niemieccy generałowie przetrzymywani na terenie Wielkiej Brytanii w obozach jenieckich rozmawiali o planach tej operacji. Wiemy o tym, ponieważ ich dyskusje były podsłuchiwane. Co ciekawe, rozmawiali na ten temat w październiku, dwa miesiące przed ofensywą! Mimo wszystko doszło więc do przecieków. Alianci uznali jednak te rozmowy za dezinformację i nie wzięli ich treści na poważnie.

Artykuł został opublikowany w 3/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.