Kiedy u zarania tej kampanii wyborczej Tomasz Lis sięgnął po pałkę antysemityzmu, by – jak to sobie wyobrażał – zrazić do Dudy elektorat demaskacją, że ma on teścia Żyda, na tle ospałej, „kotylionowej” kampanii prezydenta wydawało się to odosobnionym ekscesem. Na finiszu, gdy władzy zajrzał w oczy strach, brudne chwyty stały się podstawą kampanii, a Lis jej najbardziej wyrazistą twarzą.
Z perspektywy czasu łatwo zrekonstruować to, do jakich wniosków doszli sztabowcy prezydenta Komorowskiego po zimnym prysznicu pierwszej tury. Po pierwsze, choć wszystkie badania przeprowadzone bezpośrednio przed nią wykazywały pełną mobilizację żelaznego elektoratu PO, w większości pozostał on w domu. Po drugie, jego mobilizacja nie wystarczy – trzeba jeszcze gdzieś znaleźć 2 - 3 mln głosów. (…)