Łaska wyborców na pstrym koniu jeździ – te słowa przychodzą na myśl, kiedy patrzy się na słabnące poparcie Pawła Kukiza. Chociaż jego sytuację jeszcze trafniej opisuje inna mądrość: natura nie lubi próżni. Kukiz, który zaskoczył zmysłem politycznym, pokazał charyzmę i wizję w czasie wyborów prezydenckich, ostatnie tygodnie i miesiące przespał. Wprawdzie ostatnio udzielił kilku znaczących wywiadów, w tym także tygodnikowi „Do Rzeczy”, ale można mieć wątpliwości, czy w ten sposób uda mu się przejść do kontrataku i odzyskać stracone pole.
Jego słabsza pozycja jest skutkiem różnych czynników. Na pierwszy sam rockman wpływu nie miał: otóż o ile w wyborach prezydenckich najważniejszą rolę odgrywały osobowości, barwność przekazu, o tyle w wyborach do Sejmu znacznie bardziej liczą się organizacja, dyscyplina i zaplecze programowe. W tym sensie w walce z wielkimi świata polityki Kukiz od razu był na przegranej pozycji. Jego wielki sukces, trzecie miejsce w wyborach prezydenckich, spadł na niego całkiem nieoczekiwanie. Skuteczna organizacja wymaga czasu, a tego Kukiz nie miał.
Do tej obiektywnej trudności dołączyły jednak błędy rockmana. Po pierwsze, zbyt długie milczenie. O ile między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich Kukiz doskonale się odnalazł i zmusił obu głównych kandydatów, żeby zabiegali o jego poparcie, o tyle po zwycięstwie Andrzeja Dudy po prostu zniknął. Po drugie, a jest to rzecz charakteru, Kukiz niepotrzebnie wdawał się w połajanki i awantury z częścią swojego zaplecza. Zwykle kończyło się to rozstaniem. Nie da się ukryć, że taki sposób działania lidera niewiele miał wspólnego z tyradami Kukiza przeciw zasadzie wodzowskiej.
Wreszcie, mimo mijającego czasu, Kukiz nie potrafił powiedzieć, po co właściwie chce zdobyć miejsca w Sejmie. Poza postulatem wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych nie potrafił sformułować szerszej wizji Polski. Więcej, z jego kolejnych wypowiedzi można wnosić, że będzie popierał PiS. Taka deklaracja przed wyborami może sprawić, że jego elektorat się całkiem rozpierzchnie: ci, którym bliżej do partii Jarosława Kaczyńskiego, po prostu zagłosują na PiS; ci, którzy wybrali Kukiza, żeby zaprotestować przeciw całemu systemowi, będą musieli znaleźć sobie kogoś innego. Do tej pory Kukiz równo rozdzielał ciosy między obie wielkie partie; zwrot ku PiS dokonany przed wyborami zdaje się w najwyższym stopniu ryzykowny.
Wyborcy zdają sobie sprawę z różnicy między ograniczoną i symboliczną władzą prezydencką a realną władzą powołanego przez Sejm rządu. To, co mogło budzić ich sympatię w czasie wyborów prezydenckich – programowa antyprogramowość Kukiza – w wyborach do Sejmu może okazać się dowodem naiwności.
Przed miesiącem pisałem o tym, że Kukiz złapał zadyszkę. Teraz mogę stwierdzić, że jest to stan trwały, a byłemu muzykowi nie udało się nań znaleźć recepty. Czasu zostało mu na to niewiele. Czyżby nadzieja, jaką dał milionom, miała się znowu nie spełnić?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.