Dyskryminowana ich mać
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Dyskryminowana ich mać

Dodano:   /  Zmieniono: 
Subotnik Ziemkiewicza


Amnesty International to była kiedyś – sięgam pamięcią w te lata – bardzo poważna i zasługująca na szacunek organizacja, która zrobiła wiele dobrego dla naszej części świata. Walczyła o więźniów politycznych, o łamane przez totalitarne reżimy prawa obywatelskie. Potem zaczęła się dziwna ewolucja, czyniąca z niej organizację coraz bardziej lewacką i groteskową. Katalog „praw człowieka” w rozumieniu AI zaczął się szybko rozrastać, obejmując na przykład „prawo do zabezpieczenia socjalnego”. W związku z tym na celowniku organizacji obok krwawych satrapii znalazły się demokratyczne państwa wolnorynkowe, a Margaret Thatcher zrównano z Idim Aminem. Potem głównym zajęciem AI stała się walka z orzekaniem i wykonywaniem kary śmierci, co uczyniło państwem najbardziej wg AI „łamiącym prawa człowieka” Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Mniej więcej w czasie, gdy „obrona praw człowieka” zaczęła oznaczać walkę z globalnym przeludnieniem, a potem z globalnym ociepleniem, dałem sobie ze śledzeniem kolejnych poczynań upadłej organizacji spokój.

Piątkowa „Rzeczpospolita” przyniosła jednak wiadomość elektryzującą. Na nadchodzącym światowym posiedzeniu w Dublinie do coraz to dłuższego katalogu praw człowieka dopisane zostanie prawo do świadczenia i kupowania usług seksualnych. „Seks jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka i pozbawianie kogokolwiek prawa kupowania usług seksualnych  stanowi naruszenie praw człowieka” – cytuje gazeta przygotowany do przegłosowania projekt. W ten sposób po USA na celownik obrońców „praw człowieka” wchodzi uważana kiedyś za prymusa w tej dziedzinie Szwecja, jedyny kraj na świecie, który karze osoby korzystające z prostytucji. 

Gazeta wyjaśnia także motywy, jakie przyświecają AI: organizacja uznała, że do najbardziej dyskryminowanych grup społecznych na świecie należą prostytutki. Przyjęcie wspomnianej wykładni potrzebne jest, by organizacja mogła zacząć w ramach obrony praw człowieka i obywatela walkę o zalegalizowanie prostytucji we wszystkich krajach świata.

W sumie – jak się już przekroczyło pewną barierę szaleństwa, to, jak mówią mieszkańcy totalitarnych Stanów Zjednoczonych, anything goes. Logicznym kierunkiem zapowiadanej kampanii będzie nie tylko uznanie prostytucji za legalny, normalny zawód, z prawem odpowiedniej reprezentacji zawodowej, świadczeń etc. – ale także walka ze społeczną dezaprobatą dla tego sposobu zarabiania. Koniec z używaniem słowa na „k” w charakterze przekleństwa, koniec z nadawaniem pogardliwego kontekstu określeniom tego rodzaju, że ktoś się „sprostytuował”, „sprzedał” albo „dał d…”. Za takie słowne ekscesy będzie można dostać dwa lata bez zawiasów na podstawie kleconej właśnie we wciąż jeszcze platformerskim Sejmie ustawy o „mowie nienawiści”.

Właściwie, jak się zastanowić, to na przykład słowa „k… twoja mać” będą karalne z aż dwóch paragrafów. Po pierwsze owo staropolskie słowo, o którym już wspomniałem – niełatwo będzie wyperswadować sędziom, że weszło ono do polszczyzny właśnie jako uprzejmy eufemizm, za sprawą Barbary Radziwiłłówny, którą tak właśnie, grzeczną łaciną nazywano w publicystyce, aby nie używać (w końcu była jednak królową) obelżywego słowa „dziewka”. A po drugie – owa nieszczęsna „mać”. Inni obrońcy praw człowieka, choć może ci z Amnesty International już też, ogłosili przecież, że mówienie o ojcu i matce jest dyskryminowaniem par homoseksualnych. Należy (niektóre kraje skandynawskie już wprowadziły to do prawa) używać określeń „rodzic A” i „rodzic B”. Co prawda, to też dyskryminacja, bo dlaczego, na przykład, mężczyzna ma być „A”, a kobieta „B”, albo odwrotnie? Należy to poprawić: „rodzic A” i „rodzic A”. Że się zrobi bardak w dokumentach? Ale dyskryminacji nie będzie. Pewną pociechę heterykom niech niesie, że krokiem następnym będzie karanie par homoseksualnych, w których jedna ze stron odgrywa rolę „męską”, a druga „żeńską” – bo i to przecież „zachowanie dyskryminacyjne”.

Logicznym skutkiem uznania za prawo człowieka prawa do zaspokojenia seksualnego musi być zaangażowanie w tę sprawę państwa. Co, jeśli ktoś jest brzydki jak diabeł albo capi mu z paszczy i płeć przeciwna zaspokajać go nie chce? Musi za „te rzeczy” płacić. Ale jeśli go nie stać? Rzecz jasna, państwo musi mu zapewnić odpowiednie zabezpieczenie w ramach zapewniania „godnego poziomu życia”. Jedna możliwość to specjalny zasiłek na opłacenie sobie prosty… może lepiej powiem, osoby dyskryminowanej – komentując na gorąco poczynania AI w telewizji „Republika” nazwałem go „kogutowym”, ale to też niedopuszczalna dyskryminacja, przecież chodzi nie tylko o sfinansowanie niezaspokojonemu facetowi wyjścia na dziwki, ale i niezaspokojonej kobiecie tzw. boytoya. Druga, też do rozważenia, to stworzenie sieci bezpłatnych państwowych bur… urzędów „wizytantek” (poręczne, niedyskryminujące pojęcie M.V. Llosy). Jest to, mówiąc nawiasem, stary pomysł oświeceniowego reformatora Retifa de la Bretogne (ciekawym polecam stosowny rozdział z „Wieku Markiza de Sade” Jerzego Łojka). Pozostaje kwestią techniczną, czy wizytantki miałyby mieć płacone z budżetu, czy jak postulował to Retif, posłużyć się przymusowym poborem.

Co prawda, jak wiemy już z doświadczeń z pomocą socjalną, tego, co bezpłatne, nigdy nie jest dość, bo popyt na darmochę jest nieograniczony. Wyłania się problem, jak sprawiedliwie obdzielić państwowym seksem wszystkich, albo jak wybrać spośród nich najbardziej potrzebujących, nikogo nie dyskryminując. Poza tym jest kwestia niedyskryminowania żadnej z potrzeb, a jak sobie człowiek poczyta, ot, taką choćby książeczkę jak „Seks Nietypowy” prof. Lwa Starowicza, opisującego przeróżne dziwne przypadki z jakimi się zetknął w swym gabinecie, to wie, że sposobem seksualnego zaspokojenia może być doprawdy wszystko. I wszystkiego tego, na mocy praw człowieka, będziemy się mogli domagać od państwa, bo jak nie, to przywołamy w sukurs Amnesty International. Jedna z aktywniejszych twitterianek po wspomnianym komentarzu w Republice zapytała, czy może na tej podstawie zażądać codziennej porcji obiadowego mięsa. Przypomniał mi się „Kompleks Portnoya” więc w ciemno odpowiadam: oczywiście, Pani Ireno, że Pani może, powie Pani, że taka orientacja - i niech ktoś odważy się podskoczyć!

Teoretycznie jest jeszcze trzeci sposób: państwo może narzucić obowiązek bezpośredniego zaspakajania potrzeby współobywatela na innych obywateli (jeśli któremuś z czytelników przemknęło przez myśl, że mogłoby to mieć dobre strony, niech sobie popatrzy na zdjęcie którejś z naszych egerii feminizmu). W swej istocie, czym to się różni na przykład od tego, że jesteśmy zmuszeni oddać część zarobionych przez siebie pieniędzy komuś, kto ich nie zarobił, a potrzebuje, bo to jego prawo człowieka? Prawo może więc stanowić, że nikt nikomu nie może odmówić, pod sankcją. W ten sposób AI rozwiąże wreszcie problem, od którego się wszystko zaczyna, czyli problem prostytutek i prostytutków jako dyskryminowanej grupy społecznej. Prostytucja po prostu zniknie, bo żądanie za to pieniędzy trzeba będzie uznać za próbę wymuszenia…

Zaraz, cholera. Czyli znowu prostytucja stanie się przestępstwem, a przecież wpisanie seksu dla katalogu praw człowieka miało posłużyć jej dekryminalizacji… Z tymi prawami człowieka nie jest jednak łatwo.

Tak sobie można żartować, ale kiedy sobie pomyśli człowiek, co zrobiono z pojęciem praw człowieka – to po prostu ręce i nogi opadają. Dziś praktycznie nie ma już ono żadnego sensu. I tu ciekawą pointę dopisuje znowu wspomniana w powyższym tekście Szwecja, gdzie oficjalnie uznano, że parada homoseksualistów – sama w sobie będąca oczywiście spełnieniem idei praw człowieka – narusza te prawa, jeśli próbuje prowokacyjnie przechodzić przez dzielnicę muzułmańską.

Mówiąc krótko – kiedy już z praw człowieka zrobiło się zbiorowym wysiłkiem pokoleń lewackich idiotów jeden wielki absurd i pośmiewisko, to, co rzeczywiście jest prawem i czyim, zaczyna określać ten, kto w obronie swojego rozumienia praw człowieka nie waha się dać w mordę albo poderżnąć gardło. Nie przejmując się, co mu na ten temat mogłaby powiedzieć (gdyby się odważyła) Amnesty International.

PS. Pozwolę sobie przypomnieć, że wieloletni działacz życzliwie przywołanej tu organizacji został właśnie Rzecznikiem Praw Obywatelskich III RP. Nie wiem, czy wybiera się na kongres do Dublina i co ewentualnie zamierza tam wygłosić, ale na podstawie różnych jego wypowiedzi można mieć pewne podejrzenia.

Czytaj także