Białe kaptury i płonące krzyże. Tajemnice potęgi Ku Klux Klanu

Białe kaptury i płonące krzyże. Tajemnice potęgi Ku Klux Klanu

Dodano: 
Spotkanie członków KKK w Illinois, ok. 1920 r. Fot. Library of Congress
Spotkanie członków KKK w Illinois, ok. 1920 r. Fot. Library of Congress Źródło: Wikimedia Commons
Stowarzyszenie mające początkowo nieść pomoc weteranom, rychło zaczęło stosować masowy terror wobec czarnych i pomagających im jankesów. Jego symbolem stała się postać w białym kapturze z rewolwerem.

Po klęsce konfederatów w wojnie secesyjnej w 1865 r. na południu nastała tzw. rekonstrukcja. Wbrew nazwie był to czas przypominający pospolitą bandyterkę, a wręcz zbrojne powstanie. Najwięcej waśni zrodziło się w związku z wyzwoleniem niewolników. Historyk Eric Foner portretuje rekonstrukcję tak: „Przemoc była na Południu endemiczna. Jakiś czarny nie skinął kapeluszem jakiemuś białemu i ni stąd, ni zowąd ludzie zaczynali do siebie strzelać. Jedna grupa znowuż nie chciała zejść z chodnika, aby przepuścić inną. Wszystkie te lokalne i błahe spory przeradzały się w zadziwiające wybuchy przemocy”. W takiej atmosferze narodził się Ku Klux Klan. Stowarzyszenie mające początkowo nieść pomoc weteranom, które rychło zaczęło stosować masowy terror wobec czarnych i pomagających im jankesów. Jego symbolem stała się postać w białym kapturze z rewolwerem.

Rabacja 1865 r.

Eskalacja przemocy stosowanej przez Ku Klux Klan wzięła się z przeświadczenia, że zrównanie Murzynów z białymi doprowadzi do zniszczenia Południa, jego dobrobytu i w ogóle eksterminacji białej rasy. „Jedna kropla czarnej krwi zrobi cię czarnym, ale nigdy odwrotnie” mawiano na południu. Powszechny był strach przed zemstą byłych niewolników na byłych panach. Koszmarem stała się wizja owdowiałej białej plantatorki – w ideologii południowców istoty niemal boskiej, uosobienia patriotyzmu i niewinności, teraz gwałconej przez dzikiego, żądnego odwetu Negra. Pewną podstawę do snucia takich ponurych wyobrażeń stanowiła pamięć o rabacji Nata Turnera z 1831 r., kiedy to grupa zbuntowanych niewolników napadała na plantacje, mordując wszystkich napotkanych białych, włącznie z kobietami i dziećmi. Były i obawy ekonomiczne: że czarni swoimi wygórowanymi żądaniami płacowymi zniszczą gospodarkę Południa, że dla zrujnowanych przez wojnę rolników czy sklepikarzy zaczną stanowić zbyt dużą konkurencję.

Do powtórki buntu Turnera nie doszło, ale przestępczość wśród czarnych po 1865 r. rzeczywiście wzrosła. „Wielu Murzynów uznało, że są teraz wolni nie tylko od pęt, jakie nałożyli na nich biali panowie, ale także wolni od wszelkich obowiązków, jakim musi podporządkować się obywatel. Gardzili prawem i zasadami współżycia ustalonymi przez swoich byłych właścicieli” – pisał John Lester, jeden z założycieli Ku Klux Klanu i autor jednej z pierwszych monografii organizacji. Pamiętajmy jednak, że jest to autor stronniczy. Nie wszędzie radość z wyzwolenia musiała przeistaczać się w krwawą zemstę, np. byli niewolnicy na jednej z plantacji nie wpuścili właścicielki na teren czworaków, pląsając i skacząc wokół niej oraz śpiewając łamaną angielszczyzną: „Ja być wolny jak żaba! Alleluja!”.

Czytaj też:
Utracony mit Południa

Dobrym przykładem obaw wobec Murzynów są wspomnienia Kate Stone, córki plantatora poległego na wojnie. Stone mieszkała w Brokenburn w północnowschodniej Luizjanie. „Nie mieliśmy nikogo do roboty, więc mój brat pojechał do Nowego Orleanu i sprowadził grupę byłych żołnierzy-Murzynów, którzy kręcili się po okolicy i trudno ich było kontrolować. Potwornie się ich bałam. Jimmi wdał się w bójkę z jednym z Murzynów na polu. Strzelił, prawie go zabił i w odwecie został pobity. Pewnie by go zabili, ale jeden z Murzynów wstawił się za nim i akurat wrócił wujek Bo, w tym samym momencie gdy tłum Murzynów przytargał mojego brata do domu – wyjący, złorzeczący tłum i te kobiety wrzeszczące: »Zabijcie go!«. Wszyscy wymachiwali pistoletami i karabinami. Johny musiał wyjechać, a na jego szczęście ranny chłopak wyzdrowiał i Murzyni się uspokoili”.

Zakapturzeni dżentelmeni

Podobne nastroje panowały w 1865 r. w Tennessee. W wigilię Bożego Narodzenia w miejscowości o swojsko brzmiącej nazwie Pulaski spotkało się kilku weteranów byłej CS Army: gospodarz (i zarazem prawnik) Calvin Jones, John C. Lester, James R. Crowe, John B. Kennedy, Richard R. Reed, Frank O. Mc Cord. Prawie rok wcześniej ich armia skapitulowała, a cały znany im świat groził zawaleniem się, ale mieli dość dobre humory. Założyli klub, którego głównym zadaniem będzie… straszenie Murzynów i łupiących kraj jankeskich aferzystów. Każdy z założycieli był dżentelmenem, znał więc podstawy greki – stąd słowo „kyklos oznaczające krąg. Wśród piątki z Pulaski było dwóch Szkotów – stąd „klan. Nie wiadomo, jak doszło do zniekształcenia nazwy, z której wziął się Ku Klux Klan. Szybko zdobył on jednak popularność wśród elity stanu – weteranów, dżentelmenów, studentów.

Styl organizacji przypominał połączenie masonerii, okultyzmu i festynu. Do klanu można było wstąpić jedynie dzięki rekomendacji członka stowarzyszenia. Inicjacji towarzyszyła atmosfera skrytości i podejrzliwości. Adept musiał przysięgać, że dochowa tajemnicy i będzie lojalny wobec reszty towarzyszy. Tylko jeden wers dotyczył spraw politycznych – musiałeś być przeciw zrównaniu czarnych i białych. Na czele stał Wielki Mag, który kierował Niewidzialnym Imperium Południa, potem szły Wielkie Smoki, Czarne Jastrzębie, Wielkie Cyklopy. Każda komórka klanu w innych miastach nosiła nazwę „pieczara.

Klanowcy powyciągali z szaf swoich żon i matek najdziwniejsze suknie z perkalu lub lnu. Wywrócili je na lewą stronę, gdzieniegdzie doczepiając połyskujące metalowe płytki, doszywając frędzle. Uszyli kaptury z otworami na oczy i włożyli w ich czubek tekturowe stożki, tak aby sylwetka klanowca wydawała się wyższa. W pierwszym klanie stroje wcale nie musiały być białe – widziano nawet ludzi w maskach z wiewiórczej skóry, sporo było czerni i fioletu. Najbardziej groteskowe były jednak same kaptury – w okolicy twarzy klanowcy przyszywali do nich sztuczne wąsy, brody, nosy. Inni dołączali rogi – diabelskie lub takie jak u jednorożców. W pierwszym wcieleniu Ku Klux Klanu można było spotkać jego członków bez kapturów, za to z pomalowanymi na czarno twarzami – w identyczny sposób jak biali aktorzy odgrywali rolę Murzynów.

Pewnej nocy tak wyglądający dżentelmeni z Pulaski wsiedli na konie i ruszyli na paradę. Jeden z zakapturzonych jeźdźców zatrzymał się nagle i podał uzdę przyglądającemu się wydarzeniu Murzynowi. Ten jak zahipnotyzowany ją wziął. Klanowiec, patrząc na ofiarę z góry, chwycił się za zakapturzoną głowę, ściągnął ją sobie z barków i podał przerażonemu widzowi. Co było dalej – nie wiadomo. Fakt, że na wielu bardziej przesądnych Murzynach takie kuglarskie sztuczki robiły niemiłe wrażenie. Inną znaną „zabawą” było nawiedzanie murzyńskich chat po nocy, walenie do drzwi i proszenie o wiadro wody. Gospodarz przynosił z reguły kubek lub chochlę, ale klanowiec uparcie domagał się wiadra. Wlewał całą zawartość pod ukryty pod szatą bukłak, grobowym głosem mówiąc: „Nie piłem tak dobrej wody od czasu, gdy poległem pod Fredericksburgiem”. „Jesteśmy duchami zmarłych konfederatów” – takie zdanie można było usłyszeć podczas nocnych eskapad.

Według dr Elaine Parsons malowanie twarzy na czarno i przebieranie się w damskie szaty miało głębokie podłoże społeczne oraz psychologiczne. Było podszyte chęcią rozmycia lub kompensacji klęski roku 1865 i związanego z tym nadszarpnięcia prestiżu białego południowca. Działał tu również efekt karnawału, chwilowego odwrócenia ról. Czarna twarz symbolizowała zaś przejęcie siły „murzyńskiej bestii”. „Przebierając się, tworzyli wrażenie, że są nieprzewidywalni, niekontrolowani, nieznani” – konkludowała Parsons. W masce, damskich szatach i pomalowanej na czarno twarzy nie trzeba było zachowywać się jak dżentelmen. „Nie wyglądamy jak dżentelmeni? Nie nazywaj mnie gentlemanem! Zrodziły nas ognie piekieł. Nie było nas w tym kraju od bitwy pod Manassas!” – usłyszał jeden z mężczyzn „skazanych” przez klan na chłostę.

Wygląd klanu był tak dziwaczny, że nieraz dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Thompson C. Hawkins, agent pocztowy, myślał, że zaatakowała go trupa aktorów i muzyków. Inny znowuż urzędnik z Biura do spraw Wyzwoleńców wziął klan za cyrkowców. W miejscowości Pontotoc w Missisipi miejscowi zaatakowali zaś prawdziwych aktorów, myśląc, że to członkowie Ku Klux Klanu.

Droga do terroru

W 1867 r. w Nashville odbył się pierwszy zjazd klanu. Jego szefem – Wielkim Magiem został gen. Nathan Forrest. Klan, mający wkrótce osiągnąć zawrotną liczbę 500 tys. członków i sympatyków, stał się strukturą skrajnie zdecentralizowaną, przyjmując jednocześnie wzniosłe cele: chronić przed bezprawiem, nieść pociechę rannym i prześladowanym, w tym wdowom i weteranom, kultywować rycerskość, humanitaryzm, miłosierdzie, patriotyzm. Wszystko to przy uznaniu legalności rządu w Waszyngtonie i pogodzeniu się z rezultatem wojny.

KKK podczas palenia krzyża w Kolorado, 1921 r.

Szybko okazało się, że z tych celów zostało niewiele, a klan – lub powstające jak grzyby po deszczu lokalne jego oddziały – stał się machiną terroru. „Stał się samozwańczym ustawodawcą, instytucją ścigania i wreszcie egzekwowania prawa, ku zadowoleniu jednych i przerażeniu drugich” – pisał autor najbardziej znanej polskiej monografii klanu Jerzy Sobieraj.

Klan wybierał na ofiary Murzynów próbujących robić karierę w polityce lub wiążących się z białymi kobietami, lub tych, którym „zbyt dobrze” zaczęło się powodzić. Zastraszano również białych – republikanów, pracowników Biura do spraw Wyzwoleńców, nauczycieli, którzy zbyt gorliwie przykładali się do edukacji czarnych, przybyłych z północy przedsiębiorców.

Częstymi ofiarami klanu padali Murzyni osadzeni w aresztach za gwałty. Klan twierdził, że wymiar sprawiedliwości potraktuje ich „zbyt łagodnie”. Oskarżonych wywlekano więc z aresztów, nieraz je szturmując przy zerowym zainteresowaniu władz (rzecz typowa dla całego ówczesnego Południa). Potem z reguły dokonywano na nich okrutnych linczów, kastrując ich, podpalając, odcinając im kończyny i wieszając. Prymitywną żądzę krwi tłumu łatwo wytłumaczyć, ale skąd bezradność lokalnych władz? Za odpowiedź niech posłuży wypowiedź Benjamina Tillmana, gubernatora Południowej Karoliny: „Chociaż jestem gubernatorem, stanąłbym na czele tłumu linczującego czarnego, który dokonał gwałtu na białej kobiecie”.

Ofiarami zaczęli padać Murzyni, którzy – zdawałoby się – nie stanowili żadnego zagrożenia dla białych. Tak było w przypadku opisanej przez Sobieraja historii Esica i Ann Harrisów, którzy po wyzwoleniu starali się rozpocząć żywot nikomu niewadzących chłopów. Jedynym przewinieniem Harrisa było to, że miał broń. Klan skonfiskował mu ją, grożąc jednocześnie śmiercią, ale Harris kupił nową. Pewnej nocy zatem pod jego domem zjawiło się kilkudziesięciu klanowców. Próbował ich przegonić Ned Finch – biały, u którego mieszkali Harrisowie. Nic to nie pomogło i wywiązała się strzelanina. Dwóch klanowców zostało rannych, a Harris z rodziną musiał uciekać.

Inny wyzwoleniec, sklepikarz Henry Lowther, został potraktowany dużo brutalniej. Na jego nieszczęście wiodło mu się lepiej niż niejednemu białemu. Ośmielił się też zaskarżyć klientów, którzy regularnie zalegali z zapłatą. Lowther był do tego wszystkiego zdeklarowanym zwolennikiem republikanów. Klanowcy podsunęli mu hożą białą dziewoję, a następnie oskarżyli go o gwałt. Lowther wynajął zatem ochronę złożoną ze swoich czarnych ziomków. W konsekwencji został aresztowany za utrzymywanie ochrony zbrojnej bez zezwolenia. Klanowcy porwali go z aresztu. Wywieźli go do lasu i wykastrowali. Ranny Lowther dowlókł się do miasta. Tam oczywiście wszyscy z wyjątkiem jednej samotnej kobiety odmówili mu pomocy. Jakoś przeżył i po zaleczeniu ran przeniósł się do Atlanty.

Często klan kończył na samym zastraszaniu lub chłoście. Ofiarą padali też biali pomagający Murzynom. Najbardziej groteskowe było to, że nawet podczas najbrutalniejszych tortur i rozbojów członkowie Ku Klux Klanu nie rezygnowali ze swoich cudacznych strojów, teatralnych gestów ani zmuszania ofiar do odgrywania ról. Murzynom kazali udawać konie, innych znowuż obwąchiwali, sugerując, że mają do czynienia z trupem.

Widząc akty bezsensownej przemocy, Forrest zaczął żałować, że kiedykolwiek został przywódcą stowarzyszenia. Liczba ofiar Ku Klux Klanu sięgnęła 35 tys. W 1869 r. ogłosił rozwiązanie organizacji. Jednakowoż poszczególne komórki działały w najlepsze. Pod nazwę klanu zaczęli się podszywać również pospolici kryminaliści.

W 1870 r. Kongres uchwalił wiele ustaw skierowanych przeciw organizacji. Bardzo szybko lokalni przywódcy trafili za kratki – głównie za uczestnictwo w nielegalnej grupie zbrojnej i próbę pozbawienia praw obywatelskich. Klan przestał istnieć. Odrodził się w 1915 r. – to właśnie z tą drugą emanacją kojarzą się białe płaszcze i nowi wrogowie: Żydzi i katolicy.

Artykuł został opublikowany w 9/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Autor: Jakub Ostromęcki