Z miłości i przez pracę. Samobójcy z II RP

Z miłości i przez pracę. Samobójcy z II RP

Dodano: 
Pokaz ratowania tonących przez policjantów z warszawskiego komisariatu wodnego na Wiśle. Zdjęcie wykonane w l. 1919-39. Archiwum Ilustrowanego Kuriera Codziennego. Fot. NAC
Pokaz ratowania tonących przez policjantów z warszawskiego komisariatu wodnego na Wiśle. Zdjęcie wykonane w l. 1919-39. Archiwum Ilustrowanego Kuriera Codziennego. Fot. NAC 
Policja państwowa w okresie funkcjonowania II Rzeczpospolitej wyjaśniała różnego rodzaju zagadki. Pośród spraw dotyczących dzieciobójstw, morderstw czy defraudacji pieniędzy, znajdowały się także te, w których trzeba było wyjaśnić przyczyny targnięcia się na własne życie.

Alan Jakman

W listopadzie 1925 roku w Wapienicy, dziś dzielnicy Bielska-Białej, w pobliskim stawie utopiła się zaledwie 25-letnia Anna B. Posterunek Policji Województwa Śląskiego w Wapienicy wraz z dyrekcją policji w Bielsku, prowadziły dochodzenie, by wyjaśnić przyczyny tego wydarzenia i wykluczyć ewentualny udział osób trzecich.

Przez chłopaka

W trakcie śledztwa okazało się, że Anna B. 5 miesięcy przed feralnym dniem zatrudniła się jako służąca. Od niedawna była również narzeczoną Ludwika Ż. – czeladnika rzeźnickiego, zatrudnionego, tak jak jego dziewczyna, u Pogla. Niestety para się rozeszła. Niedoszła panna młoda załamała się psychicznie i popadła w depresję. Kilkukrotnie próbowała otruć się gazem, lecz zawsze z pomocą przychodził pracodawca i odwoził ją do szpitala. Po wyzdrowieniu wracała do pracy u Pogla, licząc, że Ludwik jednak się z nią ożeni. To nie było już możliwe. 11 listopada 1925 roku mężczyzna poślubił inną dziewczynę.

Dowiedziawszy się o zaślubinach, Anna mówiła swoim koleżankom i siostrze Helenie, że nie cieszy ją już życie i przy najbliższej okazji utopi się. Miała jednak życzenie – chciałaby raz jeszcze zobaczyć Ludwika. Faktycznie tak się stało, 19 listopada 1925 roku o godzinie 20.30 na bielskim rynku, płacząc, prosiła go, aby z nią porozmawiał. Ten jednak nie chciał jej widzieć na oczy.

Z ubocza całą scenę obserwowały jej koleżanki. Widząc, co się dzieje, szybko podbiegły i odciągnęły Annę od mężczyzny. Następnie zaprowadziły ją do siostry Heleny. Ta podjęła decyzję, że dziewczyna jest w tak złym stanie psychicznym, iż najlepiej będzie ją zawieźć do matki, która mieszkała w pobliskich Aleksandrowicach. Kiedy o godzinie 22.30 dotarły pod dom matki, Anna oświadczyła, że idzie się utopić. Nagle wyrwała się z objęć siostry i pobiegła, czym sił w nogach. Przyjaciółki nie zdążyły jej dogonić, ale szybko powiadomiły o całym zdarzeniu matkę. Kiedy ta przerażone wybiegła na ulicę, zobaczyła tylko, jak Anna zrzuca kapelusz i wskakuje do wody. Późna pora i całkowite ciemności spowodowały, że nie udało się uratować dziewczyny. Znaleziono ją martwą dopiero o godzinie 2 w nocy.

Policja przeprowadziła również wywiad środowiskowy, z którego wynikało, że Anna była dziewczyną poczciwą. Podaje się nawet, że być może kobieta była w stanie brzemiennym z Ludwikiem, a wieść o tym, że ją porzuca, a następnie bierze ślub z inną dziewczyną, pchnął ją do tego czynu.

Przez pracę

Zaledwie miesiąc później, w połowie grudnia 1925 roku komisariat policji w Bielsku musiał ponownie przeprowadzić śledztwo w sprawie targnięcia się na własne życie. Sprawa była jeszcze poważniejsza. Z postrzeloną głową znaleziono starszego posterunkowego Antoniego Sz. Sprawa trafiła do sądu powiatowego w Bielsku.

„13 grudnia 1925 roku o godzinie 21.30 został znaleziony st. Post. Wywiadu policji politycznej Antoni Sz., lat 35 z komendy powiatowej w Bielsku. Miał postrzeloną głowę, nie dawał żadnych znaków życia. Zwłoki odnaleziono w prywatnym mieszkaniu Marii R. przy ulicy Cieszyńskiej, gdzie mieszkał jako sublokator” – zapisano w raporcie policyjnym.

Śledczy ustalili następujące wydarzenia: Antoni Sz. jako wywiadowca do spraw politycznych delegowany został w dniu 13 grudnia 1925 roku o godzinie 14.00 na zgromadzenie w domu polskim, które zorganizował inżynier S. z Bielska. Następnie odbyło się sprawozdanie posłów Lazierskiego i Zagajewskigo i o godzinie 17.30 zgromadzenie opuścił posterunkowy Sz. Następnie udał się do swojej narzeczonej Pauliny C. – kancelistki przy dyrekcji policji do jej prywatnego mieszkania w Białej.

Około godziny 20.00 pożegnał się z Pauliną i odszedł rzekomo do swojego mieszkania przy Cieszyńskiej, gdzie został znaleziony nieżywy. Pierwszą osobą, która spostrzegła nieżyjącego Antoniego była córka właścicielki nieruchomości. Jej zeznania były następujące: „Krytycznego dnia około godziny 17.00 wyszłam z domu, udając się na przedstawienie do kina w Bielsku. Po trzech godzinach powróciłam z kina i zastałam drzwi do pomieszkania niezamknięte na klucz, niezgaszone światło w kuchni, a w pokoju śpiącego na łóżku brata Alojzego”.

Polscy policjanci podczas służby. L. 1929-39. Archiwum IKC. Fot: NAC

Zaciekawiło ją, dlaczego brat leży nie do końca rozebrany i w takiej pozycji. Kiedy próbowała go obudzić, okazało się, że jest pijany. Wyszła więc z mieszkania, gasząc światło i zamykając drzwi. Klucz pozostawiła pod szafą na korytarzu w omówionym miejscu, które było znane również sublokatorowi Antoniemu Sz.

Kiedy po godzinie wracała w stronę kamienicy, zobaczyła włączone światło w kuchni – pomyślała, że mama wróciła już pracy. Wybiegła po schodach do góry i ujrzała otwarte drzwi do kuchni. Tuż za nimi leżał na podłodze Antoni, bez oznak życia w kałuży krwi wokół głowy. Natychmiast wbiegła do sąsiedniego mieszkania Franciszka K, mówiąc mu, co zauważyła i razem powrócili do kuchni.

Zeznała także, że od dwóch tygodni sublokator, chociaż zawsze był cichy i nadzwyczaj skryty, zmienił się. „Chodził jakby mechanicznie, na nic nie zwracał żadnej uwagi, nic go nie interesowało, przestał w ogóle rozmawiać ze współlokatorami” – mówiła dziewczyna. „Wyglądał na człowieka melancholika, którego prześladuje mania smutku lub samobójstwa” – dodała inna sąsiadka.

Mateusz König, funkcjonariusz pogotowia ratunkowego zeznał, że zawiadomiony o wypadku został około godziny 21.30 przez Marię R. – właścicielkę mieszkania. Ratownicy natychmiast udali się na miejsce do mieszkania kobiety. Od razu stwierdzono, że Antoni Sz. ma przestrzeloną czaszkę z prawej strony w skroń. Obok ciała znaleziono rewolwer.

Stwierdzono także krople krwi na dolnej części kredensu, obok którego leżał denat, a także krew w miejscu, gdzie mężczyzna miał stopy. Rewolwer, który znaleziono na miejscu, był własnością posterunkowego, nabity pięcioma nabojami. Zapach spalonego prochu wskazywał, że musiano z broni przed chwilą strzelać.

Obok pokoju w łóżku na wpół rozebrany spał Alojzy R. Po dłuższym szarpaniu, gdy wstał, był zupełnie oszołomiony i zataczając się, nie mógł dojść do siebie. Gdy König usiłował przedstawić mu, że tu obok w kuchni leży nieżywy Antoni, pobiegł ku niemu. Nie wiedział, co robić, chwycił jego głowę i zaczął nią na wszystkie strony ruszać, a gdy zobaczył, że ma krew na rękach, zaprzestał, obmył ręce i poszedł spać.

Sąsiad Franciszek K., którego najpierw zaalarmowała córka właścicielki mieszkania, podaje, iż przypomina sobie, że około godziny 21.00 usłyszał głuchy huk lub trzask, lecz sądził, że pochodzi on od rury wydechowej przejeżdżającego samochodu lub trzasku drzwi głównej bramy spowodowanego przeciągiem wiatru, dlatego nie przykładał ku temu żadnej uwagi i momentem tym nie interesował się wcale. Podał też, że w tym czasie nikt po schodach nie szedł i w ogóle denata nie słyszał.

Zeznania złożyła także Paulina C. – narzeczona zmarłego Antoniego. Powiedziała, że był bardzo podejrzliwy, ale jednocześnie słabego charakteru, niezwykle czuły. Nadmienia chwile, w których Antoni płakał, gdy mu na coś zwróciła uwagę lub zganiła. Często skarżył się, iż na świecie źle się powodzi. Jednocześnie mówił, że jest o nią do szaleństwa zazdrosny, lecz powodów skłaniających Antoniego do zazdrości Paulina nie chciała wyjawić.

Podobnie jak córka Marii R., także narzeczona Antoniego 2-3 tygodnie przed feralnym dniem zauważyła zmianę w zachowaniu mężczyzny. Coraz częściej skarżył się jej, że obecnie ma złe powodzenie, że znów jest chory na żołądek. Nie wykluczała jednak możliwości popełnienia samobójstwa przez Antoniego, gdyż ten w ostatnich dniach, szczególnie gdy był przesłuchiwany w sądzie w Bielsku jako świadek w sprawie dzieciobójstwa, wpadł w absolutną melancholię i manię prześladowczą.

Czytaj też:
„Historia Do Rzeczy”: Granatowa policja

Policjanci zajmujący się dochodzeniem, po złożeniu zeznań przez Paulinę stwierdzili, że musiała istnieć pomiędzy nimi jakaś tajemnica. Najprawdopodobniej miłość Antoniego do Pauliny nie była odwzajemniona.

W dalszym etapie śledztwa ustalono, że pomiędzy godziną 20.00 a 21.30 nikt oprócz Alojzego i jego siostry do domu nie wchodził. Jako przypuszczenie popełnienia samobójstwa można przyjąć te okoliczności: Antoni, gdy przyszedł do domu od narzeczonej po godzinie 20.30 wyjął klucz z ukrycia, zapalił światło w kuchni, rozebrał się z kurtki w pokoju i położył kapelusz na stole, nie świecąc lampy, ponownie wszedł do kuchni i stanął koło kredensu z odwróconą twarzą ku oknu i w tym miejscu strzelił sobie w głowę. Słaniając się po ścianie kredensu, rewolwer wypadł mu na podłogę. Później ten makabryczny widok zastała Anna...

Przez długi

Z innego powodu na swoje życie targnął się Maurycy W. – z pochodzenia Żyd. Zajmował się handlem. Interes nie szedł tak, jak zakładał, a kolejne pożyczki nie pomagały w rozwiązaniu kryzysowej sytuacji. Z dnia na dzień lista wierzycieli rosła. Kiedy pewnego poranka przyszli kolejni, Maurycy wyszedł na 3 piętro kamienicy i wyskoczył przez otwarte okno wprost na betonowe podwórze.

Uderzenie było tak silne, że kiedy po mężczyznę przyjechało pogotowie, lekarze stwierdzili, że jego stan jest krytyczny. Maurycy zmarł kilka godzin po przewiezieniu go do szpitala.

Podczas policyjnego dochodzenia przesłuchiwany zarówno właścicielkę kamienicy, sąsiadów, jak i rodzinę denata. Okazało się, że w felerny dzień rodzina miała wyjechać do Zakopanego, aby mężczyzna nieco się odstresował. Niestety już nie zdążyli...

Przez maturę

W lutym 1931 roku na swoje życie targnął się uczeń gimnazjum polskiego. Do szpitala w Bielsku został przewieziony z raną postrzałową lewej piersi. W trakcie szczegółowego dochodzenia okazało się, że Bogusław W. był co prawda pilnym uczniem, lecz „nie miał talentu do nauki”. Jak wielu jego kolegów, nie zdał matury. W lutym 1931 roku podchodził do kolejnego terminu – ten niestety także okazał się niezdany. Dla młodego mężczyzny było to zbyt wiele, targnął się na swoje życie. Już wcześniej odgrażał się kolegom z pokoju, że trzeci raz matury zdawać nie będzie. Ci, felernego dnia, nie spuszczali go z oka. Jednak kiedy na chwilę zajęli się swoimi obowiązkami, Bogusław zbiegł schodami kamienicy i w sieni oddał trzy strzały, dwa w powietrze i jeden w okolice serca.

Czy Bogusław przeżył? Nie wiadomo. W ostatnim raporcie policyjnym wskazuje się, że jego stan jest bardzo ciężki, ale jest nadzieja na wyzdrowienie. Jednocześnie zawiadomiono odpowiednie organy o tym, że mężczyzna nielegalnie posiadał broń.

Na podstawie: Zespół nr 188, Dyrekcja Policji Państwowe w Bielsku-Białej, Archiwum Państwowe w Katowicach Oddział w Bielsku-Białej