Rokosz klasy panującej
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Rokosz klasy panującej

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Istotą dzisiejszej sytuacji politycznej jest zakwestionowanie przekonania elit co do tego, że bez ich poparcia nie da się rządzić. Dotąd ich dobre samopoczucie miało silne wsparcie instytucjonalne

To nie nasz rząd, nie nasz prezydent, te wybory się nie liczą, nie podporządkujemy się temu państwu. Wychodźcie w naszej obronie na ulicę, walczcie „obywatelskim nieposłuszeństwem”, a przynajmniej klikajcie – proklamują korporacyjne i opiniotwórcze elity, urządzając to właśnie, o co kiedyś namiętnie oskarżały PiS: rokosz przeciwko państwu i demokratycznie wyrażonemu wyborowi społeczeństwa.

O co chodzi w tej walce? O demokrację? To tylko hasło kryjące obronę hierarchii i pozycji w establishmencie, często dziedziczonych jeszcze po założycielach „czerwonych dynastii” z czasów stalinowskich. 

W gruncie rzeczy o to toczy się walka polityczna w III RP od samego jej zarania. Sensem ugody w Magdalence było uzgodnienie operacji zmiany ustroju bez zmiany społecznej hierarchii – tak by warstwy dominujące w PRL zachowały dominację także w projektowanym przez Kiszczaka oraz analityków Jaruzelskiego państwie wolnorynkowym i uwolnionym z bloku sowieckiego (wówczas jeszcze na zasadzie „finlandyzacji”, perspektywa członkostwa w strukturach Zachodu pojawiła się później). Tym, co połączyło obie strony Okrągłego Stołu, nie było – jak głosi oficjalna narracja – dążenie do demokratyzacji i europeizacji, ale wspólny rządzącym generałom i „oświeconej” części opozycji lęk przed polskim żywiołem, postrzeganym jako ciemna, groźna masa, która uwolniona spod kurateli dokona pogromów i „chomeinizacji” kraju. Stąd konstytutywny dla michnikowszczyzny pomysł rządzenia i prowadzenia transformacji poprzez przejęcie zastanych elit, czemu z kolei służyć miało z jednej strony potwierdzenie przez nową władzę ich nomenklaturowych przywilejów, z drugiej przejęcie narzędzi „dystrybucji szacunku” i kształtowania opinii. (...)

fot. Marek Lasyk/Reporter 

Cały artykuł dostępny jest w 50/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także