Z nożem na „Szał”. Wybitny polski artysta dokonał „dzieciobójstwa"
  • Leszek LubickiAutor:Leszek Lubicki

Z nożem na „Szał”. Wybitny polski artysta dokonał „dzieciobójstwa"

Dodano: 
"Szał" Władysława Podkowińskiego
"Szał" Władysława Podkowińskiego Źródło: Wikimedia Commons
Władysław Podkowiński bezlitośnie pociął swoje wielkie dzieło. Czy zrobił to z niespełnionej miłości?

Warszawska Zachęta kilkakrotnie była świadkiem wydarzeń, które obecnie nazywane są „skandalami”. W czasach nam współczesnych doszło do nich co najmniej dwukrotnie. Najpierw Daniel Olbrychski rozsiekał szablą zamieszczone na wystawie „Nazistów” fotografie, a potem jeden z posłów podniósł będący częścią kompozycji kamień przegniatający rzeźbę Jana Pawła II.

W końcu dziewiętnastego stulecia najgłośniejszym prawdopodobnie, oprócz rozbicia przez Antoniego Kurzawę swojej rzeźby przedstawiającej „Mickiewicza”, był „akt dzieciobójstwa” dokonany przez Władysława Podkowińskiego. Działo się to cztery lata po „wyczynie” Kurzawy. Gazety miały ponownie o czym pisać. Kolejne wydarzenie w Zachęcie. W jednym z czasopism dziennikarz donosił: „P. Podkowiński, twórca obrazu „Szał uniesień”, wysłuchawszy pochlebnych sądów krytyki o tym obrazie przybył pewnego dnia na Wystawę Sztuk Pięknych i pokrajał go na kawałki. A to co znowu? - zapytano ze wszech stron. Kurzawa rozbił swój posąg, ale był rozgoryczony wyrokiem komisji konkursowej. Tymczasem co rozgoryczyło p. Podkowińskiego?”

No właśnie, co spowodowało, że malarz pociął swój wybitny obraz?

Władysław Podkowiński, półsierota, dziecko Warszawy, uczeń szkoły kolejowej, później jedynej w Warszawie szkoły artystycznej, tzw. Klasy Rysunkowej Wojciech Gersona. Tak naprawdę jednak ten rysownik w dziedzinie malarstwa był samoukiem, jeżeli nie liczyć jednego roku spędzonego w zacofanej artystycznie petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie kształcił się pod okiem malarza batalisty jako wolny słuchacz.

Potem przebywał w Paryżu, dzięki czemu wraz z Józefem Pankiewiczem stali się szermierzami impresjonizmu w Polsce. Pod koniec swojego krótkiego życia, skłania się ku symbolizmowi i w takiej tonacji maluje dużych rozmiarów obraz „Szał uniesień”. Rozpisywano się o tym dziele ówcześnie bardzo szeroko. Przytoczmy słowa jednego ze współczesnych malarzowi krytyków, podpisującego się pseudonimem „Urbanus”, dla opisania klimatu tego dzieła:

Na olbrzymim płótnie, wśród mgieł, chmur i oparów barwnych, pędzi na rozhukanym koniu naga kobieta. Ramiona białe toczone, ponętne – ramiona Fornariny, w których śmierć znalazł Rafael – oplotła dokoła czarnej szyi rumaka, ściskając ją nimi tak silnie, jak ściskać umie tylko miłość, która jest mocniejsza od śmierci”.

Szał” został wystawiony na osobnej ekspozycji w warszawskiej Zachęcie wczesną wiosną 1894 roku. Od samego początku pokazowi towarzyszyła aura sensacji. Płótno jak na owe czasy było w swym przekazie bardzo odważne. Filistrzy byli oburzeni. Ale wiadomo nie od dzisiaj, że dzięki takiej atmosferze, wystawa zyskuje na popularności. Podobno tylko pierwszego dnia obejrzało ją tysiąc osób. Trwała ponad miesiąc i w tym czasie do Zachęty przybyło około dwunastu tysięcy ludzi. Honorarium za ten pokaz wypłacone artyście wyniosło wcale ładną sumę, bo 347 rubli i 77 kopiejek.

Autoportret Władysława Podkowińskiego, 1887 r.

Dzień po zakończeniu ekspozycji zawitał tam także sam Władysław Podkowiński. Poprosił woźnego o drabinę, postawił ją koło swego obrazu, wspiął się na odpowiedni szczebel i ostrym nożem zaczął ciąć płótno. Najzacieklej wokół twarzy kobiety. Bo zdaje się o tę kobietę poszło. „Warszawka” dopatrzyła się w jej rysach twarzy podobieństwa do pewnej damy z towarzystwa. Chodziło o Ewę Kotarbińską, żonę Miłosza, także malarza, starszego kolegę Podkowińskiego. Już wcześniej mówiło się, że artysta zakochał się w tej damie. Wiele razy przebywał w rodzinnych ziemskich majątkach jej sióstr, proszony na wakacje, czy też na „malowanie”. Zapewne nie udało mu się swoich emocji ukryć, bowiem został stamtąd wyproszony przez gospodarzy. Warto jednak przypomnieć, że właśnie w tych mazowieckich wsiach – Chrzesnem i Mokrej Wsi – powstały najlepsze impresjonistyczne dzieła Podkowińskiego i piękny, nagrodzony przez Zachętę drugą nagrodą (300 rubli) obraz - „Portret damy” (Ewy Kotarbińskiej właśnie), niestety zaginiony.

Można oczywiście przypuszczać, że czyn z Zachęty był powodowany nieszczęśliwą miłością artysty do zamężnej kobiety i zapewne jest w tym dużo prawdy. Jednak gwoli jasności należy tu przedstawić to, co sam Podkowiński powiedział o tym czynie swemu znajomemu, znanemu kronikarzowi Warszawy, Wiktorowi Gomulickiemu.

Zrobiłem ofiarę z rzeczy, która w danej chwili była mi najdroższą – zwierzał się wczoraj przede mną. – Zniszczyłem obraz, a kto wie, czy nie uśmierciłem zarazem talentu swego. Nic od dnia owego nie robię, nic robić nie mogę. I gdybym przynajmniej był pewny, że ofiara nie będzie daremną, że postępek mój zrozumiany został i oceniony! (...)

Spytałem, czy bardzo cierpiał spełniając artystyczne dzieciobójstwo?

- Tak, chwila była piekielna. Rozdzierane płótno wydawało głos podobny do krzyku. A gdy w otworze, na kilka łokci długim, błysnęło białe drzewo rusztowania, strach mnie zdjął...bo podobne to było do kości bielejących w rozpłatanym trupie."

To było wyznanie emocjonalne, nic w zasadzie nie tłumaczące. A może jednak wszystko tłumaczące? Jest jeszcze jedno, w którym malarz twierdzi, że dotrzymał obietnicy terminu ekspozycji obrazu, a gdy on dobiegł końca, zamiast płótno zwijać i zabrać do domu, wolał je pociąć, by w ten sposób skonstatować doznany zawód indywidualny.

Czy wy rozumiecie? Ja nic? - pisał zaraz po tym wydarzeniu jeden z dziennikarzy. Kolejny dodaje: Motywy więc czynu, który dzieciobójstwem nazwać by można, są – zagadką. Zagadką psychologiczną – twierdzą niektórzy. Klucza do tej zagadki szukamy”.

Czytaj też:
Rozbity Mickiewicz. Genialny polski artysta publicznie zabił swój talent

Szukali wówczas, zaraz po tym czynie dzieciobójstwem artystycznym zwanym, szukano i później. Również współcześnie i... nie znaleziono. Nikt wówczas jednak nie śmiał określić tego czynu „skandalem”. Zapewne kilka osób bliskich artyście znało prawdziwą przyczynę pocięcia jednego z najbardziej rozpoznawalnych obecnie polskich dzieł malarskich, jednak żaden z nich nie śmiał nawet upublicznić swojej wiedzy. Być może była to zawiedziona miłość do zamężnej kobiety, jednak jak napisał w jednym ze swoich artykułów przyjaciel artysty, „uczuć, jakie nim powodowały, roztrząsać się nam nie godzi”. Inny jeszcze zauważył, że „tego utalentowanego i pełnego przyszłości artystę jadła straszna choroba duszy”.

Co prawda prawie czterdzieści lat później Tytus Czyżewski napisze wprost o miłości Podkowińskiego do zamężnej kobiety, która „nie mogła mu odpowiedzieć równie namiętnym uczuciem” i z którego to „konfliktu wyszedł on pokonany jako mężczyzna” ale nie odnosiło się to do czynu z Zachęty, tylko do wycofania się artysty z życia towarzyskiego i doprowadzeniu się umyślnie do ciężkiej, nieuleczalnej wówczas choroby, gruźlicy.

Obraz jednak na szczęście udało się odrestaurować, ale dopiero po śmierci (niestety rychłej) artysty, gdyż wcześniej, w przeciwieństwie do wspomnianego wyżej Kurzawy, nie zgodził się na jego naprawę. Płótno nabył później Feliks "Manggha" Jasieński, znany w owym czasie kolekcjoner oraz mecenas artystów i przekazał je po kilku latach w darze Muzeum Narodowemu w Krakowie. Obraz obecnie prezentowany jest w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach. Gdy z bliska przyjrzymy się temu dziełu pod odpowiednim kątem, to wyraźnie zobaczymy ślady jakie zostały po cięciach nożem zadane przez naszego wybitnego malarza.

Źródło: DoRzeczy.pl