Proroctwo Studnickiego. Katastrofę II RP dokładnie przewidział już wiosną '39

Proroctwo Studnickiego. Katastrofę II RP dokładnie przewidział już wiosną '39

Dodano: 
Władysław Studnicki. Fot. NAC
Władysław Studnicki. Fot. NAC
Polska będzie musiała prowadzić wojnę ruchomą i niezależnie od powodzenia wojny na zachodzie może przeżywać okupację niemiecką i sowiecką. Pierwsza zniszczyłaby nas materialnie, druga zniszczyłaby narodowo i politycznie – pisał na początku 1939 roku Władysław Studnicki. Poniżej prezentujemy fragment książki Studnickiego "Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej", która wydrukowana została już wiosną 1939 roku, ale nie trafiła wówczas do księgarń - cały nakład został skonfiskowany na rozkaz polskich władz. Wydawnictwo Universitas przygotowało właśnie nową edycję tej książki.

(…) Anschluss Austrii odbył się bez starć międzynarodowych, gdyż Francja wiedziała, że nie uda się jej wywołać wystąpienia Polski, a przez to i Czechosłowacji, przeciwko Niemcom; w Monachium w sierpniu 1938 roku aprobowano obcięcie Czechosłowacji i przyłączenia do Niemiec krajów sudeckich, gdyż wiedziano, że Polska, a pod jej wpływem Rumunia, nie przepuszczą wojsk sowieckich na obronę Czechosłowacji. Polska była uważana za sprzymierzeńca Niemiec, tymczasem nie weszła w porozumienie z Niemcami przed Monachium, nie sprzymierzyła się na wypadek interwencji mocarstw zachodnich. Gdyby to uczyniła, nasze postulaty zostałyby zrealizowane i nie decydowano by w Monachium, a następnie w Wiedniu, o nas bez nas. Uświadomiono sobie u nas jeden postulat – wspólną granicę z Węgrami przez powrót Rusi Podkarpackiej do Węgier. Nie rozumiano potrzeby powrotu Węgier do historycznej polsko-węgierskiej granicy, to jest przyłączenia Słowacji do Węgier jako prowincji autonomicznej.

Chciano u nas niepodległości Słowacji, nie rozumiejąc, że kraik ten ze względu na swe położenie geograficzne, nieliczną ludność, szczupłe zasoby i małe wyrobienie administracyjne i polityczne może być tylko prowincją autonomiczną. Budowano u nas nieopodal granicy słowackiej Centralny Okręg Przemysłowy, nie troszcząc się o los Słowacji, warunkującej bezpieczeństwo tego okręgu, w którym z dala od węgla, przy braku energii energetycznej na miejscu, budujemy okręg przemysłowy. Mieliśmy obok siebie partnera bardzo aktywnego i zamiast dorównać mu w aktywizmie, iść za nim jako sprzymierzeniec, uzyskiwać znaczniejsze korzyści, staliśmy wobec niego bierni, aż jego aktywność zaczęła zwracać się przeciwko nam.

Mieliśmy wizytę ministra Ribbentropa w piątą rocznicę paktu nieagresji. Prasa niemiecka podnosiła znaczenie paktu dla obu państw; zachowanie się prasy polskiej z małym wyjątkiem było poprawne. Jakie były poufne rozmowy między ministrem spraw zagranicznych Rzeszy a polskim rządem? – Nie wiemy. Przypuszczać możemy, że rząd polski zaznaczał swą neutralność w razie wojny na zachodzie i nie przejawiał chęci aktywnej polityki polskiej na wschodzie. Minister Beck w swej mowie niezbyt taktownie wspomina, „że były sugestie, o których on na razie nie będzie mówił”. Czyż to zapowiedź niedyskrecji wobec poufnych pertraktacji, zapowiedź mogąca utrudnić prowadzenie w dalszym ciągu niezbędnych pertraktacji? Przyszła potem wizyta hrabiego Ciano, przypominająca Polsce tradycyjną przyjaźń polsko-włoską. Podczas tej wizyty grono naszej młodzieży, temperamentowej ale głupiej politycznie, pod wpływem obcej agentury urządziło demonstrację antyniemiecką, wprawdzie o bardzo skromnych rozmiarach. Ta demonstracja była odpowiedzią na jakąś prowokację w Gdańsku, będącą też aktem obcej agentury, potępioną przez władze gdańskie. Czyż ta bezsensowna demonstracja stała się zwrotnym punktem stosunków polsko-niemieckich? Dlaczego 28 marca 1939 roku Niemcy zwróciły się do Polski w sprawie Gdańska i autostrady? Są to sprawy drobne, tymczasem na horyzoncie zarysowują się wielkie konflikty międzynarodowe.

Ten krok Niemiec był i jest różnie tłumaczony. Przypuszczam, że wysunięcie tej sprawy na porządek dzienny przez Niemcy było przede wszystkim niezrozumieniem momentu psychologicznego w Polsce, która została zaniepokojona aneksją Czech oraz Kłajpedy. Niemcy hitlerowskie wysuwały zasadę narodową, potępiającą aneksje obcokrajowych terytoriów. Zasada ta została naruszona i jak w dalszym ciągu będzie realizowana? Czy nie zwróci się przeciwko Polsce? Aneksja Kłajpedy i w tydzień potem wysunięcie ręki po Gdańsk wywoływało przypuszczenie, że Niemcy mają na celu odsunąć Polskę od morza. Wbrew uprzednim oświadczeniom Hitlera, że „30-paromilionowe państwo musi mieć dostęp do morza, jakkolwiek ten dostęp przez terytorium niemieckie nie jest dla Niemiec przyjemny”. Rząd i opinia polska przyjęła postulaty Niemiec jako próbę odporności Polski. Polska, jeżeli zgodzi się na te postulaty, może spotkać się z innymi, dalej idącymi, aż do kapitulacji, aż do losu Czechosłowacji. To przypuszczenie należałoby odrzucić.

Czytaj też:
Jak Churchill zdradził Polskę

Zbyt wielkim państwem jest Polska, zbyt ma mocne tradycje państwowe, by Niemcy mogły projektować aneksję Polski. Było też przypuszczenie, że postulaty w nocie niemieckiej – to pretekst. Przyjdzie potem ultimatum i Polska w imię prestiżu, w imię honoru państwowego będzie musiała rozpocząć wojnę z Niemcami. To przypuszczenie dziś, po upływie kilku tygodni, okazuje się całkiem fantastyczne. Gdyby Niemcy pragnęły wojny z Polską, mniemając, że Polska podczas wojny na zachodzie znajdzie się w przeciwległym obozie i mając w perspektywie dwa fronty, pragnąc zlikwidować niezwłocznie front słabszy, a w tym wypadku polski, to by w pierwszych dniach kwietnia, gdy przygotowania nasze zaledwie się rozpoczęły, mogły od razu uderzyć na Polskę. Deklaracja Wielkiej Brytanii z dnia 3 kwietnia nie mogłaby powstrzymać wystąpienia Niemiec. Wielka Brytania bowiem była najzupełniej do wojny niegotowa i tylko w parę tygodni potem uchwaliła przymusową rekrutację, lecz jest to dopiero początek tworzenia armii, która, aby być na wysokości zadania, potrzebuje minimum roku czasu. Nie. Niemcy nie myślały o wojnie. Wysuwały tylko postulaty, które można zrealizować bez wojny. Dyktatura wymaga efektów powodzenia. Hitler i jego przyjaciele pragnęli olśnić Niemcy powodzeniem. Otóż w tydzień po zajęciu Kłajpedy zapragnęli Führerowi ofiarować Gdańsk.

Miał to być fajerwerk, lecz rzucił on iskry niebezpieczne na stosunki polsko-niemieckie. Wysunięcie sprawy gdańskiej i autostrady w danej chwili było błędem, fatalnym błędem. Polska byłaby na pewno neutralna w razie wojny na zachodzie. Pchnięto ją do obozu przeciwległego, ułatwiono wzięcie Polski w angielską pułapkę. Postulat autostrady jest postulatem drobnym, zdaniem moim usprawiedliwionym, mogącym zabezpieczyć przynależność Pomorza do Polski, gdyż usuwa skargi na utrudnioną komunikację Niemiec z Prusami Wschodnimi. W swoim czasie projekty angielskie i francuskie o eksterytorialnych lub niemieckich specjalnych liniach kolejowych przez Pomorze szły znacznie dalej niż autostrada. Powiadają, że zmniejszy się nasz suwerenitet na odcinku owej autostrady. Poszły fantastyczne pogłoski, że ma być 25 km szerokości, tymczasem byłoby to kontynuowanie autostrady, idącej przez Berlin–Szczecin oraz przez Prusy Wschodnie o 25 m szerokości. Możemy zażądać prawa dla Polski autostrady do Gdyni przez Prusy Wschodnie. Honorowi narodowemu stanie się zadość, nie dajemy bez ekwiwalentu.

Teraz co do sprawy Gdańska. Gdańsk pod względem narodowym jest cząstką Niemiec i stosunki polsko-niemieckie decydują o stosunkach polsko-gdańskich. Polska nie interweniowała w sprawy wewnątrzpolityczne Gdańska; nie przejawiała dążności polonizacyjnych, uznając, że Gdańsk de facto jest niemiecki, a Polska posiada w nim ważne gospodarcze interesy, całkiem zgodne z interesami tego miasta. Rzecz naturalna, że mogły powstawać jakieś drobne incydenty: jakiś Niemiec znieważył jakiegoś Żyda – polskiego obywatela lub paru niemieckich studentów pobiło się z paru polskimi. Sprawę tę usiłowała rozdmuchiwać prasa żydowska w Polsce, właściwie Żydzi w prasie polskiej, szczególnie tym się odznaczał „IKC”.

Współżycie Gdańska z Polską od chwili zawarcia paktu o nieagresji odbywało się bez większych tarć. Przychodzi jednak czas, kiedy stan faktyczny trzeba będzie przeobrazić w stan prawny. Liga Narodów przestała być trybunałem, z którym się liczono, dziś jest cieniem tego, co było. Gdańsk może się obywać bez pośrednictwa komisarza Ligi Narodów. Lecz jak może być rozwiązana kwestia Gdańska? Wołają u nas: „Nie oddamy Gdańska”. Oddać można to, co się posiada. Czy Polska posiada Gdańsk? Zarówno administracja Gdańska, jak i jego ludność jest niemiecka, jest narodowosocjalistyczna, jest cząstką partii, rządzoną z Berlina. To jest stan faktyczny. Stan prawny – Gdańsk jest republiką pod opieką Ligi Narodów z wysokim komisarzem, mianowanym przez Ligę. Polska ma serwitut w Gdańsku, to jest korzystanie z portu i składów własnych, niepodlegających Republice Gdańskiej. Otóż wobec faktycznej likwidacji Ligi Narodów, przeobrażenia tej instytucji w jakąś fikcję, musi nastąpić zmiana stanu prawnego w Gdańsku, musi nastąpić pewna forma kondominium polsko-niemieckiego, przeobrażenia stanu faktycznego w stan prawny. Administracja polityczna Gdańska, wszystkie jego sprawy kulturalne dziś załatwiane przez partię narodowosocjalistyczną Gdańska, na mocy instrukcji otrzymywanych z Berlina, będą załatwiane przez odnośne urzędy podległe odpowiednim resortom w Berlinie, natomiast sprawy gospodarcze, którymi Gdańsk jest na zasadzie geograficznej związany z Polską, muszą być załatwiane przez organy gospodarcze podległe Ministerstwu Skarbu i Ministerstwu Handlu i Przemysłu w Polsce. W interesach obu stron musi być zachowanie kondominium. Jego nienaruszalność jest oparta na tym, że w interesach Gdańska leży, aby Polska korzystała z tego portu. Polska ma Gdynię, którą wybudowała milionowymi ofiarami. Gdynia jest pewną asekuracją od naruszenia naszych interesów w Gdańsku. Co więc tracimy? Mamy prawo reprezentować Gdańsk na zewnątrz. Reprezentacja Gdańska na zewnątrz jest czymś dla nas bez znaczenia. Wspólne terytorium celne z Gdańskiem nie jest dla nas korzystne, przez Gdańsk bowiem przenikają kontrabandą towary do Polski. Stan obecny jest dla Niemiec dogodny; mogą mieć filie swych przedsiębiorstw w mieście niemieckim na terytorium celnym Polski. Czy przeobrażenie stanu faktycznego w stan prawny, to jest powrotu Gdańska do Rzeszy Niemieckiej z zastrzeżeniem składów polskich na Westerplatzu i korzystania z bezcłowego portu gdańskiego winno było być postawione w końcu marca 1939 roku wobec wypadków, wywołujących w Polsce zaniepokojenie? Czyż nie było wielkim błędem politycznym ze strony Niemiec niezrozumienie ani nastrojów Polski, ani poczucia honoru państwowego narodu, który ma wiekowe tradycje państwowe, cierpiał długi okres z powodu pozbawienia go odrębnego bytu państwowego, a dziś ma ambicje mocarstwowe? Otóż, jak słusznie powiedział minister Beck: „szanujące się państwo nie czyni koncesji jednostronnych”.

Okładka książki

Hitler w swojej mowie wspomina, że obiecywał Polsce pakt o nieagresji na 25 lat oraz wespół z Rzeszą Niemiecką i Węgrami gwarancje niepodległości Słowacji. Minister Beck raczej dla poklasku tłumów, niż z powodu przemyślenia powiedział: Pan Kanclerz Rzeszy w swej mowie wspomniał o potrójnym kondominium w Słowacji. Zmuszony jestem stwierdzić, że tę propozycję usłyszałem po raz pierwszy w mowie Pana Kanclerza z dnia 28 kwietnia. W niektórych uprzednich rozmowach czynione były tylko aluzje, że w razie dojścia do ogólnego układu sprawa Słowacji mogła być omówiona. Nie szukaliśmy pogłębienia tego rodzaju rozmów, ponieważ nie mamy w zwyczaju handlować cudzymi interesami (oklaski).

Los Słowacji nie jest dla nas obojętny ze względu na geograficzną pozycję tego kraju. Dając nam współudział w gwarancji niepodległości Słowacji, Hitler zobowiązuje się względem Polski do zachowania tej niepodległości i udzielenia nam w Słowacji praw specjalnych, co dla nas, ze względów gospodarczych (dojścia do Dunaju) i strategicznych, ma znaczenie. Poszanowanie przez Niemcy niepodległości Słowacji lub jej zwrot Węgrom w charakterze prowincji autonomicznej przy gwarantowaniu tej autonomii przez Niemcy i Polskę byłby dowodem, że Niemcy nie mają zamiaru okrążenia Polski. Budujemy COP obok granicy słowackiej, a nasz minister spraw zagranicznych, gdy mowa o Słowacji, zgłasza désintéressement: „nie handlujemy cudzymi sprawami”.

Nie będę obecnie rozważał, jakie rekompensaty winna otrzymać Polska za zgodę przeobrażenia stanu faktycznego w Gdańsku w stan prawny. Ponieważ nam chodzi o pozycję na Morzu Bałtyckim, winniśmy zagwarantować Łotwie nienaruszalność jej neutralności za danie nam w dzierżawę na 99 lat Libawy i zażądać od Niemiec tej samej gwarancji nienaruszalności neutralności Łotwy, która może być zagrożona ze strony Rosji. Polska nie może zezwolić na okrążenie jej przez Rosję, co by nastąpiło w razie aneksji Łotwy i Litwy, a aneksja ta byłaby konsekwencją wejścia wojsk rosyjskich do tych krajów, czy „dla gwarancji ich neutralności”, czy dla przemarszu do Prus Wschodnich z naruszeniem ich neutralności. Polska nie wprowadza swych wojsk do tych państw podczas pokoju, a podczas wojny tylko dla usunięcia wojsk rosyjskich z ich terytoriów. Warunki geograficzne są naturalną podstawą kooperacji polsko-niemieckiej i wobec tej kooperacji w spokojnej atmosferze może być normowana kwestia Gdańska i autostrady przez Pomorze. Aby wrócić do normalnych stosunków pokojowych Niemcy i Polska winny ukrócić wszelkie ekscesy, wszelką agitację, podniecającą opinię do wojny. W stosunkach polsko-niemieckich ważnym czynnikiem zadrażnienia jest sprawa mniejszości niemieckiej w Polsce i polskiej w Niemczech.

Nie będę obecnie rozważał skarg podnoszonych przez jedną i drugą stronę; krzywdy winny być usunięte przez wytworzenie wspólnej komisji polsko-niemieckiej dla rozważania skarg i zaspakajania postulatów ludności polskiej w Niemczech i niemieckiej w Polsce. W obecnej chwili wielkiego podniecenia i napięcia stosunków polsko-niemieckich zjawiają się ekscesy po jednej i po drugiej stronie. O ekscesach w Polsce, skierowanych przeciwko mniejszości niemieckiej, zazwyczaj milczy prasa polska, rozpisuje się natomiast prasa niemiecka; prasa zaś polska pisze dużo o wszelkich krzywdach ludności polskiej w Niemczech. Wytwarza się wrogi nastrój po jednej i po drugiej stronie, atmosfera wiodąca do konfliktu zbrojnego. Najprzykrzejsze wrażenie zrobiły na mnie wiadomości o rozruchach antyniemieckich w Tomaszowie i w ogóle w okręgu łódzkim. Niemcy łódzcy to pierwiastek zżyty z krajem, którego byli i są dźwignią ekonomiczną. Spowinowaceni z ludnością polską, będący nosicielami kultury niemieckiej i polskiej, nie wywoływali nigdy tarć znaczniejszych i konfliktów brutalnych z miejscową ludnością. Rozruchy antyniemieckie przypisać należy agentom komunistycznym, pracującym w myśl dyrektyw Moskwy dla jątrzenia stosunków polsko-niemieckich, Żydom i ich pośrednim wpływom oraz agentom angielskim. Agitacja patriotyczna polska musi iść w parze z zachowaniem poczucia godności i nienaruszalności praw polskiego obywatelstwa bez względu na to, jaki jest jego język rodzimy.

Życzyć by należało, aby nasza administracja przejawiała tyle energii w niedopuszczaniu do rozruchów antyniemieckich, ile przejawia przy wyborach dla przeprowadzenia ozonowych kandydatów. Czynnikiem jątrzącym stosunki polsko-niemieckie jest większość prasy polskiej; prasa prorządowa, z wyjątkiem czerwoniaków, jest powściągliwa, natomiast inne organy prowadzą agitację antyniemiecką.

Obiektywnych podstaw do wojny polsko-niemieckiej nie ma. Dziś nie sprawa Gdańska i autostrady jest czynnikiem decydującym o wojnie lub pokoju, lecz tylko to, czy Niemcy będą przekonane, że Polska w razie wojny na zachodzie wystąpi czynnie przeciwko nim, czy zajdzie znaczne prawdopodobieństwo neutralności Polski i obrony tej neutralności oraz neutralności Litwy i Łotwy, którą Sowiety zechcą naruszyć dla ukrytych dziś celów aneksyjnych. Mając przed sobą prawdopodobieństwo wojny na zachodzie, Niemcy nie mogą mieć chęci wywoływania wojny na dwóch frontach. Muszę przyznać, że rząd polski przejawia pewien takt, gdyż prowadząc agitację za dozbrojeniem nie wysuwa, że to dozbrojenie jest potrzebne dla ewentualnej wojny z Niemcami. Gdyby jednak przez agitację w prasie, na zgromadzeniach itd. zarysowała się dążność Polski do wzięcia udziału w wojnie kontra Niemcom, to by wojna prawdopodobnie rozpoczęła się przez uderzenie Niemiec na Polskę, bo gdy się ma przeciwników po obu frontach, czyni się wysiłki zlikwidowania słabszego frontu, w danym wypadku Polski. Polska musiałaby przyjąć na siebie największy ciężar wojny, większy od Anglików oddzielonych morzem, od Francuzów, posiadających linię Maginota. Musielibyśmy mieć wojnę ruchomą, gdy na zachodzie byłaby wojna pozycyjna. Pierwsza dąży do szybkiego rozstrzygnięcia, druga jest przewlekła. Mocarstwa zachodnie dla oszczędzenia własnej krwi będą prowadziły wojnę przewlekłą, na wyczerpanie zasobów przeciwnika. Polska będzie musiała prowadzić wojnę ruchomą i niezależnie od powodzenia wojny na zachodzie może przeżywać okupację niemiecką i sowiecką. Pierwsza zniszczyłaby nas materialnie, druga zniszczyłaby narodowo i politycznie.

Czytaj też:
Rebelia '39. Kresy w ogniu

Przed światową wojną Niemcy liczyły się z możliwością okupowania przez Rosję niemieckich wschodnich prowincji. Przy rozważaniu każdego problematu nie trzeba pieścić siebie, rysując w swej wyobraźni powodzenie i triumfy, lecz trzeba przewidywać i ciężką sytuację, a nawet klęski. Rozważanie ich ułatwia uniknięcie lub przynajmniej chroni od załamania się psychicznego, jeżeli nie mogą być odwrócone. W Anglii i Francji bynajmniej nie lekceważą sił Niemiec. Tylko Polska karmi się zmyślonymi zwycięstwami w Boguminie, anegdotami braku produktów w Niemczech.

Szeroka publiczność, podniecana nieuczciwą i bezmyślną prasą, gotowa przeć do wojny, w której Polska nie miałaby nic do uzyskania, a wszystko do stracenia. Wszelka bowiem aneksja w Niemczech, czy to Prus Wschodnich, czy pozostałych części Górnego Śląska, wywołałaby przymierze niemiecko-rosyjskie w przyszłości, konsekwencją którego byłby podział Polski. Prusy Wschodnie jako ojczyzna Kanta i wielkich mężów Niemiec, jako zarodek pruskiego państwa, które dokonało zjednoczenia Niemiec, są dla każdego Niemca niemniej drogą prowincją, niż dla nas ziemia wileńska. Aneksja pozostających przy Niemczech części Górnego Śląska wywołałaby w Niemczech poczucie, iż stopniowo mają tracić swe terytoria, a reakcja psychiczna byłaby większa niż uprzednia utrata tej części Śląska, którą dziś posiadamy. Polski Śląsk nie doszedł do swej produkcji przedwojennej, niemiecki znacznie przewyższył swą produkcję przedwojenną: u nas bezrobocie, tam – brak rąk roboczych. Robotnicy naszego Śląska idą tłumnie pracować na Śląsk niemiecki. Śląsk ma dla nas olbrzymie znaczenie jako czynnik inwestycji. On jest z inwestycjami w Polsce funkcjonalnie związany. Bez niego nie moglibyśmy przeprowadzać znaczniejszych inwestycji i gdybyśmy poszli na politykę inwestycyjną w wielkim stylu – Śląsk rozwijałby się wspaniale. Śląsk – to 30% naszego wywozu, 75% produkcji węgla, przeszło 60% produkcji surowego żelaza i stali. Polska bez Śląska posiadałaby słabsze podstawy gospodarcze, lecz mogłaby się ostać, jako państwo, nie uzyskawszy Śląska. Lecz inna jest rzecz nie uzyskać, a inna utracić. Nasza gospodarka narodowa oparta jest dziś na przynależności Śląska do Polski i wszelka orężna amputacja Polski na zachodzie musiałaby wywołać tak wielki rozlew krwi, że spowodowałoby to olbrzymie osłabienie organizmu państwowego i wywołałoby olbrzymie straty terytorialne na naszym wschodzie. Ani Śląsk, ani Pomorze, ani ziemia wileńska, nowogródzka nie są jakimiś protezami. Wróciły do Polski i stały się jej organiczną częścią. Strata każdej prowincji musiałaby wywołać zaburzenie w całym naszym państwowym, gospodarczym i narodowym organizmie, zwycięstwo zaś Niemiec nad koalicją, w której przeciwko Niemcom by wzięła udział Polska, musiałoby wywołać stratę Pomorza i Śląska.

Wiemy, jakie znaczne ofiary ludzkie wywołała pierwsza wojna światowa we wszystkich państwach wojujących, zbliżająca się będzie jeszcze bardziej krwawą wobec udoskonaleń artylerii, wojennego lotnictwa itd. Zwyciężone i zwycięskie państwa będą wyczerpane. Polska, biorąca udział w wojnie, będąca ogniwem nawet zwycięskiej koalicji (przypuśćmy, że koalicja zachodnia będzie zwycięska), będzie wycieńczona, osłabiona, najsłabszym jej ogniwem i jej więc kosztem za udział w wojnie może być wynagrodzona Rosja sowiecka. Polska neutralna w razie zwycięstwa, niezależnie od jednej lub drugiej strony, nie ma czego się obawiać, stosunek sił przesunie się na jej korzyść. W wojnie Europy Zachodniej z Europą Środkową wygrywa tylko Rosja. Francja nawet w razie zwycięstwa przez spotęgowane wojną zmniejszenie się ludności zostanie zdystansowana przez Rosję, panowanie zaś Rosji w Europie czy to sowieckiej, czy jakiejś innej, jest naszą zgubą.

Sytuacja polityczna jest ciężka, ale nie beznadziejna. Chamberlain, Daladier oświadczają ciągle, że mają nadzieję uniknięcia wojny. Prawdopodobieństwo uniknięcia wojny na wschodzie, o ile tylko weźmiemy pod uwagę obiektywne warunki, jest większe niż na zachodzie.

Dla uniknięcia wojny z Niemcami Polska winna wykorzystać pośrednictwo i wpływy państw sprzymierzonych z Niemcami lub z nimi zaprzyjaźnionych. Takim państwem są przede wszystkim Włochy, które są związane z Niemcami wspólnym interesem, lecz dla których nie jest obojętnym, czy nie zostanie uszkodzony wał, składający się z Polski i Rumunii, a oddzielający Europę od Rosji, czy Rosja wskutek osłabienia Polski nie oskrzydli Rumunii przez zabór wschodniej Małopolski, a przez to oskrzydlenie nie uzyska wpływów dominujących na Bałkanach.

Japonia z natury rzeczy jest też zainteresowana w nienaruszalności i nieosłabieniu Polski, gdyż silna Polska odciąga zawsze znaczą ilość sił Rosji i te nie mogą być użyte na Dalekim Wschodzie. Rumunia, posiadająca gospodarczą umowę z Niemcami, korzystną dla obu stron, kuszona obecnie przez Francję i Anglię, łatwiej zostanie w obozie osi, jeżeli będzie wiedziała, że jej naturalny sprzymierzeniec przeciwko Rosji, Polska, nie zostanie zagrożony przez Niemcy. Węgry z natury rzeczy dziś są w obozie osi, lecz to wymaga pewnej psychicznej atmosfery, która będzie zmącona w razie napadu Niemiec na Polskę.

Otóż przez pośrednictwo tych państw Polska winna porozumieć się z Niemcami w sprawie neutralności i dać gwarancję tej neutralności, utrzymując gwarancje tych państw, że nie zostanie napadnięta przez Niemcy. Musimy sobie uprzytomnić konsekwencje każdego czynu, każdego kroku. Może to wpłynąć na nasz wysiłek dyplomatyczny i w ogóle państwowy dla uniknięcia wojny. Może to wpłynąć na zwiększenie naszych sił zbrojnych i ich wytrzymałość.