„Hakoteki” esbeków
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

„Hakoteki” esbeków

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mimo że wiele mówiło się o tym, iż esbecy gromadzili akta kompromitujące ważne postacie opozycji, nie było na to dowodów. Aż do teraz

(...) Nie znam dziennikarza ze średniego pokolenia, który by po 1989 r. nie słyszał o esbeckich „biblioteczkach”. Chodziło o kompletowanie przez wyższych esbeków kolekcji akt tuzów opozycji, którzy byli tajnymi współpracownikami SB i innych służb PRL. Takie zbiory traktowano jako polisę bezpieczeństwa, w razie gdyby komuś przyszło do głowy postawienie esbeka przed sądem za przestępstwa dokonane w czasie stanu wojennego. Oczywiście, im kto był wyżej w hierarchii aparatu PRL, tym łatwiejszy miał dostęp do perełek – oryginalnych dokumentów świadczących o współpracy ważnych opozycjonistów.

Przez dekady nieliczni dziennikarze poszukujący prawdy o losie akt SB nie mieli jednak żadnego dowodu na istnienie domowych „bibliotek hakowych”. Owszem, w przypadku wielu sporów lustracyjnych wskazywano na brak dokumentów, ale nie było jasne, czy zostały one spalone, czy też wyniesione z archiwów. Dopiero teraz, po ujawnieniu kolekcji akt z domu Kiszczaka, o wiele trudniej będzie wyśmiewać hipotezy o istnieniu „hakotek”. Publicysta Piotr Skwieciński zwrócił uwagę na ciekawy szczegół: Kiszczak czuł się tak pewnie, że swoje zbiory trzymał w domu, nie obawiając się żadnego nalotu. Pytanie, czy ujawnienie akt po śmierci zaplanował i czy śledczy znaleźli wszystko, co posiadał były szef MSW, czy może tylko to, co chciał, by wyszło na jaw w ramach jego zemsty zza grobu. Kolejnym efektem ujawnienia „hakoteki” Kiszczaka jest znaczące uprawdopodobnienie hipotez o wpływie szantażu teczkami na wiele dziwnych decyzji polityków, prokuratorów i sędziów po 1989 r. Do tej pory nie sposób było poprzeć tego konkretnymi faktami.

Rzuca to światło na system niejawnej kontroli wielu procesów społecznych i politycznych w III RP ze strony elit PRL. Zjawiska, które intuicyjnie wielu Polaków wyczuwało, ale które zagłuszono kpinami lub atakami na krytyków „ładu okrągłostołowego”. 

Odnalezienie akt „Bolka” kompromituje werdykt wydziału lustracyjnego sądu apelacyjnego, który w 2000 r. w ramach procedury rejestracji kandydatów prezydenckich uznał Lecha Wałęsę za osobę wolną od podejrzeń o bycie kłamcą lustracyjnym. (...)

fot.maciej Laprus/Fotonova

Cały artykuł dostępny jest w 8/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także