Lemingi nie wyginą (PO-PiS na lata)
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Lemingi nie wyginą (PO-PiS na lata)

Dodano: 
Marsz KOD w Gdańsku
Marsz KOD w Gdańsku Źródło: PAP / Roman Jocher
TAKI MAMY KLIMAT || Ostatnie wybory obaliły mit, że obóz „tych drugich” niedługo padnie. Otóż nikt nie dorżnie żadnej watahy. Tyczy się to zarówno PiS jak i PO. Lemingi nie odejdą do ciepłych krajów, a mohery nie wymrą.

PiS i PO są niczym stare skłócone małżeństwo: nienawidzą się, ale żyć bez siebie nie mogą. Na tym konflikcie obie partie zyskują, obie mogą angażować wyborców i rok po roku ogłaszać totalną mobilizację w celu obrony najświętszych wartości. Konflikt całkiem korzystny dla największych partii, ale destrukcyjny dla samego państwa.

Oba obozy obiecują wykończenie strony przeciwnej. Czy Polską rządzić będzie Tusk czy Kaczyński, Unia Wolności czy Porozumienie Centrum, post-PZPR czy post-Solidarność – to nie zmienia faktu, że ze społeczeństwa nie wyparują zwolennicy jednej czy drugiej strony. Tymczasem wszystkie ekipy, które dochodziły do władzy, zachowywały się, jakby za ich rządów tak właśnie stać się miało.

Leming pozostał lemingiem

Po zwycięstwie Andrzeja Dudy w 2015 roku co bardziej naiwni/nawiedzeni (niepotrzebne skreślić) przepowiadali, że nad Wisłą dokonało się wielkie patriotyczne przebudzenie, że lada dzień lemingrad padnie, „mafia” zostanie pogoniona i zapanują „prawdziwi patrioci”. Jednak, co brutalnie udowodniła II tura wyborów samorządowych, żadnego biało-czerwonego przebudzenia nie było. Masowy wyborca po prostu nie myśli w tych kategoriach. Mówiąc wprost: leming pozostał lemingiem. Na trzy lata przycichł, był pogubiony, ale na pewno nie wyginął.

Poza tym wydaje się, że najgorszy etap opozycja ma już za sobą. Mimo „500 plus”, obniżenia wieku emerytalnego, „300 plus”, wymiany premiera, szeregu obietnic przedwyborczych – mimo tych wszystkich socjalnych programów i transferów nie udało się dobić PO. Rządzący powinni wyciągnąć z tego wnioski.

Walka „na ostre”

Gra na całkowite wykończenie przeciwnika musi w dłuższej perspektywie przerodzić się w atak na sam elektorat wrogiej partii. Chodzi o pokazanie, że przeciwnik jest ZŁY, skoro tak, to ci co na niego głosują, muszą z nim sympatyzować, muszą być do niego podobni. Od kilku lat PO zbiera żniwo pogardzania elektoratem PiS. Prawica powinna uważać, aby sama nie podzieliła tego losu w przyszłości.

Rządzący (bez względu na partyjne barwy) muszą mieć świadomość, że wojna polsko-polska jest czynnikiem nieustannie formującym naszą politykę. Był moment, gdy PO w swojej pysze była przekonana, że doprowadzi do zupełnego zmarginalizowania ówczesnej opozycji. Pogarda jaką zastosowano po 10 kwietnia miała ostatecznie pogrążyć PiS i przypiąć im łatkę oszołomów; Kaczyński miał być tożsamy z obciachem.

W Platformie nie zrozumiano jednak, że przesadzono z siłą tych ataków i zamiast skompromitować Kaczyńskiego, powodując, że jego współpracownicy zaczęliby się od niego odwracać, doprowadzono do konsolidacji środowiska, które w 2015 roku przejęło władzę.

PiS idąc na bezpośredni konflikt z III RP i stawiając na, mówiąc Piłsudskim, „walkę na ostre”, nie pozostawia drugiej stronie konfliktu żadnego pola manewru. Stąd też rekordowa frekwencja w wyborach samorządowych, stąd przytłaczające zwycięstwo Trzaskowskiego w Warszawie czy Zdanowskiej w Łodzi. Zwolennicy PiS mogą się śmiać, ale wyborcy PO naprawdę są przekonani, że ktoś chce nie tylko dorżnąć ich obóz, ale wręcz zniszczyć ich świat.

Dla wielu śmieszna może wydać się obrona III RP, ale zwolennicy PO innego świata nie znają; świat Tuska i Wałęsy, TVN-u i „Wyborczej” wydaje im się naturalny. Jeżeli ktoś przychodzi z młotem z dnia na dzień rozwalając tę wizję, to oczywistym jest, że będą oni się konsolidować w jej obronie.

Kiedy suweren jest patriotyczny?

Wśród niektórych propisowskich publicystów po wyborach samorządowych zapanowało przekonanie, że wybór Morawieckiego na premiera był błędny. Skupiono się na centrowym, wielkomiejskim lemingu, a nas – najwierniejszych wyborców, którzy wytrwali „platformerską noc” lat 2007-2015 – zostawiono na boku. Trzeba – przekonują ci komentatorzy zgromadzeni wokół wiadomych portali i gazet – iść na ostro. Mówiąc wprost – odwrócić się od wielkich miast, dopieścić beton i nastawić na totalną wojnę z PO i lemingradem.

Takie działanie jednak doprowadzi jedynie do konsolidacji opozycji totalnej oraz jej elektoratu. Opozycja która przez ostatnie lata była postrzegana jako śmieszna, zacznie być widziana jako prześladowana. Wyborcy PO przestaną być uważani za lemingów, a zaczną być brani za biednych i pogardzanych.

Zwolennicy Kaczyńskiego muszą przełknąć tę gorzką pigułkę i zrozumieć, że cała Polska nigdy nie będzie należeć do „biało-czerwonej drużyny”, że obóz liberałów, „unijczyków” i lewicy nie przepadnie. Nie chodzi o to by ulegać czy ustępować temu elektoratowi, tylko o to by (jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi) widzieć w nich Polaków. Wyzywanie kogokolwiek od Targowicy (czy bolszewii) i wyliczanie, gdzie suweren bywa bardziej patriotyczny, jak to zrobiła Krystyna Pawłowicz po II turze wyborów, nie przybliży PiS-u do zwycięstwa w 2019 roku.

PO-PiS jednak na lata

Niedawna porażka PiS w miastach jest potwierdzeniem tego, co dla wielu od dawna było oczywiste – Platforma Obywatelska nie jest wcale skazana na niebyt polityczny. Dla polskiej polityki najważniejsze jest jednak to, że właściwie nie ma znaczenia, czy sama PO padnie czy nie. Ta partia mogłaby choćby i jutro przestać istnieć, a w dłuższej perspektywie dla logiki polskiego systemu nie będzie to miało większego znaczenia.

Część entuzjastów Kaczyńskiego popełnia bliźniaczy błąd do tego, jaki swego czasu charakteryzował władzę Tuska: jest to przekonanie o swojej niezachwianej pozycji, przy jednoczesnej pogardzie (chwilowo jeszcze delikatnej) dla wyborców przeciwnego obozu.

Jest to wręcz fundamentalny błąd, gdyż bez względu na to co się stanie z dwoma największymi partiami to sam konflikt „PO-PiSu” jest trwały. Idea tego konfliktu jest ważniejsza od samych partii. Po prostu elektorat obu obozów nie zniknie. Tak samo jak nie znikną napędzające je emocje. Mohery, których rychłą śmierć głoszono dekadę temu, wcale nie przeminęły. Wręcz przeciwnie, w 2015 roku okazało się, że to ich partia zdobyła władzę.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie jest odzwierciedleniem stanowiska redakcji.

Czytaj też:
Ziemkiewicz: Powrót Tuska będzie taki, jak Kwaśniewskiego
Czytaj też:
Cejrowski odpowiada zwolennikom PiS. "Do głowy im nie przyjdzie, że..."

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także