Sytuację opisują Eliza Olczyk i Joanna Miziołek. Sprawa dotyczy przede wszystkim utraty władzy przez Platformę po ostatnich wyborach, a w związku z tym – utraty przez wielu ich ludzi posad. Kluczową postacią jest tutaj Wojciech Kałuża, który chwilę po wyborach zmienił partyjny szyld i przechodząc z Nowoczesnej do PiS, pozwolił tej partii przejąć władzę w województwie.
Kryzys dotyczy nie tylko Śląska. Działacze PO tracą posady również na Dolnym Śląsku, w Łódzkiem i pozostałych województwach, w których PiS przejął władzę. Dlatego – tłumaczy rozmówca "Wprostu" – doszło do połknięcia Nowoczesnej przez PO; Schetyna swoim ludziom musiał pokazać jakiś sukces.
Tygodnik przekonuje, że to właśnie sprawa Kałuży sprawiła, że w zeszłym tygodniu nie doszło do całkowitego scalenia Nowoczesnej z PO. Schetyna miał ponoć odmówić przyjęcia Moniki Rosy i Adama Szłapki, którzy odpowiadali za to, że Kałuża dostał pierwsze miejsce na liście. Lubanuer ponadto domagała się renegocjacji podziału miejsc w wyborach do europarlamentu. "Schetyna się wściekł i rozgonił towarzystwo" – mówi informator tygodnika.
Czytaj też:
Schetyna – koszmar opozycji