Światełko w narodowym zaułku
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Światełko w narodowym zaułku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy ruch narodowy przestanie być marginesem w polskiej polityce? Największą szansę na zmianę tej sytuacji mają ci, którzy będą działać w ruchu Kukiz’15 i nawiążą do wzorców Romana Dmowskiego. 

Chyba jeszcze nie zdarzyło się w dziejach Ruchu Narodowego, by konferencję jego liderów transmitowały na żywo wszystkie główne telewizje informacyjne – tak jak wtedy, gdy Robert Winnicki, Krzysztof Bosak i Artur Zawisza odczytywali przed kamerami oświadczenie o zerwaniu RN z klubem Kukiz’15 i utworzeniu samodzielnego koła poselskiego. Zainteresowanie mediów, też przecież nie tyle narodowcami, ile oczekiwaną dekonstrukcją klubu Kukiza, trwało jeszcze przez kilkanaście godzin, kiedy czekano na decyzję kojarzonych z narodowcami posłów (nie wszyscy są członkami RN, ale jest w tej grupie m.in. szef współtworzącej RN Młodzieży Wszechpolskiej).

W końcu wszystko stało się jasne – poza Winnickim narodowcy pozostają u Kukiza. Zaczęła się wymiana obelg i oskarżeń, zapewnianie przez każdą ze stron sporu, że struktury partii stoją murem właśnie za nią, ale to już ani TVN24, ani TVP Info nie obeszło. W dwa dni po oświadczeniu RN, jeżeli słowo „narodowcy” pojawiało się w wiodących mediach, to w kontekście ONR i przestróg oburzonych autorytetów – czyli sytuacja wróciła do normy.

Można złośliwie powiedzieć, że na razie z endeckiej tradycji Ruch Narodowy kultywuje najusilniej to, co niekoniecznie jest w niej wartościowe: nieustające podziały i wewnętrzne konflikty. Krótko przed wyborami parlamentarnymi, właśnie w związku z decyzją o starcie z list Kukiza, z Ruchem Narodowym zerwał Obóz Narodowo-Radykalny. Z samym ONR skonfliktował się z kolei niedługo potem jego wieloletni rzecznik, Marian Kowalski, zapowiadając stworzenie własnej formacji. A ponieważ antyprawicowe media z lubością odnotowują każdy eksces innych odpryskowych grup z tej organizacji, Falangi (działacze, którzy opuścili ONR po jego wejściu do stowarzyszenia Marsz Niepodległości, gdyż wiązało się to z deklaracją poszanowania obowiązującego prawa i odcięciem od wszelkich form rasizmu) oraz Narodowego Odrodzenia Polski, by wykorzystując słabą rozpoznawalność szyldów, przypisywać ich antysemickie czy neonazistowskie prowokacje szeroko rozumianym „narodowcom”, w efekcie mało kto, nawet wśród śledzących politykę dziennikarzy, umie rozróżnić wszystkie te ugrupowania i środowiska narodowe.

Trzy grupy

Dla odpowiedzi na pytanie, czy ruch narodowy rozwinie się i odegra jakąś rolę w polskiej polityce, czy pozostanie marginesem, ważne są jednak tylko trzy z nich: grupa, która zamierza budować środowisko endeckie w ramach Kukiza, licząc na wciągnięcie do niego także innych posłów klubu, ONR i Ruch Narodowy. Ta trzecia organizacja wydaje się obecnie w najtrudniejszej sytuacji. Wprawdzie w osobach Winnickiego, Bosaka i Zawiszy ma jako jedyna rozpoznawalnych medialnie liderów, ale zygzak z wejściem do klubu Kukiza i szybkim jego opuszczeniem sprawia, że niejako wpada ona pomiędzy oba wyłaniające się nurty – ten radykalno-uliczny, nawiązujący do wzorów końca lat 30., i ten, który chce budować endecję w pracy parlamentarnej, według wzorców samego Dmowskiego.

Liderzy RN wierzą w siłę tworzonych w całym kraju struktur i te, jeśli oczywiście zachowają nad nimi kontrolę, niewątpliwie stanowią ich atut, czego dowiodły podczas wyborów – z zebraniem podpisów, organizacją spotkań i innymi wyzwaniami organizacyjnymi RN poradził sobie sprawniej niż partie postrzegane jako znacznie większe. Jednak samymi strukturami wyborów się nie wygrywa, potrzebna jest narracja, odróżnienie się w oczach wyborców od innych. A z tym RN ma kłopoty, czego najlepszym dowodem jest wspomniane na wstępie oświadczenie o zerwaniu z Kukizem. Jakie przyczyny swego kroku wymienili w nim liderzy RN?

Po pierwsze, oskarżyli Pawła Kukiza o zdradę i współpracę z „demoliberałami” z PO i Nowoczesnej, dowiedzione uściskiem dłoni z Ryszardem Petru – co zabrzmiało jak cytat z narracji PiS. Pomijając już dyskusyjność propagandowego podnoszenia jednorazowej próby wspólnego z tymi partiami zerwania kworum do rangi jakiejś strategicznej politycznej współpracy, ci, których wyjęcie kart oburza, i tak identyfikują się raczej z partią rządzącą niż z narodowcami. Po drugie, liderzy RN podkreślili swe poparcie dla całkowitego zakazu aborcji, rzekomo przez Kukiza tłumione – ale zwolennicy całkowitego zakazu aborcji mają już swoich politycznych reprezentantów i nie widać powodu, by mieli ich zmienić. Wreszcie podkreślili swój zdecydowany sprzeciw wobec Unii Europejskiej, uznając stanowisko klubu Kukiza w tej sprawie za zbyt miękkie. Jednak radykalizm antyeuropejski – i radykalizm w ogóle – skuteczniej zagospodarowuje ONR, który ma nad RN tę ogromną przewagę, że wystarczy mu tylko gdziekolwiek się pojawić i pokazać falangę, a przerażone salony i ich media urządzają mu wielodniowym hejtem skuteczną oraz darmową kampanię reklamową, na jaką skalany sejmowym ucywilizowaniem RN liczyć nie może.

Innymi słowy, cokolwiek spróbują robić Winnicki i jego ludzie, w oczach wyborcy będą w tym drudzy i pomniejsi. Mogą oczywiście, i zapewne to zrobią, podjąć z ONR i innymi grupami rywalizację na liczbę antyimigranckich i antyunijnych pikiet oraz ostrość sformułowań. Tylko o jakie poparcie toczyć się będzie taka rywalizacja? O pół, półtora procent? Radykałowie liczą naturalnie na zasadniczą zmianę nastrojów społecznych. Rzeczywiście można sobie wyobrazić, że upór Unii w uszczęśliwianiu nas relokowanymi uchodźcami czy dyscyplinowaniu karami w pewnym momencie zwiększy znacząco podatność na radykalne rozwiązania, ale opieranie na tym wszystkich rachub to obstawianie na loterii.

Szansa w parlamencie

Czwórka narodowców, która pozostając u Kukiza, zapowiada odbudowywanie właściwej endeckiej tradycji – tej narodowo-demokratycznej, nastawionej na budowanie polskiej klasy średniej, wspieranie przedsiębiorczości, samorządności, działanie przez samoorganizację społeczeństwa i wywieranie nacisku. Słowem, to wszystko, co w świadomości współczesnych ukradła Dmowskiemu solidarnościowa lewica (hasło Jacka Kuronia: „Zamiast palić komitety, zakładajcie własne” to przecież kwintesencja politycznej strategii wyklinanego przez tę samą lewicę autora „Myśli nowoczesnego Polaka”). Organizacyjnie przybiorą prawdopodobnie formułę stowarzyszenia, działającego w ramach klubu Kukiz’15, co oznacza konieczność wypromowania nowego politycznego środowiska praktycznie od zera. To trudne zadanie, ale kilka rzeczy będzie endekom sprzyjać. Mniej istotne są tu nawet obecność w Sejmie, związany z nią dostęp do mediów i biura poselskie, dające minimum niezbędnej infrastruktury. Największym atutem endecji rezygnującej z ulicznego radykalizmu jest jej zdolność do wypełnienia konkretną treścią, programem i narracją tej pustej butelki, którą jest hasło „antysystemowości” – chwytliwe, intuicyjnie podzielane przez znaczną część wyborców, zwłaszcza młodych, ale w podejmowaniu konkretnych politycznych decyzji wiodące albo ku marginalizacji, albo ku samozaprzeczeniu – czego najlepszym przykładem są sejmowe kłopoty Kukiza w ostatnich miesiącach.

Teoretycznie tradycja Ligi Narodowej Polskiej i „starej” endecji dwudziestolecia dostarcza odpowiedzi na pytanie, jak być antysystemowym, działając w ramach systemu – jest to bowiem tradycja organizowania się przeciwko (przekładając ją na dzisiejsze realia) „partiokracji”, przeciwstawiania się przez społeczeństwo kaście biurokratycznej, w czasach narodzin endecji realizującej interesy zaborcy, a dziś – kompradorskiej, postkolonialnej elity. Dodatkowym plusem, ułatwiającym nowoczesnej endecji działanie w ramach ruchu Kukiza, jest daleko idąca „kompatybilność” tej tradycji, zwłaszcza w wydaniu Romana Rybarskiego, z postulatami wolnościowców ze środowiska Kongresu Nowej Prawicy czy KoLibra, stanowiących drugi istotny komponent klubu Kukiza. A klub ten, jeśli ma nie ulec rozkruszeniu w sejmowych gierkach, tylko stać się zaczynem jakiejś politycznej „trzeciej siły”, która w przypadku niepowodzenia rządów PiS będzie za trzy lata w stanie nie dopuścić do powrotu „rywinlandu”, to musi jak najszybciej zacząć formułować czytelną dla wyborców alternatywę zarówno wobec kleptokracji kolonialnej PO oraz PSL, jak i wobec etatyzmu PiS.

Można rzec, że w ten sposób otwiera się polityczna przestrzeń dla kolejnej próby odbudowy endecji. Nie wiadomo, na ile okaże się ona szeroka i jak zostanie zagospodarowana. Wiadomo jedno – że ogromna część Polaków, znużona młócką pomiędzy PiS a „okrągłostołową” częścią opozycji, oczekuje dopełnienia hasła: „Precz z systemem” konkretną treścią. Gdyby okazała się ona zaczerpnięta z Dmowskiego, mogłoby to wyjść Polsce tylko na dobre.

Czytaj także