Schetyna podpali Polskę
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Schetyna podpali Polskę

Dodano: 
Grzegorz Schetyna
Grzegorz Schetyna Źródło: Flickr / Platforma Obywatelska / CC BY-SA 2.0
TAKI MAMY KLIMAT || 2019 będzie rokiem walki o wszystko. Szczególnie dla Grzegorza Schetyny, który w następstwie nadciągającej porażki wyborczej może zostać wyautowany z polskiej polityki. Już na zawsze. Aby utrzymać swoją pozycję, lider PO będzie musiał postawić wszystko na jedną kartę. Mówiąc Stefanem Niesiołowskim: będzie musiał podpalić Polskę.

Lider PO znajduje się w trudnej sytuacji. Nieudana próba skonsumowania Nowoczesnej jedynie osłabiła jego pozycję. O ile jeszcze kilka tygodni temu po zwycięstwie w Warszawie mógł szantażować swoich partnerów potrzebą budowania jednego anty-PiSu pod swoim zwierzchnictwem, o tyle teraz musi się liczyć, że w ramach opozycji antyrządowej wyłoniła się opozycja wewnętrzna – antySchetynowa.

Wszystkie strachy Schetyny

PSL, SLD i Nowoczesna zacieśniają współpracę. Jakikolwiek sojusz z PO musi być najpierw zaakceptowany przez „opozycję wewnątrz opozycji”. Politycy tych trzech ugrupowań otwarcie mówią, że już nie ufają liderowi Platformy, a jakiekolwiek propozycje wysuwane przez Schetynę są prześwietlane na wszystkie strony w obawie przed podstępem.

Jeszcze większym zagrożeniem dla szefa PO może okazać się Robert Biedroń, który co prawda programowo jest totalną wydmuszką, ale poprawnie rozpoznał swojego głównego przeciwnika – Platformę. Biedroń nie bije się o głosy z PiS-em, ale z innymi partiami na lewo od rządzących. Stąd też jego ostre (i całkowicie racjonalne) ataki na ugrupowanie Schetyny. Tymczasem politykom PO, którzy dryfują coraz wyraźniej na lewo nie wypada otwarcie atakować Pierwszego Geja RP.

Wykrystalizowanie się kilku bloków opozycji, które nie szłyby pod zwierzchnictwem PO, byłoby potężnym ciosem dla Schetyny. Prawdę mówiąc, powstanie frakcji liberalno-ludowej (PSL-Nowoczesna) i lewicowej (Biedroń-SLD-Razem) mogłoby zakończyć jego przywództwo w Platformie, gdyż udowodniłoby, że nie jest w stanie zapewnić tego, o czym od dawna zapewnia – skutecznego anty-PiSu.

Największym problemem pozostaje jednak dla Schetyny cały czas ewentualny powrót Donalda Tuska do polskiej polityki. Gdyby taki scenariusz został zrealizowany, to prawdopodobnie wiązałoby się to z końcem politycznej kariery Schetyny. Wcześniej czy później wyrok zostałby wykonany.

Dlatego też, jak przekonuje Andrzej Stankiewicz z Onetu, Schetyna sondował czy lider PSL-u Władysław Kosiniak-Kamysz nie dałby się namówić na start w wyborach prezydenckich jako kandydat zjednoczonej opozycji (Onet nie jest tutaj jakiś wielce odkrywczy, „Do Rzeczy” pisało o tym scenariuszu dwa miesiące temu – vide „Dwaj panowie G” w najnowszym numerze naszego tygodnika). Miałoby to uniemożliwić powrót Tuska do Polski oraz skłócić obu polityków (sam Tusk ma ponoć w szefie ludowców widzieć kandydata na przyszłego premiera). Problem w tym, że po ostatnich zawirowaniach z Nowoczesną Kosiniak-Kamysz szybko nie zaufa Schetynie.

Jedyny cel Schetyny

Rok 2019 będzie przełomowy dla polskiej sceny politycznej. To ten rok nada dynamikę przyszłym wydarzeniom i de factozaważy nad tym, kto zwycięży w wyborach prezydenckich. To w tym roku wszyscy liczący się gracze będą musieli postawić wszystko na jedną kartę, licząc, że to akurat im dopisze szczęście.

To właśnie w ciągu najbliższych miesięcy rozstrzygnie się w końcu, czy Schetyna utrzyma się na stanowisku lidera PO. Bo to jest jego prawdziwy cel. Nie pokonanie PiS-u, nie przeprowadzenie jakiś reform w państwie. Jedyny celem Schetyny jest utrzymanie stołka szefa Platformy. Aby to osiągnąć, jest gotowy powoli, po kawałku zarzynać własną partię. PiS może rosnąć w siłę, PO może z miesiąca na miesiąc tracić kolejne procenty poparcia – nie ma to znaczenia dla niego.

Schetyna musi trzymać opozycję w stanie ciągłej gotowości, w nieustającej gorączce politycznej. Nie może być żadnej stagnacji, uspokojenia emocji, żadnej merytorycznej dyskusji. PiS czyha, Europa patrzy, kornik drukarz morduje, demokracja pada – nie ma czasu do stracenia, nie można tracić czasu na myślenie, na dyskusje, trzeba działać. Jak pisałem w jednym z poprzednich tekstów („Schetyna – koszmar opozycji”), liderowi PO nie zależy na pokonaniu PiS-u tylko na nieustannym pokonywaniu. Chodzi o to, by gonić króliczka, a nie by go złapać.

Gdyby opozycja na chwilę uspokoiła emocje, gdyby na chwilę przestała prowadzić wojnę totalną, to mogłaby zrozumieć, że przywództwo Schetyny jest najgorszym, co mogło się jej trafić; że jest to gracz cyniczny, którego wcale nie interesuje bycie premierem i pokonanie PiS-u. Po latach czekania Schetyna osiągnął swój cel – jest liderem Platformy Obywatelskiej, zajął miejsce Tuska (może nie w taki sposób, jak to sobie wyobrażał, ale darowanemu koniowi…).

Zdziczała Platforma

W nieustającej gorączce politycznej Schetyna musi jednak trzymać nie tylko polityków opozycji, ale również (a może przede wszystkim) społeczeństwo. Ma to szczególne znaczenie w kontekście zbliżających się wyborów do europarlamentu, gdzie frekwencja i mobilizacja elektoratu będzie na wagę złota.

Niedawne wybory samorządowe pokazały ciekawą polaryzację w Polsce. O ile PiS ogólnie rzecz biorąc cały czas dominuje w kraju, to w poszczególnych miastach odniósł dojmującą porażkę.

PO z kolei cierpi chyba na pewien warszawsocentryzm, gdyż imponujący sukces Trzaskowskiego zdaje się przełożono na całą Polską. Czemu jednak to zwycięstwo było możliwe już w pierwszej turze? To proste – warszawiacy chcieli pokazać Kaczyńskiemu gest Kozakiewicza.

W stolicy nie głosowano za Trzaskowskim, tylko przeciwko PiS-owi. Takiej mobilizacji nie było w poprzednich wyborach, gdyż nikomu w stolicy nie śniło się wtedy, że władzę w państwie może przejąć PiS. Przez ostatnie lata w lemingach narastała nieprawdopodobna frustracja, a podczas ostatnich wyborów po prostu dostali szansę, by się wyżyć, odbić sobie trzy lata porażek i upokorzeń.

Teraz Schetyna, jeżeli chce ocalić własną skórę, będzie musiał powtórzyć ten stan mobilizacji przed zbliżającymi się wyborami. Od Nowego Roku nie minęły jeszcze dwa tygodnie, a już możemy zaobserwować pierwsze oznaki tej gorączki, którą lider PO będzie chciał zarazić Polskę.

Ot choćby nominacja Adama Andruszkiewicza na wiceministra cyfryzacji. Sam bardzo krytycznie podchodzę do tej decyzji, ale histeria jaką rozkręciła opozycja, była wprost nieprawdopodobna. Faszyzm, agentura Putina, rasizm. Nikt nie krytykował braku kompetencji Andruszkiewicza, cała siła została skierowana na jakieś zupełnie kuriozalne zarzuty niezwiązane z meritum tej nominacji.

Innym przykładem może być „rzeź dzików”. Kiedy Dariusz Rosati domagał się interwencji Komisji Europejskiej (biedak musiał przeżyć szok, gdy KE pochwalił polski rząd), posłowie PO apelowali do samego Kaczyńskiego, by położył kres „masakrze”.

– Apeluję, Jarosławie, dzisiaj wiele nas dzieli, ale mam nadzieję, że jedno nas łączy: szacunek dla zwierząt, szacunek dla ich cierpienia. Możesz położyć kres temu szaleństwu, które dzisiaj chcą zafundować dzikim zwierzętom twoi współpracownicy – przekonywała Joanna Kluzik-Rostowska, posłanka (w tej chwili przynajmniej) Platformy Obywatelskiej.

Warto zwrócić uwagę na słownictwo jakim się posługują działacze opozycji; nie mam do czynienia z odstrzałem dzików tylko z „masakrą”, „rzezią”, „szaleństwem”.A że od lat dziki są odstrzeliwane, a ich „rzezi” dokonywano również za czasów PO? A kogo to obchodzi? Kiedy toczy się gra o wszystko, to nie ma czasu na takie szczegóły.

Kolejna sprawa to zdymisjonowanie Elżbiety Bojanowskiej za projekt, który rzekomo miał sankcjonować przemoc w rodzinie. Na nic zdały się argumenty Ordo Iuris – atak opozycji był tak wściekły, że minister Rafalska od razu poświęciła swoją podwładną, przypisując jej całą winę. Inny przykład? Nagrody NBP choćby. I znowu – być może wynagrodzenia prezesa Glapińskiego i jego współpracowników są zbyt wysokie, ale zamiast poddać to racjonalnej dyskusji i analizie, to ogłoszono, że za PiS wyrósł jakowyś dwór, na którym panoszą się „faworyty prezesa Glapińskiego”.

Następa sprawa – przyjazd wicepremiera Włoch do Polski i kolejna histeria i uderzenia w najcięższe argumenty. Wałęsa zestawił to wydarzenie z paktem Ribbentrop-Mołotow. Sławomir Nitras już nieco lżej i porównał całą sytuację „tylko” do sojuszu z Mussolinim. Zdziczała ta opozycja. Nie wiem czy to robota słynnego ASF, ale zdziczała na całego.

Podpalić Polskę

Podsumowując – sporo się działo w ostatnim czasie. A to przecież nie są wydarzenia z 2-3 miesięcy, tylko z ostatnich dwóch tygodni. Co łączy (patrząc z perspektywy strategii Schetyny) te wszystkie wydarzenia? Totalna hiperbolizacja używanych argumentów. Niby nic nowego, ale do tej pory argumenty na poziomie „faszyzmu” padały jednak przy choćby reformie sądów, a nie przy odstrzale dzików…

Ale skoro toczy się walka na śmierć i życie to nie można do społeczeństwa apelować w tak trywialnych sprawach jak brak kompetencji danego wiceministra. Nie, trzeba wytoczyć najcięższe działa i walić na oślep w faszyzm i Putina.

W najbliższych miesiącach będziemy zapewne obserwować jedynie narastanie tej histerii. W 2015 roku przed wyborami PO chyba nie do końca zdawała sobie sprawę, z tego co ją czeka. Teraz Schetyna i jego obywatelska trzódka doskonale wiedzą, że jeżeli nie uda im się pokonać PiS-u to ich własny los stanie się niepewny.

Dlatego też będą próbowali powtórzyć sukces z wyborów samorządowych, za wszelką cenę mobilizując wyborców. Schetyna czuje na plecach oddech partyjnych kolegów, innych działaczy opozycji, Donalda Tuska, Roberta Biedronia… Jedynym ratunkiem dla niego jest wprowadzenie opozycji i elektoratu antypisowskiego w stan gorączkowej histerii. W tym celu będzie musiał podpalić Polskę. Rzeź dzików, faszystowski Andruszkiewicz czy ex-wiceminister Bojanowska dybiąca na bezpieczeństwo polskich kobiet – to dopiero przedsmak tego, co nasz czeka w ciągu nadchodzących miesięcy.

Główny problem, którego Schetyna zdaje się jednak nie dostrzegać jest fakt, że Polska to nie Warszawa. To co działa na elektorat w stolicy niekoniecznie musi się sprawdzać w innych miastach, a już tym bardziej na prowincji. Bardziej miarodajne wyborów warszawskich są w tym względzie głosowania do sejmików, w których to PiS odniósł wyraźne zwycięstwo.

Chociaż z drugiej strony… być może i Schetyna jest tego wszystkiego świadom, tylko już po prostu jest dla niego za późno na zmianę kursu. Jeżeli przez trzy lata był zajęty jedynie umacnianiem swojej pozycji w partii, to w ciągu kilku miesięcy, jakie zostały do wyborów, nie zdąży już porzucić totalnie antypisowskiej narracji i zbudować racjonalnego stanowiska (nie mówiąc już o przekonaniu do niego elektoratu).

Dla Schetyny jest już po prostu za późno. Nie może zawrócić z tej drogi, może jedynie pędzić przed siebie, licząc, że inni pójdą za nim. Albo uda mu się przekonać partyjnych kolegów, że jest bezalternatywnym gwarantem antypisu, albo przepadnie. Zapewne już na zawsze.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.

Zobacz poprzednie teksty z cyklu "Taki Mamy Klimat":

Czytaj też:
Burza wokół Andruszkiewicza
Czytaj też:
Morawiecki przeszedł chrzest ognia

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także