„Idylla prysła”, czyli niemieckie spojrzenie na narodziny II RP
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

„Idylla prysła”, czyli niemieckie spojrzenie na narodziny II RP

Dodano: 
Powstańcy śląscy, 1921 r.
Powstańcy śląscy, 1921 r. Źródło: Wikimedia Commons / Centralne Archiwum Wojskowe
Trudno się oprzeć wrażeniu, że książka „Wojna domowa. Nowe spojrzenie na odrodzenie Polski” została napisana pod określoną tezę. Wyraźnie pobrzmiewa w niej tęsknota za utraconym imperium.

Kiedyś zdarzyło mi się wziąć udział w dyskusji z Czechem i Niemcem na tematy historyczne. Jako że panowie byli erudytami, a dyskusja zakrapiana nalewką na pędach polskiej sosny, szła ona wartko i głęboko. W pewnym jednak momencie herr regierungsdirektor (bo taki miał tytuł
w niemieckiej administracji) zaczął skarżyć się na niewdzięczność małych środkowoeuropejskich narodów jak Polska (sic) czy Czechy (już bardziej), które wolały w 1918 r. uzyskać niepodległość, zamiast pozostawać w granicach cesarskich imperiów. Na szczęście nie doszło do rękoczynów, ale natychmiast zawiązała się polsko - czeska koalicja, broniąca decyzji podjętych przez pradziadków. Nie rozbiło jej nawet stwierdzenie, że zanim na dobre odzyskaliśmy niepodległość, już zdążyliśmy stoczyć wojnę o Śląsk Cieszyński. Zostało natychmiast odparte celną uwagą, że było to jakieś tam polsko-czeskie kopanie po kostkach, nie warte uwagi w kontekście choćby tego, co działo
się wówczas na ulicach niemieckich miast.

Podobnie jest z nową książką Jochena Böhlera, którą na stulecie niepodległości sprezentowało czytelnikom wydawnictwo Znak Horyzont. Böhler, autor „Zbrodni Wehrmachtu w Polsce” i „Najazdu 1939” próbuje się w niej rozprawić z polskimi mitami na temat wydarzeń z l. 1918 - 1921. Założeniem, z którego wychodzi jest fakt, że działania prowadzone przez polskie formacje zbrojne w tamtym czasie, były częścią „środkowoeuropejskiej wojny domowej", jaką miały toczyć ze sobą narody do niedawna podlegające władzy trzech cesarzy.

Teoria błyskotliwa i na pierwszy rzut oka nowatorska, prowadzi do zaskakujących rezultatów. Pół biedy, że autor wybija wszystko, co nie przysłużyło się polskiej niepodległości, jak walki frakcyjne pomiędzy ugrupowaniami politycznymi w Kongresówce, spory Piłsudski-Dmowski, niski poziom świadomości narodowej zwłaszcza wśród chłopów i - jakżeby inaczej - polski antysemityzm.

Czytaj też:
Wielkopolska Walcząca

Pal sześć, że do zdarzeń sprzed stu laty przykłada dzisiejsze miary społeczne i kulturowe. Gorzej, że często swoje wywody opiera na wątłych podstawach i dochodzi do kontrowersyjnych, a czasem sprzecznych ze sobą wniosków. Najpierw stwierdza na przykład, że polscy chłopi mieli świadomość kompletnie miejscową i regionalną, żeby za chwile zarzucać polskim działaczom niepodległościowym żądania od nich wyzbycia się swojej „imperialnej, wielokulturowej tożsamości”.

Wywody o polskiej tożsamości i jej wpływie na odzyskanie niepodległości są w ogóle najsłabszą częścią książki. W przypadku świadomości mieszkańców wsi, autor wprost np. przyznaje, że polegał na „domysłach” i lekturze... „Chłopów” Reymonta. Podobnie jest, kiedy to przypisuje powstanie polskiej świadomości narodowej nie polskim organizacjom, ale... zaborcom. Być może jest to spowodowane bardzo krytycznym stosunkiem do endecji, widocznym w całej książce.