Polityczno-literacki alfabet Lichockiej

Polityczno-literacki alfabet Lichockiej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polityczno-literacki alfabet Lichockiej
Polityczno-literacki alfabet Lichockiej

W 20. wydaniu tygodnika Do Rzeczy Joanna Lichocka przedstawia swój polityczno - literacki alfabet. Kreśli 17 sylwetek postaci życia politycznego. Poniżej publikujemy fragmenty:

B jak Bartolini Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka

Nic nie poradzę, wypisz wymaluj Ryszard Kalisz. Rumiany, radosny, różni się jednak od mistrza patelni wielkimi okularami na nosie. Ulubieniec mainstreamowych mediów i polityk celebryta. Lubię go – nie da się go nie lubić. Niewiele też więcej da się o nim powiedzieć, bo z poglądów to nasz polityczny kucharz ni to, ni owo. Ni PO, ni SLD. Ni lewica, ni liberał. Można raczej przewidywać kłopoty w budowaniu przezeń nowej formacji. Jednak życzę mu w tym szczęścia. Lewica jaguarowa jest przynajmniej wesoła. Zapamiętałam tylko jeden jego znaczący czyn polityczny. Dawno, dawno temu dał alibi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, gdy ten oskarżony był o spotkania z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Chodziło o konkretną datę i godzinę. „Był wtedy u nas na działce” – oświadczył bez mrugnięcia okiem nasz Bartolini, ocalając prezydenta. Stare dzieje. Młodziutkie dziewczyny, z którymi dziś bywa fotografowany, nie mogą pamiętać Szpiega z Krainy Deszczowców.

(...)

F jak Frieda

Przydzielono do niej pokojówkę – wyjaśniał Korowiow – i ta pokojówka od trzydziestu lat kładzie jej w nocy na stoliku koło łóżka chustkę do nosa. Kiedy się budzi, chustka już tam leży. Paliła ją w piecu, topiła w rzece, ale to nic nie pomogło”. To fragment „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa, ten, w którym na balu u Wolanda Małgorzata zapamiętuje „pijaniusieńką twarz kobiecą o oczach bezmyślnych”, twarz Friedy, która niegdyś zadusiła swoje dziecko chusteczką. Podobny kłopot do Friedy z chusteczką ma Ewa Kopacz, choć Opatrzność wybrała dla niej inny rekwizyt. To rosyjskie chirurgiczne, gumowe rękawiczki. Takie, jakie znaleziono w czasie sekcji zwłok po ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej, zaszyte wraz ze śmieciami, kawałkami drewna i ziemią. Napisałam po raz pierwszy przed rokiem, że te rękawiczki będą towarzyszyć byłej minister zdrowia już zawsze. Zrodziło to akcję członków Klubów „Gazety Polskiej” i Solidarnych 2010, którzy zaczęli wysyłać do marszałek Sejmu listy z takimi rękawiczkami. Nie wiem, ile ich dostała, czy dużo, czy mało. Nie wiem, czy po pierwszej kopercie, z której wypadły, kolejne selekcjonowała najpierw sekretarka, tak by marszałek Sejmu nie denerwować. Wiem jednak, że ten czy inny symbol kłamstwa o „najmniejszym skrawku, który został przebadany”, o „przekopywaniu z całą starannością ziemi na miejscu tego wypadku na głębokości jednego metra” i przyzwoleniu na zlekceważenie podstawowych praw ludzkich w przypadku ofiar katastrofy oraz ich rodzin będzie jej towarzyszyć.

(...)

M jak muzealnicy, czyli zdolni uczniowie Poloniusza

Paweł Kowal, Jan Ołdakowski, Dariusz Karłowicz i inni. Grupa inteligentnych ludzi, którzy swoją karierę zbudowali na współpracy z Lechem Kaczyńskim. Ze znawstwem i dużo mówią o własnych dokonaniach. Niegdyś zwani „mądralami”, niezastąpieni budowniczowie Muzeum Powstania Warszawskiego (można czasem usłyszeć sugestię, że bez nich muzeum by nie było), w końcu określający się „dziećmi Lecha Kaczyńskiego”. (...) Kilka tygodni po katastrofie smoleńskiej, w czasie, gdy nowy prezydent ogłaszał, że przyczyny katastrofy są „arcyboleśnie proste”, wystawili pierś po odznaczenia Bronisława Komorowskiego. I znów, tak jak niegdyś, można usłyszeć, że „prezydent przepada za nimi”, „bardzo lubi Janka” czy „ceni rozmowy z Pawłem”. „W zasadzie wszelka subtelność jest mi z gruntu obca” – te słowa Poloniusza z drugiego aktu „Hamleta” oddają prostotę strategii.

(...)

P jak Pani Twardowska

(...) Gdyby dokładnie to samo mówiła, będąc po stronie postkomuny, miałaby już sesje w lifestyle’owych pismach, a TVN kręciłby z nią setki wywiadów na każdy temat, bo w końcu tak różne zainteresowania ich „autorytety” mają. Ale i bez tego jest już na scenie politycznej osobowością. Za wymierzane fangi w nos salonowców zyskuje wielu zwolenników. Nie od dziś wiadomo, że Pani Twardowska to świetne lekarstwo na diabelskie sztuczki. Bo diabeł „czmychnąwszy dziurką od klucza, dotąd jak czmycha, tak czmycha”.

Cały Polityczno-literacki alfabet Joanny Lichockiej w najnowszym wydaniu Do Rzeczy.

Autor: Jakub Kowalski
Czytaj także