Płacili 10 marek za trupa. Zapomniane zbrodnie na Polakach „niegodnych życia”

Płacili 10 marek za trupa. Zapomniane zbrodnie na Polakach „niegodnych życia”

Dodano: 12
Niepełnosprawne dzieci na fotografii wykonanej dla SS. Tacy ludzie byli mordowani w ramach akcji T4. Zdjęcie ilustracyjne
Niepełnosprawne dzieci na fotografii wykonanej dla SS. Tacy ludzie byli mordowani w ramach akcji T4. Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Wikimedia Commons / Bundesarchiv, Bild 152-04-28 / Friedrich Franz Bauer / CC-BY
- O ile o mordowaniu naszej inteligencji kolejne pokolenia pamiętają, o tyle o zagładzie chorych psychicznie, którzy np. w Piaśnicy byli wrzucani do tych samych masowych grobów co przedstawiciele inteligencji, praktycznie nikt w Polsce nie ma pojęcia - mówi dr hab Tadeusz Nasierowski, badacz niemieckich mordów w polskich zakładach psychiatrycznych.

Piotr Włoczyk: Jaki los czekał w czasie okupacji chorych psychicznie obywateli II RP?

Tadeusz Nasierowski: Totalna zagłada. Byli oni bestialsko i masowo mordowani już w pierwszych tygodniach wojny. Za Wehrmachtem podążały jednostki Einsatzgruppen, które miały likwidować inteligencję, Żydów i chorych psychicznie. Ta ostatnia kategoria ofiar poszła jednak na pierwszy ogień.

Niemcy mieli tu chyba o tyle ułatwione zadanie, że akurat tej grupy ofiar nie musieli jakoś specjalnie szukać...

Dokładnie – wiadomo było od razu, gdzie można było ją znaleźć. Niestety, o ile o mordowaniu naszej inteligencji kolejne pokolenia pamiętają, o tyle o zagładzie chorych psychicznie, którzy np. w Piaśnicy byli wrzucani do tych samych masowych grobów co przedstawiciele inteligencji, praktycznie nikt w Polsce nie ma pojęcia. Nazistowska ideologia określała ich jako „niezdolnych do współżycia społecznego i wiodących żywot niegodny życia”. Polacy byli traktowani przez Niemców jako podludzie, Żydzi stali w tej hierarchii jeszcze niżej, ale chorzy psychicznie zostali umieszczeni na samym dole.

Jaka była skala tej zagłady?

W sumie oprawcy (pamiętajmy, że obok Niemców w mordach brało też udział wielu Austriaków) zamordowali ok. 20 tys. obywateli II RP cierpiących na choroby psychiczne. 13 tys. chorych zabili w dużych zakładach psychiatrycznych, natomiast resztę stanowili m.in. pensjonariusze zakładów opieki społecznej, a także dzieci upośledzone z kościelnych ośrodków opiekuńczych. Dodatkowo wielkie straty poniosła polska psychiatria: niemal połowa członków Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego nie przeżyła wojny.

Dlaczego nazywa pan mordy dokonane przez Niemców na chorych psychicznie obywatelach II RP „poligonem” dla Holokaustu?

Niemiecki plakat propagandowy mający uzasadniać eutanazję niepełnosprawnych

Ponieważ to właśnie wtedy Niemcy i ich pomocnicy opracowali i udoskonalili metody pozwalające na jak najbardziej efektywne zabijanie w sposób masowy. Pamiętajmy, że pierwszymi ofiarami gazowania przez Niemców byli właśnie polscy chorzy psychicznie. Te same metody były stosowane potem podczas Holokaustu. Żydów zabijali na masową skalę ludzie, którzy rozpoczęli swoją ludobójczą działalność właśnie od mordowania pacjentów szpitali psychiatrycznych. To wówczas, na samym początku wojny, ci mordercy „oswoili się” z masowym zabijaniem.

Od czego to wszystko się zaczęło?

Mordy rozpoczęto od dwóch dużych szpitali na Pomorzu – w Świeciu nad Wisłą oraz w Kocborowie obok Starogardu Gdańskiego. Szpital w Świeciu był najprawdopodobniej pierwszą ofiarą: do mordów doszło tam już w trzecim tygodniu września. Niestety, w tej historii z uwagi na braki w dokumentacji istnieje wiele luk.

W szpitalu tym przebywało ok. 1,3 tys. pacjentów. Większość stanowili Polacy, ale byli tam też Niemcy i Żydzi. Ostatecznie zabito wszystkich, bez względu na pochodzenie. Wśród ofiar znalazły się także dzieci – Niemcy powiedzieli im, że pojadą autobusami na wycieczkę. Pacjenci byli wywożeni do lasu i rozstrzeliwani, a następnie zakopywani w masowych mogiłach.

Część budynków szpitala, jeszcze gdy byli w nim chorzy, zamieniono na areszt, w którym tymczasowo przetrzymywano Polaków uznanych za zagrożenie. Ich także zabito. Do 3 listopada szpital został kompletnie opróżniony i przekształcony w dom pomocy społecznej dla bałtyckich Niemców. To samo będzie się działo w przypadku innych szpitali – Niemcy wykorzystywali te placówki do swoich celów. Zamieniali je m.in. w koszary dla SS czy Hitlerjugend.

Nawiasem mówiąc, w Świeciu wraz z pacjentami zamordowany został również dyrektor tego szpitala, Józef Bednarz. W młodości pełnił ważną funkcję w PPS. Niemcy zabili go właśnie za jego działalność niepodległościową.

Drugi był szpital w Kocborowie. Tam ofiar było jednak więcej.

To był większy szpital. W Kocborowie mordy zaczęły się 22 września. Pojawił się tam wówczas Erich Grossmann, eugenista, który był biegłym w sądach eugenicznych. Jego rola sprowadzała się do tego, że wydawał opinie w sprawach o to, czy ktoś może mieć dzieci albo czy ma żyć lub zostać zabity. Grossmann był osobistym lekarzem Alberta Forstera i sprawował pieczę nad służbą zdrowia w Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie.

Od 22 września 1939 do 21 stycznia 1940 r. z jego rozkazu esesmani zabili 1692 pacjentów zakładu w Kocborowie: 854 mężczyzn i 838 kobiet. Jakie było kolejne zadanie tych esesmanów? Tworzenie obozu w Stutthofie. To jest stały schemat: esesmani najpierw „oswajają się” z zabijaniem na skalę przemysłową w czasie mordów ludzi chorych psychicznie, a następnie gotowi są zabić inne grupy ludności.

Szpital w Kocborowie, 2013 r.

Fala mordów dotarła w końcu do Kraju Warty, gdzie jednak pacjentów było zdecydowanie więcej. Jak Niemcy „udoskonalili” technologię masowego mordowania chorych psychicznie?

W Kraju Warty było najwięcej szpitali psychiatrycznych – zachodnia część Polski była po prostu najlepiej rozwinięta. Pacjentów z Zakładu Psychiatrycznego w Owińskach wywożono do lasów w okolicach Obornik Wielkopolskich i tam ich rozstrzeliwano. Niemcy szybko stwierdzili jednak, że jest to mało efektywne i wiąże się to ze zbyt dużymi komplikacjami. Pomyślano więc o gazowaniu.

W połowie listopada 1939 r. Niemcy przygotowali prowizoryczną komorę gazową w bunkrze 17 w poznańskim Forcie VII. Była to ich pierwsza komora gazowa w historii. Zamordowano wówczas być może nawet 400 pacjentów z Owińsk.

W grudniu 1939 r. Niemcy zaczęli zabijać chorych ze szpitala w Dziekance w Gnieźnie. To właśnie tam po raz pierwszy wykorzystano zupełnie nową metodę.

Mobilne komory gazowe.

Tak. Ofiary były przewożone do lasu i tam, na miejscu, duszono je w prototypie samochodu-komory gazowej skonstruowanym przez dr. Beckera z berlińskiej firmy Saurer. Ta technologia mordowania nie była jeszcze na tyle sprawna, by zabijać ofiary już podczas drogi do dołów śmierci. Możliwość ta pojawiła się dopiero później.

Mordercami byli członkowie Sonderkommando Lange pod dowództwem Herberta Langego. Ten człowiek w owym okresie stał się największym specjalistą ds. masowego zabijania ludzi. Jego grupa została wyposażona w trzy samochody-komory gazowe. Nie jest więc prawdą, że mobilną metodę gazowania ludzi po raz pierwszy zastosowano podczas Holokaustu na terenie ZSRS.

Artykuł został opublikowany w 9/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.