W pułapce słuszności, czyli dlaczego Polska poniosła swoją największą klęskę
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

W pułapce słuszności, czyli dlaczego Polska poniosła swoją największą klęskę

Dodano: 
Polski plakat propagandowy z 1939 roku
Polski plakat propagandowy z 1939 roku Źródło: Mały Dziennik, 1 września 1939 r.
Polityka zagraniczna sanacji była polityką odrzucenia jakichkolwiek kalkulacji na rzecz domagania się tego, co nam się słusznie należy.

Pisałem już kiedyś, przepraszam, że powtórzę, ale jest powód, dla którego są kraje, gdzie politykę wymyślili przedsiębiorcy, są kraje, gdzie ją wymyślili kupcy, a w Polsce niestety politykę wymyślili inteligenci. To bardzo ważne, bo polityka jest taka, jak ci, którzy ją wymyślali. Tam, gdzie politykę wymyślili kupcy, chodzi w niej głównie o to, żeby się opłaciło, tam, gdzie przedsiębiorcy, o to, by coś stworzyła. Żywiołami inteligencji, szczególnego rodzaju wschodnioeuropejskiej szlachty, która szable zamieniła na pióra, były natomiast: słuszność, osądy moralne, trwanie przy wartościach przeciwko złu, i dlatego polska polityka jest więźniem słuszności.

Pouczenia Dmowskiego, że w polityce w ogóle nie ma pojęć słuszności ani racji, że jest tylko siła i jej brak, że nikt nie zwraca uwagi na piękno ani szpetotę politycznych uczynków, lecz liczą się tylko interesy, spłynęły po Polakach jak woda po kaczce. A ich przypominanie budzi tylko irytację i agresję.

Szczególnie gdy przypomina się o tym we wrześniu. Wrzesień 1939 r., cały w ogóle nasz udział w wojnie, która zepchnęła nas na skraj biologicznej zagłady, to tabu w szczególny sposób chronione przed politycznymi analizami. Ochoczo przyjmujemy cyniczną propagandę Zachodu, który dla usprawiedliwienia tego, że dla zwycięstwa nad Hitlerem sprzymierzył się z potworem o wiele od niego straszniejszym, stworzył mit tej wojny jako starcia dobra ze złem. I choć przecież ostatecznie znaleźliśmy się w gronie przegranych, nie zwycięzców, wmawiamy sobie, że inaczej wtedy nie było można. No bo przecież nie mogliśmy się sprzymierzyć z Hitlerem?! Kto śmie tak mówić?!

Czytaj też:
Drugi Mieszko II

Cała sprawa w tym, że przecież byliśmy z nim sprzymierzeni, aczkolwiek sojusz ten miał charakter cichej współpracy, a nie traktatowego porozumienia. Zerwaliśmy go dopiero w kwietniu 1939 r., ściągając na siebie niemiecki najazd pół roku później. Zerwaliśmy go (jak przekonująco udowodnił prof. Grzegorz Górski) wcale nie z powodu Gdańska, ale dlatego, że Hitler oszukał Becka w sprawie Słowacji, którą obiecał oddać Polsce, a potem podporządkował sobie. To było świństwo, które wymagało dania Hitlerowi słusznie mu się należącej nauczki.

Pomińmy ten aspekt, niewątpliwie istotny, że polityka zagraniczna sanacji prowadzona była w poczuciu mocarstwowej potęgi i całkowicie błędnym wyobrażeniu Związku Sowieckiego jako państwa, które zaraz upadnie. Przede wszystkim była polityką odrzucenia jakichkolwiek kalkulacji na rzecz domagania się tego, co nam się słusznie należy. Czyż nie należała się nam pozycja państwa odgrywającego samodzielną rolę w Europie, niebędącego niczyim satelitą? Czyż nie należało nam się Zaolzie? A Czechom, za ich zdrady i świństwa z 1919 r., czyż nie należało się to, co ich spotkało? A dostęp do morza – nie należał się? Wszystko to nam się słusznie należało, więc ani wtedy, ani dziś po prostu nie wolno kombinować, czy postępowaliśmy mądrze. Grunt, że słusznie!

Czytaj też:
Komandosi spod Monte Cassino

Wiem, że to sprawy innej zupełnie wagi, ale – na litość Boską – patrzmy na to, co wychowani na micie Września '39 i naszego moralnego zwycięstwa w II wojnie światowej politycy robią dziś. Takie, powiedzmy, reparacje wojenne od Niemiec. Czyż nie jest słusznie się o nie upominać? Głupie pytanie! A czy słusznie jest upamiętnić nasze dawne Kresy – w paszportach na przykład? Jeszcze jak słusznie! A po co? A czy to dobry moment? A co ma to dać w praktyce? Takich pytań nadal się u nas nie zadaje.

Artykuł został opublikowany w 9/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.