• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Kolaż Warzechy

Dodano: 
Kolaż Warzechy
Kolaż Warzechy
Macie Państwo okazję: już w poniedziałek w Warszawie Fundacja im. Friedricha Eberta (socjalistyczny ostatni kanclerz Cesarstwa Niemieckiego i pierwszy prezydent Republiki Weimarskiej) organizuje arcyciekawą dyskusję zatytułowaną „Jak przezwyciężyć fałszywe podziały. Konsensus neoliberalny vs. prawicowy populizm – wyzwania dla ruchów feministycznych i lewicowych w Europie Środkowo-Wschodniej”.

Proszę mnie nie pytać o dokładne znaczenie tematu dyskusji – nie czuję się wystarczająco intelektualnie mocny, żeby rozszyfrowywać takie zagadki. Za to chętnie zacytuję Państwu fragmenty informacji o konferencji:

Problem prawicowego populizmu to nie kwestia tymczasowego zakłócenia procesu liberalnego postępu. Nie da się również rozwiązać tego problemu przy pomocy starych narzędzi: poprzez odwołania do praw człowieka, czy obronę neoliberalnej twarzy Unii Europejskiej, które dodatkowo wzmacniają prawicowy populizm i przyczyniają się do pogłębienia kryzysu. Stąd wyzwanie dla lewicowej polityki feministycznej, aby zmierzyć się ze strukturalnymi deficytami Unii Europejskiej i przekroczyć fałszywą dychotomię pomiędzy postępową tolerancją a konserwatywnym zacofaniem, oraz wskazać na alternatywy – poprzez prowadzenie proaktywnej, nie zaś reaktywnej, polityki”.

I jak? Teraz już wszystko jasne? No to świetnie.

Prawdę mówiąc, interesuje mnie głównie, czy na konferencji pojawi się Seweryn Blumsztajn ze słynnym transparentem „Pi…lę, nie rodzę”. Bo tak intuicyjnie wyczuwam, że chyba pasuje do programu, prawda?

***

Jest sobie Fundacja ePaństwo. Jedna z tych, które upierdliwie czepiają się każdej władzy, żądają różnych informacji, o których twierdzą, że są publiczne, i nie czują żadnego respektu przed majestatem urzędu. I jest sobie Sąd Najwyższy. A w Sądzie Najwyższym siedzą sobie agenci ministra Ziobry, którzy dbają o to, żeby obywatele nie tylko nie przejęli się rzekomymi zamiarami upolitycznienia sądownictwa, ale aby je wręcz entuzjastycznie poparli.

Taką agentką ministra Ziobry (jak on, zdolniacha, upchnął tych wszystkich swoich kretów na tak różnych szczeblach sądownictwa?) okazała się nawet Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, pani Małgorzata Gersdorf. Skąd taki wniosek?

Oto wspomniana Fundacja ePaństwo postanowiła się przyczepić do wydatków sędziów i SN ze służbowych kart. Że to niby publiczna kasa. Jakby nie rozumieli, że sędziowski majestat potrzebuje należytej oprawy finansowej, co pokazał już prof. Rzepliński w Trybunale Konstytucyjnym. No i fundacja poprosiła uprzejmie SN o wykaz takich wydatków.

Odpowiedź pani Pierwszej Prezes na to bezczelne żądanie jest niezmiernie pomysłowa (pismo można przeczytać pod tym adresem). Dowiemy się z niej przede wszystkim, że wniosek fundacji został złożony jeszcze w 2014 r. i od tego czasu SN toczył z fundacją batalię w sądach administracyjnych różnych instancji, aby wydatków ze służbowych kart nie ujawnić, podpierając się wszelkimi możliwymi przepisami. Na koniec dowiadujemy się, że informacje, których chce Fundacja ePaństwo, muszą być przez sędziów SN chronione… na podstawie roty sędziowskiego ślubowania. Tak, tak piszę w urzędowym piśmie pani Pierwsza Prezes Gersdorf.

Możliwości są tylko dwie. Albo pani Gersdorf jest tak kompletnie oderwana od rzeczywistości i do tego stopnia uważa się za przedstawicielkę „absolutnie nadzwyczajnej kasty ludzi”, że całkiem szczerze uznaje, iż kasta ta ma prawo odesłać na bambus obywateli, którzy chcą się dowiedzieć, jak członkowie nadzwyczajnej kasty wydają publiczne pieniądze. A wszystko to w sytuacji, gdy nad sędziami zbierają się czarne chmury. Jednak przyjęcie takiego wyjaśnienia musiałoby też oznaczać przyjęcie założenia o poważnych ograniczeniach umysłowych pani sędzi, a tego robić nie chcę.

Muszę zatem przyjąć – tu wracam do rewelacji o kretach ministra wśród sędziów – że pani Gersdorf jest po prostu agentką Zbigniewa Ziobry, tak jak są nimi sędzia od pendrajwów czy sędzia Tuleya. Ciekawe, ilu jeszcze kretów ma w środowisku sędziowskim sprytny minister.

***

Obsesją wicepremiera Morawieckiego jest, jak wiadomo, elektromobilność. Bajka o milionie elektrycznych samochodów w Polsce w ciągu dziesięciu lat to chyba najczęściej powtarzający się motyw wystąpień wizjonera od PowerPointa.

Od samego początku dla wszystkich zainteresowanych powinno być jasne, że samochody elektryczne – przynajmniej w obecnej postaci – są zabawką dla znudzonych i bardzo zamożnych mieszczuchów, a jeśli gdzieś ta zabawka zdobywa szczególnie dużą popularność – jak w Skandynawii albo w Kalifornii – to nie dlatego, że jest tak świetna w warunkach rynku, ale dlatego, że społeczeństwo jest bogate, a państwo sowicie tę fanaberię dotuje.

Co się jednak stanie, gdy w którymś momencie dotacje i przywileje się skończą? Co oczywiście musi nastąpić, bo gdy aut elektrycznych jest już dużo, utrzymanie ich specjalnego statusu traci sens. Ano, dzieje się to, co stało się właśnie w Danii, gdzie większość przywilejów dla posiadaczy aut elektrycznych zniesiono. Zaczęto się m.in. wycofywać z ulg podatkowych obowiązujących dotąd przy zakupie e-samochodów, co spowodowało skokowy wzrost ich cen. I oczywiście skokowy spadek zainteresowania nimi.

I to jest lekcja – tak oczywista, że aż wstyd o niej pisać – którą mądrale z Ministerstwa Rozwoju powinny odrobić. Tak kończy się ręczne sterowanie rynkiem i dawanie specjalnych warunków jednym kosztem drugich.

***

W czasie wręczenia Nagrody Kisiela w teatrze „Capitol” w Warszawie dwa rzędy przede mną siedziała pani poseł z Nowoczesnej, Joanna Scheuring-Wielgus. Jednym z punktów uroczystości była zaś debata oksfordzka o tym, czy państwa w państwie jest za mało czy za dużo. Poglądy etatystyczne reprezentowali: prof. Ryszard Bugaj, naczelny „Do Rzeczy” Paweł Lisicki (który jednak podkreślił, że bliżej mu do poglądów drugiej strony, ale zgodnie z regułami debaty oksfordzkiej, trzeba umieć argumentować również niezgodnie w własnym poglądem) oraz Jan Wróbel. Poglądy wolnorynkowe i antyetatystyczne reprezentowali Rafał Ziemkiewicz, Paweł Kowal i Michał Lisiecki.

Obie strony argumentowały błyskotliwie, a werdykt publiczności miał być wydany poprzez moc oklasków dla jednej lub drugiej strony. Zwróciłem zatem uwagę, którą ze stron będzie oklaskiwać pani poseł z Nowoczesnej, deklarującej się przecież nieodmiennie jako partia wolności i wolnego rynku. I jak Państwo myślą? Tak, oczywiście – Joanna Scheuring-Wielgus frenetycznie oklaskiwała etatystów.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także