Sposób na oszczędzanie

Sposób na oszczędzanie

Dodano: 
Oszczędzanie
Oszczędzanie Źródło: Adobe Stock
Rekordowo dużo Polaków deklaruje, że regularnie odkłada pieniądze. Wciąż jednak oszczędzamy mniej niż inni Europejczycy. Jak zacząć oszczędzanie? Jakie są na to proste sposoby?

o przełomu doszło w zeszłym roku. W czerwcu 2019 r., podczas badania koniunktury konsumenckiej prowadzonego przez Główny Urząd Statystyczny we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim, 53 proc. Polaków zadeklarowało, że oszczędza pieniądze. To pierwszy taki wynik od 1997 r., kiedy to GUS zaczął badać koniunkturę konsumencką w Polsce (najgorzej było w 2003 r., gdy zaledwie 17,3 proc. Polaków deklarowało, że oszczędza, a 82,7 proc. przyznawało, że nic nie odkłada). Systematyczną poprawę widać od 2012 r. W 2018 r. średnio aż 46,25 proc. badanych deklarowało ankieterom, że oszczędza. I chociaż w sierpniowym wydaniu raportu GUS „Koniunktura konsumencka – sierpień 2019 r”. odnotowano pogorszenie zarówno obecnych, jak i przyszłych nastrojów konsumenckich, to oszczędzający Polacy wciąż byli w większości.

Skłonność do odkładania pieniędzy rośnie wraz ze wzrostem dochodów Polaków. Wciąż jednak oszczędzamy mniej niż inni Europejczycy. Z danych Eurostatu za 2018 r. wynika, że najwyższą stopą oszczędności – czyli stosunkiem oszczędności do dochodów – gospodarstw domowych w UE mogą pochwalić się mieszkańcy takich krajów jak Luksemburg (21,4 proc.), Niemcy (18,5 proc.) oraz Szwecja (18 proc.). Średnia dla Unii Europejskiej wyniosła 10,3 proc. Polska znalazła się poniżej średniej z wynikiem 4,2 proc., wyprzedzając jednak takie państwa jak Cypr, Litwa czy Rumunia.

Grzechy i mity

„Człowiek biedny ceni sobie każdą złotówkę, bogaty każdy grosz” – mówi stare polskie przysłowie. „Skup się na oszczędzaniu” – od lat radzi znajomym i nie tylko znajomym Warren Buffett, jeden z najbardziej znanych inwestorów na świecie. Warto go posłuchać, bo sam Buffett, prowadząc jak na miliardera bardzo oszczędny tryb życia, pod koniec stycznia 2020 r. zajmował trzecie miejsce wśród najzamożniejszych mieszkańców globu z majątkiem wycenianym na 87,3 mld dol. „Myślę, że największym błędem jest nieuczenie się nawyków oszczędzania odpowiednio wcześnie. Oszczędzanie jest nawykiem. Potem następuje szybkie bogacenie się” – przekonuje bogaty inwestor. Inny słynny Amerykanin, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, Benjamin Franklin, również zalecał oszczędzanie. „Sposób na to, by każdy miał pełne kieszenie: wydawaj zawsze mniej, niż zarabiasz” – przekonywał.

Mimo to na świecie wciąż żyje wiele takich osób, które nie oszczędzają w ogóle. Argumentują one, że zarabiają zbyt mało, aby odłożyć jakiekolwiek pieniądze. Niestety, wiara w hasło: „Zacznę oszczędzać, gdy będzie mnie już na to stać” to jeden z mitów, który bardzo szkodliwie wpływa na naszą sytuację finansową. Osoby o najniższych dochodach muszą znaleźć sposób na oszczędzanie, ponieważ brak jakiejkolwiek „poduszki finansowej” – czyli prywatnego „funduszu awaryjnego” składającego się z pieniędzy odłożonych na „czarną godzinę” – sprawi, że w razie awarii samochodu czy choćby konieczności nagłej wizyty u dentysty będą musiały ratować się zaciągnięciem drogiej pożyczki. Jej późniejsza spłata może być w takim wypadku dużym obciążeniem dla domowego budżetu. Dużo łatwiej jest bowiem oszczędzać co miesiąc po 100 zł i zgromadzić w ciągu roku 1,2 tys. zł niż w razie nagłej potrzeby wziąć „chwilówkę” na taką samą kwotę. „Chwilówki” są bowiem koszmarnie drogie i pożyczywszy 1,2 tys. zł, po roku trzeba oddać czasem nawet 1885 zł, co oznacza, że co miesiąc będziemy musieli znaleźć w domowym budżecie nie 100 zł, ale aż 157 zł.

Wielu ekspertów zaleca odkładanie co najmniej 10 proc. miesięcznych dochodów oraz połowy wszelkich premii i dodatkowych wpływów. Aby nasze marzenia o oszczędzaniu się ziściły, wystarczy co miesiąc tuż po otrzymaniu pensji odkładać na rachunek oszczędnościowy nawet niewielki odsetek wypłaty. Zasada ta dotyczy nawet najsłabiej zarabiających. Zakładając, że z pensji minimalnej na rachunek oszczędnościowy (oprocentowany 1 proc. w skali roku) odkładamy zaledwie 5 proc. kwoty, którą dostajemy do ręki, to po roku będziemy mieli już 1157 zł, a po dwóch latach 2323 zł (już po uwzględnieniu podatku od zysków kapitałowych). W przypadku osób otrzymujących średnie wynagrodzenie (3677 zł netto) po odłożeniu na rachunek oszczędnościowy co miesiąc 10 proc. wypłaty po roku będziemy mieli już do dyspozycji 4435 zł, a po dwóch latach – aż 8907 zł.

Inne wymówki brzmią: „Oszczędzanie oznaczałoby poważne wyrzeczenia”, „Brakuje mi dyscypliny” czy też „Nie umiem oszczędzać, bo wszystkie pieniądze zawsze mi się rozchodzą”. Z tego typu argumentami łatwo można sobie poradzić. Najczęściej bowiem kluczem do rozwiązania problemu nie jest kwestia finansowa, lecz psychologiczna. Aby skutecznie oszczędzać, musimy posiąść umiejętność odkładania przyjemności w czasie. Do tego przydaje się silna motywacja. Powodów do rozpoczęcia oszczędzania można znaleźć wiele. Pierwszym z nich jest chęć posiadania „poduszki finan-sowej”, co znacząco zwiększa komfort psychiczny i poczucie bezpieczeństwa. To tzw. motyw przezornościowy. Ograniczenie zbędnych wydatków ułatwia także motyw konsumpcyjny. Aby mieć motywację do regularnego odkładania pieniędzy, wystarczy pomyśleć, co fajnego zrobimy, gdy uda się już zgromadzić na rachunku większą kwotę. Takim celem mogą być wakacje na „rajskiej” wyspie, remont mieszkania, budowa domu lub choćby zgromadzenie oszczędności na spokojną starość.

Pierwszym krokiem, który warto poczynić, szukając oszczędności, powinno być dokładne przeanalizowanie stałych wydatków, np. rachunków za media, opłat za zajęcia pozalekcyjne, abonamentów na telewizję, Internet czy telefon komórkowy oraz zmiennych wydatków, takich jak np.: wakacyjne wyjazdy, zakupy nowych gadżetów elektronicznych, bilety do kina, obiady na mieście czy wyjścia do kawiarni. Odkładanie pieniędzy wcale nie musi się wiązać z poważnymi wyrzeczeniami. Wystarczy zrezygnować z niepotrzebnych wydatków, aby zaoszczędzić pieniądze na coś wartościowego. Przy tej okazji często przywoływanym przykładem jest tzw. efekt latte, nazywany również „współczynnikiem małej czarnej”.

Pojęcie to upowszechnił amerykański autor książek o tematyce finansowej David Bach. Zwrócił on uwagę na ludzi kupujących codziennie kawę w lokalnej kawiarni. Teoretycznie jest to drobny wydatek: w wielkomiejskich kawiarniach za małą czarną trzeba zapłacić ok. 10 zł. Jeśli jednak kawę na mieście kupujemy każdego roboczego dnia, to jej koszt w skali miesiąca rośnie do 200 zł, a w skali roku do nawet 2,4 tys. zł. A przecież wystarczy zaparzać sobie kawę w biurze, aby nie rezygnując z przyjemności, znacząco ograniczyć zbyt łatwe wydawanie ciężko zarobionych pieniędzy. Ci, którzy nie są bywalcami kawiarni, mogą sobie obliczyć, ile pieniędzy wydają na małe przekąski, np. w fast foodach.

Aby nie zniechęcić się do pomysłu oszczędzania, można jednego miesiąca zrezygnować z drogich obiadów na mieście, a dopiero w kolejnym miesiącu wyeliminować przejażdżki taksówkami. Można też połączyć oszczędzanie z dbaniem o własne zdrowie i wyrzucić z życia różnego rodzaju używki czy słodzone napoje gazowane.

Krytycznym okiem warto spojrzeć również np. na rachunek za telefon komórkowy czy abonament internetowy i sprawdzić, czy konkurencyjni operatorzy nie oferują tańszych rozwiązań. Jeśli kończy nam się abonament, sprawdźmy, czy dzięki np. zmianie dostawcy nie uda nam się zdecydowanie obniżyć miesięcznych rachunków. Podobny efekt może przynieść analiza ofert finansowych – czasem wystarczy zmienić typ konta na bezpłatne lub zmienić bank na taki, który nie pobiera opłat za najczęściej wykonywane operacje lub oferuje je taniej niż konkurencja. Z opublikowanego we wrześniu 2019 r. raportu NBP porównującego opłaty w złotych pobierane przez polskie banki za prowadzenie rachunku płatniczego oraz realizację wpłaty gotówkowej, polecenia przelewu i polecenia zapłaty na rachunki odbiorców w innych bankach wynika, że tego typu zmiana może pozwolić nam bez żadnych wyrzeczeń zaoszczędzić od kilku do kilkunastu złotych miesięcznie.

Sporo pieniędzy można również zaoszczędzić, dokładnie planując zakupy. Dzięki rygorystycznemu trzymaniu się listy sporządzonej przed wejściem do supermarketu można ograniczyć ryzyko, że kupimy za dużo jedzenia, które później wyrzucimy. W odkładaniu pieniędzy pomóc może również rozważne korzystanie z różnego rodzaju sklepowych promocji i obniżek. Często dokładnie ten sam produkt można kupić sporo taniej. Przeglądając gazetki promocyjne, korzystając z kuponów rabatowych w sklepowych aplikacjach na smartfony czy z internetowych porównywarek cen, można zaoszczędzić kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent. Trzeba jednak uważać, aby nie nabrać się na jedną z wielu sztuczek marketingowych i przy okazji oszczędzania nie wpaść w pułapkę zakupów towarów, które co prawda są przecenione, ale są nam również kompletnie niepotrzebne. Źródłem realnych korzyści finansowych nie zawsze są również promocje typu „piąty produkt 80 proc. taniej”.

Przed zrobieniem większych zakupów warto też sprawdzić, czy nasz bank nie oferuje jakiejś formy promocji na dany produkt lub usługę (np. w formie kodów rabatowych lub zwrotu pieniędzy na konto za rezerwację hotelu we wskazanym serwisie hotelowym lub zakup paliwa na stacji danej sieci).

Duże oszczędności może też przynieść rezygnacja z posiadania prywatnego samochodu i przesiadka do transportu publicznego. Odpadają bowiem nie tylko koszty zakupu paliwa, lecz także ubezpieczenia (co najmniej kilkaset złotych rocznie), przeglądów czy też napraw. Decyzję o rezygnacji z własnego auta w dużych miastach ułatwiają też firmy oferujące wynajem samochodu na minuty, a także firmy realizujące przejazdy w cenach konkurencyjnych do tradycyjnych taksówek. Skutecznym sposobem na oszczędzanie jest również ograniczanie kosztów zużycia energii oraz wody.

Jak zmusić pieniądze do pracy

Gdy uda nam się już zgromadzić oszczędności, z pewnością nie warto trzymać ich „w skarpecie”. Wartość tak bezproduktywnie przechowywanych oszczędności z roku na rok uszczupla bowiem strata wynikająca ze wzrostu cen. Najprostszym i stosunkowo najbezpieczniejszym sposobem na zniwelowanie lub choć zmniejszenie strat wynikających z inflacji jest ulokowanie pieniędzy na koncie oszczędnościowym lub wpłacenie ich na lokatę w banku. Depozyty tego typu są gwarantowane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny do równowartości 100 tys. euro, czyli ok. 425 tys. zł.

Oszczędzanie może być krótkoterminowe (np. gdy od stycznia odkładamy pieniądze, aby latem polecieć na egzotyczne wakacje) lub długoterminowe (nie musi mieć ani konkretnego celu, ani jasno określonego terminu, gdyż służy np. pomnażaniu lub ochronie zgromadzonego kapitału).

Dla osób, które nie wiedzą, kiedy będą potrzebowały ulokowanych w banku pieniędzy lub które nie mają zbyt wielkich środków, dobrym rozwiązaniem mogą okazać się konta oszczędnościowe. Można na nich ulokować nawet bardzo małą kwotę. Z tego typu rachunków najczęściej można w każdej chwili wypłacić potrzebną gotówkę, choć trzeba taką możliwość zweryfikować na etapie podpisywania umowy z bankiem, wiele banków umożliwia bezpłatną wypłatę z konta tylko jeden raz na miesiąc, a za pozostałe pobiera już prowizję.

Eksperci radzą, aby nie próbować oszczędzać tego, co pozostaje po wszystkich wydatkach, ale przeciwnie – po otrzymaniu wypłaty odłożyć wyznaczoną kwotę na konto oszczędnościowe, a na wydatki przeznaczyć kwotę, która wówczas pozostanie.

Doskonałym pomysłem jest też założenie konta oszczędnościowego z myślą o dziecku. Wpłacając 100 zł miesięcznie na rachunek oprocentowany na np. 1,5 proc. w skali roku, na 18. urodziny będziemy mogli wręczyć świeżo upieczonemu dorosłemu 24 155 zł, co może wystarczyć np. na wkład własny do kredytu hipotecznego na mieszkanie. W tak długim okresie oszczędzania skorzystamy bowiem z działania procentu składanego – otrzymamy więc 24 155 zł, mimo że wpłacimy na konto 21 600 zł. Reszta będzie pochodzić z odsetek, w tym z oprocentowania kwot dopisywanych na rachunek w wyniku regularnej kapitalizacji.

Ciekawą propozycją dla osób, którym brakuje dyscypliny, aby samodzielnie odkładać pieniądze, są powiązane z rachunkami oszczędnościowymi programy automatycznego oszczędzania. Tego typu produkty ma w ofercie wiele polskich banków. Sposób działania programu jest prosty: przy każdej płatności kartą lub np. przy każdym przelewie i wypłacie z bankomatu odprowadzają na rachunek oszczędnościowy ułamek wydawanej kwoty (najczęściej klient banku może wybrać, że będzie to np. od 1 do 10 proc. transakcji). Jak to działa? Jeżeli w sklepie wydajemy np. 8 zł, to automatycznie z konta bieżącego bank pobiera dodatkowo 80 gr, które trafiają na rachunek oszczędnościowy. Można też wybrać sposób, w którym rachunek będzie zaokrąglany, np. do 5 lub 10 zł. W tym ostatnim przykładzie na konto oszczędnościowe automatycznie trafiłoby więc 2 zł. Po roku regularnego oszczędzania nawet drobnych kwot może się okazać, że na rachunku mamy wystarczająco dużo pieniędzy, aby np. wyjechać na wymarzony romantyczny weekend.

Aby zachęcić do oszczędzania, banki i instytucje finansowe mają też w ofercie promocje dla oszczędzających długoterminowo, które premiują tych, którzy pieniądze odkładają systematycznie. Niektóre przyznają wówczas wyższe oprocentowanie, inne zwalniają np. z opłat za nabycie jednostek funduszu inwestycyjnego. Aby o oszczędzaniu nie zapominać, wiele banków oferuje automatyczne pobieranie wybranej kwoty z naszego konta.

Zazwyczaj nieco wyższy zysk niż konta oszczędnościowe przynoszą lokaty terminowe. Można je założyć np. na tydzień, miesiąc, trzy miesiące, sześć miesięcy, rok czy dwa lata. Po upływie ustalonego terminu bank może zamknąć lokatę i zwrócić pieniądze na rachunek bieżący lub – zgodnie z naszą dyspozycją – odnowić lokatę na kolejny okres (warto jednak sprawdzić, jakie oprocentowanie będzie obowiązywało po automatycznym wznowieniu). Wadą lokat terminowych jest brak swobodnego dostępu do zdeponowanych pieniędzy. Nie należy więc zakładać lokat z pieniędzy, które mogą być nam nagle potrzebne, ponieważ zerwanie lokaty przed terminem będzie wiązało się z utratą wszystkich lub przynajmniej części należnych odsetek. Obliczając zysk z lokaty, trzeba również uwzględnić wynoszący 19 proc. podatek od zysków kapitałowych.

Zarówno przed założeniem konta oszczędnościowego, jak i lokaty warto porównać ofertę różnych banków. Niektóre w promocji oferują bowiem – dla nowych klientów lub na nowe środki – oprocentowanie sięgające 3–4 proc. w skali roku. Najczęściej atrakcyjne warunki są jednak ograniczone w czasie i obowiązują tylko do określonych kwot.

I chociaż oferta banków dla oszczędnych jest obecnie wyjątkowo mało atrakcyjna, to i tak trzymanie pieniędzy na lokacie lub rachunku oszczędnościowym jest korzystniejsze niż trzymanie „bezrobotnych” pieniędzy na nieoprocentowanych rachunkach bieżących. Okresowo wyższa stopa inflacji od stopy oprocentowania lokat bankowych może skłaniać Polaków do poszukiwania alternatywnych sposobów lokowania pieniędzy. Jednym z najpopularniejszych jest zakup obligacji oszczędnościowych Skarbu Państwa. Tylko w 2019 r. Polacy wydali na ich zakup aż 17,3 mld zł, czyli o 36 proc. więcej niż rok wcześniej. W ofercie Ministerstwa Finansów są obligacje na okres od trzech miesięcy do 12 lat, zarówno o stałym oprocentowaniu, jak i o zmiennym, oraz obligacje indeksowane inflacją.

Oprocentowanie obligacji trzymiesięcznych jest stałe i wynosi 1,5 proc. Dwulatki są już oprocentowane na 2,1 proc. Z kolei od obligacji indeksowanych inflacją wysokość wypłacanych odsetek jest zmienna i zależy od wysokości stopy inflacji. W przypadku obligacji 10-letnich w pierwszym okresie odsetkowym można liczyć na 2,7 proc., a w kolejnych do inflacji dodawana jest marża w wysokości 1,5 proc.

Aby zachować siłę nabywczą oszczędności – jednocześnie pamiętając o zmniejszającej ryzyko zasadzie dywersyfikacji – można część pieniędzy ulokować w banku na lokacie lub rachunku oszczędnościowym, część w obligacjach skarbowych, a część np. w funduszach inwestycyjnych (w zależności od skłonności do ryzyka może to być np. fundusz pieniężny, obligacji, akcji czy też inwestujący na rynku złota). Za zgromadzone oszczędności można też kupić nieruchomość, waluty (np. dolara amerykańskiego, euro czy franka szwajcarskiego) lub samodzielnie zainwestować pieniądze na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Inwestowanie w akcje, a także w złoto czy nieruchomości wiąże się jednak z wysokim ryzykiem utraty części lub całości zgromadzonego kapitału, więc wymaga sporej wiedzy.

Niezależnie od tego, jak ulokujemy lub zainwestujemy odłożone pieniądze, a także jakim wynikiem zakończą się te inwestycje, nawyk regularnego oszczędzania powinien ułatwiać nam sukcesywne powiększanie majątku osobistego. O oszczędzaniu warto bowiem pamiętać nawet wówczas, gdy nie mamy żadnych powodów, aby narzekać na dochody. Nawet wśród miliarderów jest wielu takich, którzy latają tanimi liniami, jeżdżą używanymi samochodami, a markowe produkty kupują na wyprzedażach (tak robi choćby wspomniany wcześniej Warren Buffett).

Artykuł został opublikowany w 8/2020 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także