Centralny Port Lotniczy, czyli lotnisko politycznej niemocy

Centralny Port Lotniczy, czyli lotnisko politycznej niemocy

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / The Pixelman / Domena Publiczna
Bez narodowej strategii polityczno-gospodarczej trudno budować dalekosiężne plany – pisze na łamach tygodnika "Do Rzeczy" publicysta Tomasz Wróblewski.

Centralny Port Lotniczy, choć lepszą nazwą byłby Centralny Port Komunikacyjny, jest wyzwaniem nie tyle technicznym, ile historycznym. I to nie tej historii ostatnich 20 lat, od kiedy to politycy w propagandowej potrzebie chwili co rusz zapowiadali mediom, że stworzą coś epokowego. Historia sięga XVI i XVII w., złotego wieku Rzeczypospolitej. Państwa od morza do morza, kontrolującego wszystkie najważniejsze szlaki handlowe ówczesnego świata. Tutaj zbiegały się drogi wiodące z Azji, Bliskiego i ze Środkowego Wschodu. Historycy lubią tłumaczyć nam dzieje tamtych czasów talentami i mądrością ówczesnych władców. W czym z pewnością jest wiele prawdy, ale prawdą jest też to, że ci przemyślni władcy dostali do rąk niepowtarzalną szansę – bogactwo otwartych szlaków handlowych zbiegających się na terytorium Rzeczypospolitej.

Ktoś, kto szukałby magicznego momentu, w którym przygasać zaczęła gwiazda strefy wschodniego handlu, a rozkwitała atlantycka gwiazda, znalazłby pewnie rok 1621. Rok bitwy pod Chocimiem. Zwycięskiej, do której doszło po zgoła 100 latach nieustannego bogacenia się, i otwierającej epokę wyniszczających wojen, zmagań o utrzymanie granic mocarstwa. Jednak 1621 r. na drugiej półkuli to był rok założenia Holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej (West-Indische Compagnie). Pierwszej nowoczesnej korporacji, która z czasem postawiła fort New Amsterdam, później przemianowany na Nowy Jork – centrum światowego handlu i finansów. Dwa niezależne zdarzenia symbolizujące wielkie przenicowanie gospodarcze świata. Przesuwanie się finansowego serca świata z terenów ówczesnej Polski nad basen Oceanu Atlantyckiego.

Czterysta lat później mamy do czynienia z kolejnym przenicowaniem świata. Przesunięciem głównych szlaków handlowych znad Atlantyku nad basen Oceanu Spokojnego. Chociaż jeszcze dalej od Polski, to jak na ironię losu może to być dla nas niepowtarzalna szansa. W wyścigu o gospodarczą dominację ze Stanami Zjednoczonymi Chiny będą poszukiwały alternatywnych kanałów wymiany handlowej. Z kolei Europa, w obawie przed zbytnim uzależnieniem od Ameryki, będzie budowała własne „mosty” z Azją. Jeżeli Polska nie podejmie wyzwania, to wcześniej czy później tę lukę wypełnią Niemcy.

Cały artykuł dostępny jest w 13/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także