Drenowani, czyli wysysani
  • Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Drenowani, czyli wysysani

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Marcin Obara
Drenaż mózgów to stosunkowo elegancka nazwa na brutalny proceder wysysania elit jednych narodów przez inne. W dodatku od pewnego czasu – przynajmniej w ramach Unii Europejskiej – wymaga się, aby wysysani publicznie wyrażali radość z tego powodu, co jest już szczególnym rodzajem perwersji.

Określenie „drenaż mózgów” nabiera owej niezwykłej, piekącej realności, gdy się uważnie przyjrzeć np. sporządzonemu przez ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) wykresowi obrazującemu, jaki odsetek ludzi emigrujących z państw Europy Środkowo--Wschodniej stanowią osoby z wyższym wykształceniem. Otóż takim poziomem wykształcenia legitymuje się (licząc w dużym przybliżeniu) aż ok. 15 proc. emigrujących Chorwatów i Słoweńców, ok. 20 proc. Rumunów i Słowaków, ok. 25 proc. Bułgarów, ok 30 proc. Czechów, Estończyków i Polaków, ok. 35 proc. Węgrów i Litwinów oraz ok. 40 proc. Łotyszy i Ukraińców. We wszystkich przypadkach oznacza to dużo wyższy, a w niektórych sporo ponaddwukrotnie wyższy udział najlepiej wykształconych obywateli wśród emigrantów, niż stanowią oni w populacji tych krajów. To się nazywa drenaż mózgów na iście przemysłową skalę.

Jeszcze bardziej do wyobraźni przemawiają liczby bezwzględne. Jeśli zatem wziąć pod uwagę, że państwa Europy Środkowo-Wschodniej opuściło w latach 1995–2012 ok. 20 mln ludzi (znowu według raportu MFW), to przykładając do tego wyżej przedstawione proporcje, można zaryzykować twierdzenie, iż grubo ponad 5 mln z nich miało wyższe wykształcenie. (Z ponad 2 mln osób, które w tym czasie wyemigrowały z Polski, znacznie ponad pół miliona należało do grupy najlepiej wyedukowanych). A to oznacza, że z krajów tych, w tym oczywiście i z naszego, wyjechało, niestety przeważnie na zawsze, mnóstwo lekarzy, inżynierów, menedżerów, bankowców, naukowców, architektów, stomatologów, pielęgniarek. Tych lekarzy, inżynierów, bankowców..., których nam teraz tak bardzo brakuje. Tak bardzo, że kolejki np. do lekarzy wielu specjalności trzeba już liczyć na lata.

I sam się zastanawiam, jaka refleksja nachodzi – w kontekście tych informacji – te osoby, które – tak jak ja – pragną żyć w Polsce, a przy tym są zwolennikami otwarcia europejskich granic, a więc także prawa do nieskrępowanego przemieszczania się między państwami UE. I z jakimi uczuciami przyjmują one napływające z kolejnych państw Unii informacje o ograniczaniu prawa do opieki socjalnej dla przybyszów z innych krajów UE. Czy nie jest to uczucie ulgi? Podobnie jak w przypadku zasugerowanej niedawno przez wicepremiera Jarosława Gowina konieczności wprowadzenia obowiązku zwracania kosztu studiów na uczelniach publicznych przez tych lekarzy, którzy zechcą wkrótce po studiach opuścić Polskę.

Artykuł został opublikowany w 16/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także