Pocztówka z wakacji
  • Paweł KukizAutor:Paweł Kukiz

Pocztówka z wakacji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Moja Bajka

Miałem odpuścić sobie felieton w tym tygodniu, bo po raz pierwszy od 14 lat udało nam się z całą rodziną wyjechać na wspólny wypoczynek, ale jest godzina 23.31, zasnąć w tym upale nie mogę (w moim pokoju klimatyzacja padła), więc zastanawiam się – pisemnie – czy to, co mam teraz, to rzeczywiście wypoczynek, czy raczej tylko chwilowa ucieczka od polskiej polityczno-społecznej rzeczywistości… Wyjechaliśmy z domu samochodem w piątek 2 sierpnia, tuż przed północą. Chciałem wcześniej, ale cały dzień – aż do 22 – miałem wizytę fachowca z firmy Viessmann, który ze dwa razy w roku, chyba od sześciu lat, próbuje naprawić to, co Viessmann schrzanił na początku. Skoków z Małyszem nie mogłem przez tę niemiecką firmę oglądać, bo w relacjach telewizyjnych co chwilę pojawiały się ich banery, a ja na słowo „Viessmann” drgawek dostaję… Zresztą nieważne.

Wyjechaliśmy tuż przed północą. W baku jakieś 20 litrów paliwa, bo do granicy w Chałupkach starczy. I starczyło. Tyle że na granicy nie było stacji. Czynnej. Orlen w remoncie. Najbliższa (funkcjonująca w nocy) była w Wodzisławiu – 20 km od granicy. Do Mlini (parę kilometrów na południe od Dubrownika) jechałem 21 godzin. Cały czas za kółkiem, z czterogodzinną przerwą – tyle trwała przeprawa w korku przez Słowenię (80 km). Tu zastąpiła mnie żona. Potem – znowu ja. Za wiele nie pamiętam. W jedno zlepione mam wszystko w pamięci: jazda, korki, sikanie, jazda, korki, sikanie itd. Aż do celu. Mlini piękne. Spokojne. I żona pyta: „Ty tak specjalnie wybrałeś?”. „Co wybrałem?”. „No, Mlini. Jakieś nawiązanie do Zmielonych?”. Faktycznie! Nie pomyślałem o tym. Zresztą to Mlini samo wyszło, na kilkanaście godzin przed wyjazdem z Polski, w ostatniej chwili. Niesamowite! Kolejny dowód na to, że Pan jest za JOW-ami! A śmiejcie się... Ja w to wierzę.

Do plaży niby tylko 200 m. Za to ze 100 m po schodkach. Prawie pionowych. 211 schodków naliczyłem. Codziennie 4 x 211. Przy prawie 40-stopniowym upale robi się z tego mini-Golgota. Też symbolika – plaża (jak JOW-y) na wyciągnięcie ręki, ale ile wysiłku trzeba włożyć, żeby do niej dojść, a potem wrócić z niej do domu! Pewnej nocy byliśmy w Dubrowniku. Tylko wtedy można jakoś się wśród ludzi przecisnąć. W dzień – masakra. Jak pięknie musi być tutaj na przełomie września i października... Teraz spokój znalazłem w kościółku św. Błażeja – modlitwa za zdrowie w rodzinie i jak zawsze za Polskę. W Mlini te same prośby wysyłam z kościółka św. Ilarego, świętego, który spalił tutaj w IV wieku epidauryjskiego smoka, co uratowało Epidaurum od trzęsień ziemi, zła, barbarzyńskich najazdów i zniszczenia. Za parę dni wracam z – mam nadzieję – duchem Ilarego i zajmę się „na amen” naszymi rodzimymi smokami. Właściwie już chyba odpocząłem, a od Polski uciec – nie potrafię.

Czytaj także