Po pierwsze więc, Platforma kontynuując swe chlubne tradycje z pierwszej i drugiej kadencji, obieca wyborcom zawieszenie po 2015 r. najpierw drugiego progu ostrożnościowego (na poziomie 55 proc. długu do PKB), a potem konstytucyjnego zakazu zadłużania Polski ponad 60 proc. PKB.
Tego samego dnia posłowie PO złożą na Wawelu uroczyste ślubowanie, że w swej trzeciej kadencji zadłużą nasze państwo już nie na marne 250 mld zł – tak jak to uczynili podczas pierwszej kadencji i powtórzą w drugiej, ale od razu – czyli, uwaga, w ciągu zaledwie czterech lat! – na całe pół biliona złotych.
Platforma obieca również ostateczną likwidację, i to na samym początku trzeciej kadencji, wszystkich OFE. Oczywiście tylko w tym przypadku, gdyby – z jakichś powodów – nie udało się jej dokończyć tego wymagającego nie lada odwagi dzieła podczas obecnej kadencji.
Platforma poprzysięgnie wyborcom, że nadal – tak jak podczas niezapomnianych rządów w latach 2007–2015 – nie zrobi literalnie nic w sprawie włączenia rolników do powszechnego systemu podatkowego, emerytalnego i zdrowotnego. I w ten oto prosty oraz niezawodny sposób nie pozbawi pozostałych podatników – swoich wyborców – niewątpliwej przyjemności dalszego składania się na emerytury i renty rolników oraz płacenia za ich leczenie. KRUS zaś uzyska status pomnika historii albo zostanie podniesiona do rangi ministerstwa.
Nadto partia Tuska da słowo, że także w latach 2015–2019 nie kiwnie palcem w sprawie pozbawienia przywilejów emerytalnych górników, policjantów i żołnierzy. Przywilejów, których opłacanie pozostanie – tak jak dotychczas – niezbywalnym przywilejem podatników. Podobnie jak fundowanie przywilejów nauczycielom, bo PO przysięgnie, że nadal jak źrenicy w oku strzec będzie wszystkich co do jednego – zapisów Karty nauczyciela.
Wreszcie Platforma obieca, że w czasie trzeciej kadencji dokończy przeprowadzaną nadludzkim wysiłkiem reformę służby zdrowia, tak aby kolejki do lekarzy były nie jednymi z najdłuższych (jak teraz), ale po prostu najdłuższymi w Europie.
Czy z takim programem PO mogłaby nie wygrać wyborów w 2015 r., a Tusk nie cieszyć się dalej fotelem premiera? Niezawodni wyborcy tej partii już raz – w 2011 r., a więc bogaci w doświadczenia z kadencji 2007–2011 – dowiedli, że to po prostu niemożliwe.
A po nich choćby potop.